56. Uszka z Tesco i poker.

215 29 189
                                    

Media: Silent Night.


Święta Bożego Narodzenia to szczególny czas. Czas wybaczenia i integracji, nie tylko rodzinnej. Wówczas dzieją się cuda, a z oczu wielu płyną łzy radości i wzruszenia. Wtedy do domu wracają synowie i córki marnotrawne, a zajadłe konflikty schodzą na dalszy plan.

W jednym z nielicznych w pewnym mieście mieszkań panował mrok, który ze wszystkich sił starała się pokonać maleńka choineczka stojąca na szerokiej ławie. Kolorowe światełka i kilka szklanych bombek. Z każdego kąta wyzierała cisza, a on siedział ze wzrokiem wbitym w przeciwległą ścianę. Ubrał to sztuczne drzewko, ale i to było dla niego nie lada wyczynem. Nie czuł się na siłach, by słuchać kolęd.

Przymknął oczy. Ból ogarnął go bez reszty i wiele by dał, by był to fizyczny ból. Ileż to razy w przeciągu ostatniego tygodnia chciał rzucić wszystko i wrócić do Polski. Raz nawet już wyciągał walizkę z głębi szafy. Za każdym jednak rezygnował. Tu nie chodziło o jego dobre samopoczucie, ale o życie kilku osób, których nie mógł stracić.

Siedział więc w tym koszmarnym fotelu i podpierając podbródek na dłoni, pozwalał, by powieki opadały mu coraz bardziej. Dochodziła dziewiętnasta.

Nagle usłyszał ostry, drażniący dźwięk dzwonka. Zerknął w tamtą stronę, marszcząc czoło. Powoli podniósł się z miejsca i podszedł do drzwi. Nikogo się przecież nie spodziewał. Spojrzał przez judasza i nagle poczuł, że brakuje mu tchu. Otworzył szybko i patrzył na gości z szeroko otwartymi oczami i nieco rozchylonymi ustami.

– Adrian, kochany, ale ty schudłeś na tym amerykańskim jedzeniu! Zaraz będziemy jeść. Wojtek, rusz się z tymi torbami! Która to już jest godzina?

Chłopak obserwował jak jego matka obiera momentalnie władzę nad kuchnią, a ojciec wtaszcza napakowane po brzegi torby do korytarza. I nawet nie przyszło mu do głowy, że byli w Kanadzie, a nie w Stanach.

– Co wy tu robicie? – zapytał i od razu chrząknął, zachrypnąwszy ze wzruszenia.

Kobieta zatrzymała się w pół ruchu. Na jej twarzy rozciągał się szeroki uśmiech.

– Robert powiedział nam, gdzie jesteś.

– Twoja matka zaatakowała go wałkiem do ciasta – sprostował Wojciech, czym zyskał piorunujące spojrzenie swojej małżonki.

Kobieta zatrzasnęła szafkę i zmierzyła swoich chłopców wzrokiem. Jej wyraz twarzy był zacięty, a usta zaciśnięte w wąską linię.

– Moje dziecko nie będzie samo spędzało Wigilii – powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Jeszcze na drugim końcu świata.

Adrian zerknął to na ojca, to na matkę.

– Powiedział wam?

Chwila dłuższej ciszy.

– Dziś Wigilia. Poruszymy ten temat jutro. Adrianku, gdzie masz talerze? – dodał już zupełnie innym tonem i zaczęła nucić pod nosem. – Nie masz tu radia? Wojtek, daj płytę z kolędami. Tu pewnie same amerykańskie dziwactwa.

Chłopak podszedł do matki i przytulił ją najmocniej jak potrafił. Czuł jej dłonie czule gładzące jego plecy. Oczy zaszły mu łzami.

***

Małgorzata Ceglarek stała pośrodku swojej kuchni. Dochodziła czternasta, a ona wciąż obmyślała plan działania. Uśmiechnęła się na samą myśl o tym, jak jeszcze wczoraj przekonywała Karolę, że na pewno nie będzie sama na Święta i że ta może spokojnie jechać do przyszłych teściów. Faktycznie nie zamierzała spędzać Wigilii samotnie, problem polegał jednak na tym, że jej potencjalne towarzystwo nawet minimalnie nie zdawało sobie sprawy z tego, że za moment się nim stanie.

ŚwiatłocieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz