65. Wyższa konieczność.

170 21 56
                                    

Media: Bad Wolves - Zombie


 Stał za obskurnym kontenerem i wpatrywał się w taszczącego śmieci pseudoartystę, który najwyraźniej wciąż był narąbany. Z raportu wynikało, że wyczynem dla niego były te ulotne, pojawiające się z rzadkością czarnego kruka chwile trzeźwości, zarówno alkoholowej jak i opioidowej.

To będzie dziecinnie proste – przeszło mu przez myśl i zaraz osaczyły go wyrzuty sumienia, które zaczął desperacko spychać w najgłębsze zakamarki podświadomości.

Co za różnica, czy poczuje się jak skurwysyn, czy nie, skoro i tak to zrobi? Zresztą doskonale zdawał sobie sprawę z tego, kim był i czego się dopuszczał. Od czasu rozmowy z Polem przestał mieć złudzenia. Vendetta opierała się na pieniądzach, a nie misji.

Przekrzywił głowę, widząc, że mężczyzna potyka się o worek ze śmieciami. Rozejrzał się, nikogo nie było, czemu ani trochę się nie dziwił. W promieniu kilometra był tu tylko jeden dom. Samozwańczy artysta chciał mieć święty spokój, niezakłócany przez bawiące się dzieci i głośnych sąsiadów. Choć obstawiał, że ten po prostu chciał móc ćpać i pić bez ewentualnych świadków. To z kolei czyniło to zlecenie jeszcze prostszym.

Filip Kępiński założył na dłonie rękawiczki i poprawił kaptur na głowie. W dłoń chwycił krótki nóż. Ofiara wstawała właśnie z brudnego chodnika, po których właśnie przebiegła mysz.

Ruszył wolnym krokiem w jego stronę. Na twarzy miał powagę i zacięcie. Przybrał maskę chłodu, którego przez ponad miesiąc uczył się od Pola. Przywdziewał ją tylko w takich momentach. Gdy oczyszczał umysł, by nie zaprzątały go żadne niepożądane bzdury. Na ogół był inny. I wiedział tym samym, że tak samo było z Polem. W ostatnich tygodniach sporo zleceń miał właśnie z nimi, a nie był ślepy. Nie wiedział dokładnie, co ich łączyło, ale jemu na pewno na tym zależało. Wiedział też, że to niedobrze, że miał takie informacje. W organizacji mogły się one szybko zamienić w wyrok śmierci.

Artysta odwrócił się przodem do niego i zmrużył małe, zamglone wódką oczy.

– Ktoś chyba bardzo nie lubi twojej pisaniny. – Filip wzruszył ramionami, by w następnej chwili, złapać mężczyznę za gardło i chwycił jego dłoń w taki sposób, że teraz ona zaciskała się na rękojeści noża. – Dobranoc – szepnął mu do ucha i wbił mu nóż w brzuch, zaciskając swoje palce na jego palcach.

– Sylwek? – Usłyszał za sobą bełkotliwy głos. Westchnął i zaklął, nie spodziewając się świadków. Ale to przecież takie oczywiste. Dobra libacja ma więcej niż jednego członka.

Szybkim ruchem odwrócił się, słysząc jak ciało osuwa się na ten paskudny chodnik, a z ust rannego wydobywają się niegłośne jęki. A potem rzucił nóż, który wbił się temu drugiemu w szyję. Miał niemalże perfekcyjny cel, czy to w strzelaniu, czy w rzutach. To był jego talent, który niezwykle podobał się Karskiemu.

Mężczyzna nie był w stanie nawet zacharczeć. Złapał się za szyję, dotknął tego noża i osunął się na ziemię.

Filip wolnym krokiem podszedł do niego i wyciągnął ostrze z jego ciała, by potem rzucić narzędzie zbrodni tuż obok niego. Dwa ciała, dwoje ćpunów i alkoholików i nóż, na którym były tylko ich odciski. Tak naprawdę bardzo dobrze się złożyło, że ten drugi się pojawił. Całość jeszcze bardziej nabrała na wiarygodności.

Odchodząc zerknął jeszcze raz na efekt swojej pracy. Przymknął oczy. Wyciągnął telefon, gdzie dostrzegł nową wiadomość. To Karski. Zapraszał go do swojego gabinetu.

Kłamstwem było powiedzenie, że się nie zaniepokoił. Wolał mieć z nim osobisty kontakt najrzadziej. Czego mógł chcieć? A jeśli dowiedział się o tym, co się stało po jego pierwszym zleceniu?

ŚwiatłocieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz