67.

895 65 10
                                    

Mróz przenikał przez jej ubrania aż do kości. Czuła, że przemarzła, a nawet szata jakiegoś czarodzieja z Ministerstwa Magii nie pomagała. Dodatkowo Ariana była przerażona, wręcz sparaliżowana strachem. Nie rejestrowała wszystkiego, co się wokół niej działo. A przynajmniej na początku tak było. Jej krzyk wzbudził zainteresowanie i zaniepokojenie w Hogwarcie. Nim się obejrzała, skrawek lasu i polanę zajmowali nauczyciele, a szybko potem także aurorzy z Ministerstwa.

Jeden z nich widząc, że dziewczyna wręcz trzęsie się z zimna, oddał jej swój płaszcz z lekkim uśmiechem, a następnie zadawał pytania. Ariana nie pamiętała później, by na jakiekolwiek odpowiedziała. To, co zobaczyła, mocno nią wstrząsnęło.

Czarodziej, którego znalazła, okazał się znanym aurorem. Jego ciało zostało zmasakrowane, potraktowane nie tylko zaklęciami, ale także ostrymi narzędziami i zębami zwierzęcia. Oczywiście oni stwierdzili, że był to wilkołak, ale Ariana dobrze wiedziała, że on znajdował się w Hogwarcie i nie miał z tym nic wspólnego. Czuła obawę, że ktoś mógłby zasugerować, iż to Dumbledore chowa wilkołaka pod skrzydłami i Remus mógłby zostać wyrzucony. Nie dopuszczała wtedy do siebie myśli, że dyrektor nigdy by na coś takiego nie pozwolił.

Ariana widziała już wiele okropnych rzeczy: gdy ojciec bił mamę, rzucał w nią szklanymi butelkami albo robił to samo z nią. Dwa miesiące wakacji były dla niej za każdym razem wielką udręką i pogłębiającą się traumą. Gdy opatrywała ranę Remusa, również czuła strach, bała się, że mogłoby mu się coś stać. Że spotkanie z Jamesem pod postacią jelenia mogło zakończyć się katasrofą, że mógłby się wykrwawić przed jej oczami. Zmienianie opatrunków też wiązało się z podobnymi emocjami.

Zainteresowanie owym wydarzeniem na skraju Zakazanego Lasu wzrosło wśród uczniów Hogwartu. Zaczęli oni wychodzić z zamku, by dowiedzieć się więcej o zaistniałej sytuacji, ale to Slughorn próbował ich przegonić z powrotem. Udało się to McGonagall. Nauczycielka i tak była wstrząśnięta.

— Co wam strzeliło do głowy?! — krzyknęła, gdy oddaliła się z Arianą i Syriuszem. Chłopak nie wydusił z siebie ani słowa od długiego czasu. McGonagall była wręcz purpurowa ze złości i strachu. — Powinniście być dawno w łóżkach, a nie szwędacie się po Zakazanym Lesie! Od kiedy to nie obowiązują was zasady?

— Pani profesor — zaczął Black, w końcu się odzywając — rozumiem, że pani się o nas martwiła, ale naprawdę chciałbym już wrócić do zamku. Strasznie tu wieje, nieprawdaż?

— Po raz kolejny złamaliście regulamin! — warknęła McGonagall, a Syriusz wiedział już, że skoczyło jej ciśnienie i powinien się odsunąć i najlepiej zamilknąć. — Jest to wręcz niedopuszczalne! Redmayne, nie poznaję cię. Co wy właściwie robiliście na dworze o tej porze?

— Wyszliśmy się przewietrzyć, pani profesor, ale teraz zrobiło się naprawdę zimno. Chyba nie chce pani, byśmy się przeziębili...

— Nie dyskutuj już, Black! Macie szczęście, że nic wam się nie stało! Przysłużyliście się dziś Ministerstwu Magii, bo szukali tego aurora już od długiego czasu, co nie zmienia faktu, że dostaniecie szlaban...

— Ale pani profesor...

— Milcz, Black, jak mówię! — syknęła. — Tobie należy się podwójna kara, a teraz zabierz stąd pannę Redmayne i daj jej kubek czegoś ciepłego, pewnie przemarzła. Zejdźcie mi z drogi.

— Oczywiście, pani profesor — powiedział Syriusz i teatralnie się ukłonił, łapiąc od razu Arianę za rękę i odchodząc, byle tylko McGonagall nie dołożyła mu jeszcze więcej. — Kochanie, jak się czujesz? — zapytał, nagle przybierając opiekuńczy ton. Pociągnął ją nieco bliżej siebie.

Herbata z mlekiem | Syriusz Black Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz