63.

1.1K 90 14
                                    

— Więc jak było z Lily? — zapytał Syriusz, kiedy z chłopakami znaleźli się w swoim dormitorium. Zaczęli się rozbierać z płaszczy oraz kurtek i szukać piżam, a także ręczników.

— Cudownie! — powiedział z zapałem James. — Od dawna tak szczęśliwy nie byłem!

— Nie da się ukryć — wtrącił Remus z uśmiechem.

— Mówiłem jej, że bardzo ją lubię i w ogóle, że śliczna jest — nawijał dalej Potter. — Słodko nosek marszczy, szkoda, że nie widzieliście. Super nam się rozmawiało, kupiłem jej nawet czekoladową żabę. Jest naprawdę prześliczna... Sobie w kalendarzu zapiszę — powiedział nagle i podszedł do wiszącego na ścianie kalendarza księżycowego — trzydziesty pierwszy październik tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty szósty...

— Cieszę się twoim szczęściem — rzekł Syriusz. — Fakt, Lily jest ładna, ale Ariana piękniejsza.

— Dla ciebie to ona zawsze była najcudowniejsza — powiedział James, szeroko się uśmiechając. — Naprawdę nie wierzę, że to mi się udało. Cholera, jest w pyte.

— Stary, to cudownie — dodał Black i podszedł do niego, przytulając go i klepiąc w jego plecy.

— Mam nadzieję, że to jakoś pociągnę. Aż cud, że wyszło...

— Nie kracz, bo się zepsuje — ostrzegł go Syriusz, ale roześmiał się. — Pomogę ci.

— Ja też — dodał Remus, klepiąc lekko w ramię Jamesa — będzie dobrze. Skoro nam się udało, to i wam też.

— Dzięki, chłopaki.

— O mnie nie zapominajcie! — powiedział nagle Peter, znajdując się przy nich.

Uczta z okazji Nocy Duchów była wyśmienita jak co roku. Krwawy Baron straszył wszystkich swoich wyglądem, a Gruby Mnich opowiadał niesamowite historie. Atmosfera w Wielkiej Sali była wyborna. Sir Nicholas użalał się, gdyż była to jego któraś z rzędu rocznica śmierci. Jedli potrawy przygotowane przez domowe skrzaty, rozmawiali, śpiewali i cieszyli się swoimi nastoletnimi latami.

Następne dni nie były takie wesołe. No, może oprócz urodzin Syriusza trzeciego listopada.

Trzy czwarte szkoły złożyło mu życzenia, życząc przeróżnych niestworzonych rzeczy, a on za nie dziękował. James dał mu jakąś książkę, o której nie chciał nikomu mówić. Syriusz, widząc ją, roześmiał się w niebogłosy, gdy coś mu się przypomniało. Bawiło go to przez trzy godziny. Remus ofiarował mu jego ulubione słodycze, a Peter alkohol. Ariana długo głowiła się, kto mu go sprzedał. Ona natomiast dała Syriuszowi gruby zeszyt z różnymi datami z ostatnich sześciu lat. Były tam zapisane ważne dla nich wydarzenia — pierwsza kłótnia, pogodzenie się, wyjścia, pocałunki, czułe słowa. Każdą stronę ozdobiła wzorkami. Wyglądało to cudownie. Matilda nie bawiła się w nich skomplikowanego, po prostu kupiła mu zestaw skarpetek, ponieważ wszystkie dziwnym trafem gubił. Dołożyła jeszcze słodycze.

— Skarbie, nie musiałaś się tak starać — powiedział Syriusz do Ariany, lekko zdziwiony i przerażony tymi wszystkimi datami.

— Ale chciałam — rzekła — zobacz ostatnią stronę...

Zmarszczył brwi i przewrócił kartki na koniec. Przeczytał w myślach:

Kochany, Syriuszu!
Gdy się kłóciliśmy, zawsze myślałam, że będzie to koniec naszej znajomości. Zawsze się jednak godziliśmy i byliśmy dla siebie jak prawdziwe kochające się rodzeństwo. Pomagałeś mi, wysłuchiwałeś i pocieszałeś, kiedy tego potrzebowałam. Jesteś przecudownym człowiekiem z lekko wybuchowym charakterkiem. Ale właśnie to w tobie najbardziej kocham. Nigdy nie owijasz w bawełnę i mówisz, jak jest. Nigdy przy nikim nie czułam się tak jak przy tobie. Mam nadzieję, że nasz związek przetrwa jeszcze wiele lat i będziemy szczęśliwym małżeństwem. Tego najbardziej pragnę. Rozświetlasz mój dzień, dzięki czemu się uśmiecham. Promienieję na sam twój widok. Kocham cię tak, jak jeszcze nigdy nikogo nie kochałam. Codziennie się o ciebie martwię, więc, proszę, nie dawaj mi do tego powodów i zawsze na siebie uważaj. Jesteś moim słoneczkiem i księżycem.
Kocham cię, Ariana

Na dole strony był jeszcze rysunek przedstawiający ich i pieska.

Syriusz wzruszył się i uśmiechnął się szeroko. Wyrwał tę stronę i zawsze nosił w kieszeni, przy sercu.

Siódmego listopada wypadała pełnia, a Remus czuł się przez to fatalnie. Matilda odchodziła od zmysłów, byle tylko jakoś ulżyć mu cierpienia. Chodziła do pani Pomfrey, by wziąć od niej eliksir przeciwbólowy, ale nawet to nie działało na słaby stan Lunatyka. Przeczytała poleconą przez niego książkę, ale ta sytuacja zbyt ją przerastała, by mogła myśleć trzeźwo. Co jeszcze miałaby zrobić? Umówili się, że dziewczyny nie kiwną palcem, by znaleźć się we Wrzeszczącej Chacie. Chociaż nawet to doprowadziło ich do wielkiej kłótni. Mimo niebezpieczeństwa, którego były świadome, gdyby poszły z Remusem, chciały pomóc. Syriusz zrobił Arianie wykład o tym, że ma nawet kroku nie zrobić w stronę wyjścia z Hogwartu. Dzięki Mapie Huncwotów i samych Huncwotów znała ich całą masę. I właśnie tego obawiał się Black.

Czasami pluł sobie w twarz, że jej to wszystko pokazał, ale przecież była jego dziewczyną. Gdyby nie wiedziała, plułby sobie w twarz jeszcze bardziej.

Szóstego listopada pani Pomfrey odprowadziła Remusa do Wrzeszczącej Chaty, tak jak zawsze. Chłopcy mieli wyjść z Hogwartu wieczorem.

— Niech twoja ambitna główka nie myśli o tym, by za nami iść — powiedział Syriusz surowym tonem do Ariany. — Ty też nie wpadnij na taki pomysł, Remusowi nic nie jest — zwrócił się do Matildy.

— Zapewne przechodzi katusze, a ja nic z tym zrobić nie mogę — mruknęła rozstrzęsiona.

— Nic mu nie będzie, nie martw się — rzekł i popatrzył znowu na Arianę. — Też bym chętnie tu został, ale Lunio... — powiedział ciszej. — Przyjaciela nie zostawię.

— Chodź, Łapa — wtrącił James — już na nas czas.

Syriusz uśmiechnął się do dziewczyn i razem z Potterem i Pettigrew zniknęli pod peleryną niewidką.

Ariana i Matilda nie mogły spać. Gdy chłopcy wyszli z pokoju wspólnego, podeszły do okna i czekały. Czekały, aż pojawią się na błoniach pod postacią swoich animagicznych zwierząt. Gdy myślały, że już się nie pokażą, zaczęły się poważnie martwić. Ale gdy znikąd na błoniach pojawił się jeleń i pies, odetchnęły. James skłonił w ich stronę swoją rogatą głowę, a Syriusz zrobił dwa okrążenia, jakby gonił własny ogon.

— Chociaż wiedzą, że tu jesteśmy — powiedziała Matilda nerwowym głosem. — Oby Remi był cały, bo sobie nie wybaczę...

— Będzie dobrze, kochana — odparła Ariana i westchnęła, zwracając głowę na błonia. Jeleń i pies zniknęli. — Też się martwię...

Gdy dziewczyny nie mogły spać, w tym czasie Huncwoci biegali po Hogsmeade, nawet się nimi nie przejmując.

Następnego dnia chłopcy ledwo zdążyli na pierwszą lekcję. Wparowali do klasy jeszcze przed nauczycielem, ale wyglądali, jakby właśnie wygrali duże pieniądze i dom w loterii.

Ariana i Matilda obejrzały się, kiedy usiedli za nimi. Remusa przy nich nie było. Obróciły się do Syriusza i Jamesa.

— O co chodzi? — zapytała szatynka.

— Nic, wszystko dobrze, skarbie — odpowiedział Black z szerokim, lekko szalonym uśmiechem. — Lunio cały.

— Co wam jest? — dodała Matilda. — Maraton przebiegliście?

— Oczywiście — powiedział James — ten do serca Lily...

— Już nie gadaj tyle — rzekł Syriusz, nawet się nie kwapiąc, by się rozpakować. — A właśnie — wyciągnął ze swojej torby paczuszkę i podał Arianie — to dla ciebie.

— Co to takiego? — zapytała, przyjmując pakunek.

— Prezent. Otwórz później.

Ariana nie spodziewała się, że w środku będzie sukienka, którą tydzień temu oglądali w sklepie odzieżowym w Hogsmeade.

Pod nią leżała też karteczka:

Kocham cię za wszystko, co dla mnie zrobiłaś.

Herbata z mlekiem | Syriusz Black Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz