Trzasnęły drzwi jednej z wrocławskich kawalerek, w jednym z tych niespecjalnie nowych i urodziwych kamieniczek. Z uczuciem ulgi zmęczona maturzystka zsunęła z nóg nie do końca wygodne czółenka na niedużym obcasie. Przeszła do aneksu kuchennego i włączyła radio. Muzyka w jej życiu była dość istotnym elementem. Co prawda nie grała na żadnym instrumencie ani nie śpiewała – chyba że na osobności lub gdy wypiła za dużo – ale gdy włączała coś, co naprawdę trafiało do jej serca, zwłaszcza mając w uszy wciśnięte słuchawki, potrafiła zatracić się w muzyce i zapomnieć o Bożym świecie. A prawda była taka, że nieraz tego potrzebowała.
Małgorzata Ceglarek miała lat dziewiętnaście i trzeba było przyznać, że właściwie od samego początku jej życie nie należało do najprostszych. W domu dziecka spędziła całe swoje dzieciństwo i wiek nastoletni, aż do osiemnastych urodzin, gdy się wyniosła. A wszystko dlatego, że rodzice jej nie chcieli. Tak po prostu. Nie zmarli w tragicznym wypadku, po prostu ją oddali. Jak coś niepotrzebnego...
A teraz mieszkała ze swoim chłopakiem i cóż... chciała wierzyć, że jest szczęśliwa.
Podkręciła głośność i zaczęła z pląsać po niezbyt dużym metrażu z przymkniętymi powiekami.
Donne moi moins d’attention. Fais moi mal sans raison.
Trompe toi de prenom. Mon ange sois mon demon.Pierwszy raz słyszała tę piosenkę, ale już sam francuski sprawiał, że przyjemniej jej się słuchało. Kiedyś obiecała sobie, że nauczy się tego języka. Tego i jeszcze włoskiego i może hiszpańskiego. Chociaż w stopniu komunikatywnym. Teraz jednak poza bonjour i oui niespecjalnie coś rozumiała. Sięgnęła więc na szybko po telefon, by wygooglować sobie tekst w oparciu o imię artystki, którą przedstawił chwilę temu speaker.
Nie była zdziwiona faktem, że piosenka opowiadała o zakochaniu. Jednak jakby nieco mrocznym i niepewnym.Uśmiechnęła się do siebie. Jakaś cząstka jej duszy chciała przeżyć coś na kształt wielkiej burzliwej miłości. Takiej, jak na tych porywających filmach. Z uczuciem na śmierć i życie.
Pokręciła głową. To było nie w porządku. Miała przecież Tomka. Może nie był to mężczyzna przy którym jej cała osoba drżałaby z miłości i pasji, ale czy takie uczucie na pewno jest realne? Czy pojawia się poza słowem pisanym i tym co na ekranie?Miała Tomka. Miała swoje dobre życie. A jak ktoś powiedział: wszędzie dobrze tam, gdzie nas nie ma. Odnosiła to również do tego, że pożądamy zawsze tego, czego nie mamy.
Piosenka zmieniła się na coś bardziej skocznego. Znów zaczęła tańczyć, uważając przy tym, żeby nie zabić się o kant stołu, czy meble. Sięgnęła do lodówki, wyciągając jajka, pomidory i cebulę. Jej poziom zdolności kulinarnych nigdy nie powalał, dlatego z Tomkiem często żywili się gotowcami z marketu. Na mieście raczej nie jedli, nie było ich na to stać. Zbliżała się jednak piętnasta, jej mężczyzna miał za chwilę wrócić z pracy, więc uznała, że dobrze byłoby go nakarmić.
Nuciła pod nosem, podsmażając cebulkę. Zerkała co jakiś czas przez okno, na widoczny za nim plac zabaw, gdzie biegała roześmiana gromadka dzieci. Gdzieś tam zaszczekał jakiś pies, na parapecie przysiadł gołąb.
Kończyła obiad akurat, gdy zgrzytnął zamek w drzwiach, a do środka z głośnym sapnięciem wszedł Tomasz.
– Hej, Kotek! – zawołał, zsuwając z nóg buty.
CZYTASZ
Światłocień
RomanceStoisko z truskawkami krwawo połączyło dwoje tak różnych ludzi. Świeżo upieczoną absolwentkę szkoły średniej, która tkwi w toksycznej relacji z (nie) księciem z bajki. I chwilowego kierowcy busa, dowożącego towar na stoiska. Ona jest dość cicha i d...