25.

1.5K 112 23
                                    

Tymczasem Syriusz przebywał w domu rodzinnym na Grimmauld Place dwanaście. Matka wypominała mu jego życiowe błędy, a on nie mógł już tego znieść. Do tego ciągle jakieś sowy pukały dziobami w okna, ale żadna nie przyniosła nic, co mogłoby poprawić jego humor.

— Wredne ptaszyska — warknął pewnego dnia, gwałtownie wstając z kanapy w salonie i idąc prosto do okna. Otworzył je i wyrwał sowie list z dzioba. Zamknął okno z trzaskiem. — O proszę — zaczął wścibsko — Regulusku, to do ciebie! — krzyknął, widząc piękny napis na kopercie, na pewno należący do kobiety.

Młodszy brat Syriusza zbiegł pędem po schodach i wpadł do salonu. Spojrzał ostrzegawczo na niego, widząc jego minę, która mogła świadczyć o tym, że zaraz zacznie się z niego nabijać.

— Oddaj mi to, Syriuszu — zaczął powoli, stawiając ostrożne kroki w jego kierunku. Dłoń miał w gotowości, by chwycić za różdżkę.

— Czyżby twoja dziewczyna napisała? — zapytał, unosząc brew i uśmiechając się chytrze.

— Tak! — odpowiedział bez zastanowienia Regulus, a Syriusz roześmiał się głośno. — Znaczy nie... znaczy napisała, ale to nie jest moja dziewczyna!

— Nie, wcale — prychnął, a jego kąciki ust drgnęły — a gdybym tak... — odwrócił list, pokazując bratowi, że z chęcią go otworzy.

Regulus zbladł.

— Proszę, Syriuszu, oddaj mi ten list... —poprosił spokojnie z lekkim uśmiechem, a on prychnął.

— Przecież nie będę ci bronić pisania z kimś —powiedział i ruszył w jego stronę, a następnie z gracją rzucił list w górę, a jego adresat umiejętnie go złapał. — A tak serio to twoja dziewczyna? — zapytał w drzwiach.

— Nie! — krzyknął Regulus, czerwieniąc się cały.

Syriusz parsknął śmiechem, ale jeszcze tego samego dnia uciekł z domu, ponieważ nie mógł dłużej znieść swojej opryskliwej matki. Tułał się po ulicach ze swoim kufrem, do którego spakował trzy czwarte rzeczy ze swojego pokoju, oczywiście wziął kilka swoich ulubionych plakatów z motocyklami, a resztę przymocował do ściany, dzięki zaklęciu trwałego przylepca.

Syriusz czuł się cudownie. Jak ptak, który wyfrunął z gniazda. Pozostawił za sobą te okropne miejsce, które przyprawiało go o wymioty i ruszył przed siebie. Podniósł dumnie głowę, a na usta wpłynął mu szeroki uśmiech. W końcu wyrwał się z tego potwornego miejsca i miał przed sobą wspaniałą ścieżkę. Wiatr powiewał jego lśniącymi długimi włosami i co chwilę je odgarniał, tracąc pomału cierpliwość. Uśmiechał się do młodych dziewczyn, które raczyły do niego pomachać, zachwycone jego urokiem.

Black przemierzał ulice, rozglądając się i rozmyślając o tym, co powinien teraz zrobić. Jeszcze parę dni przed wyjazdem z Hogwartu pokłócił się z Jamesem o Arianę. Żaden z nich nie widział jej nigdy w takim stanie, ale każdy wiedział, że teraz będą mieli ciężko. Dziewczyna nie tylko robiła za nich zadania lub w dużym stopniu im w nich pomagała, ale także była świetną przyjaciółką. Remusowi bardziej zależało na Matildzie, więc chłopcy nawet nie pytali go o zdanie, bo to nie o nią się toczyło.

Syriusz zdał sobie sprawę po pół godzinie, że nie ma gdzie się podziać i ma teraz duży problem. Wziął kilka galeonów, może przecież wezwać Błędnego Rycerza... Nagle zauważył kogoś, dzięki któremu jego uśmiech poszerzył się.

— Black! — zawołał James Potter, szczerząc się i ruszył w jego stronę tak, jakby ich kłótnia nie miała w ogóle miejsca. — Moja ty najcudowniejsza Łapo! Cóż cię tu przygnało?

Herbata z mlekiem | Syriusz Black Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz