Opuszki jego palców przesunęły się po jej policzku, w miejscu, które już delikatnie napuchło. Gdy dotarł do okolicy ust, gdzie widniał krwawy znak, cofnął dłoń i zacisnął palce. Przymknął oczy i wstał. Z całych sił uderzył pięścią w ścianę.
– Jak mogłaś?! – wrzasnął, ale nie patrzył na nią. Nie potrafił. Wystarczyło, że wtedy, na środku tamtego pieprzonego salonu widział ból w jej oczach. Wystarczy, że widział tę krew i jej bladą dłoń zakrywającą się przed nim jak przed oprawcą. Przycisnął czoło do zimnej powierzchni i zacisnął szczękę tak mocno, aż zgrzytnęły mu zęby. – Tak jakbym i tak nie był wystarczającym sukinsynem – dodał ciszej.
Gdy poczuł dotyk jej palców na plecach, napiął mięśnie, jak zwierzę gotowe do ucieczki.
– Robert – szepnęła łagodnie. – Chciałam, żebyś to zrobił. Taki był mój plan. Nie powinieneś mieć wyrzutów sumienia.
Odwrócił głowę w jej stronę i spojrzał jej w oczy, wybuchając krótkim, nie mającym nic wspólnego z wesołością śmiechem.
– Widziałaś swoja twarz w lustrze? Od teraz przyjmujesz postawę męczennicy?!
– To nie tak...
– To po cholerę ta ofiara?!
Uniosła nieznacznie podbródek.
– To tylko rozcięta warga i lekka opuchlizna. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale Karski się do mnie zaczął dobierać. Miałam czekać, aż zaciągnie mnie do łóżka?!
– Nie pozwolił bym na to!
Spojrzała na niego powątpiewająco, a jego jeszcze bardziej trafił szlag.
– Jeśli myślisz, że pozwoliłbym mu na to, żeby cię zgwałcił, to radzę zastanowić się jeszcze raz, bo najwyraźniej od uderzenia coś ci się poprzestawiało w tej pustej głowie.
– Wszystko poszło zgodnie z planem – odezwała się, starając się zachować opanowanie.
– Twoim chorym planem! Wprost wspaniale przemyślane. Zmusić mnie, żebym ci przyłożył! – krzyczał, choć ona stała tuż obok.
Odwrócił się w stronę barku i drżącą z nerwów dłonią sięgnął po butelkę. Wyciągnął szklankę i nalał trunku do połowy naczynia. Nim jednak upił choćby łyk, odstawił z powrotem ją na miejsce. Gwałtowny ruch ręki strącił wszystko z blatu na podłogę. Alkohol się rozlał, szkło rozbiło. On wręcz dyszał ze złości i nagromadzonych, skrywanych uczuć.
Doskoczyła do niego i ujęła jego dłoń w swoją, gładząc ją lekko.
– Wszystko jest w porządku – szepnęła uspokajająco.
Prychnął ze złością.
– Opuść sobie ten ton terapeuty.
Wyrwał dłoń z jej uścisku, wyminął ją i usiadł na kanapie. Oparł łokcie na kolanach i spuścił głowę.
– Naprawdę jesteś taka tępa, że niczego nie rozumiesz?
Westchnęła.
– Rozumiem. To było ryzykowne i mogło nas wiele kosztować, ale się udało. Było warto. Bez zaufania Karskiego i tak nie pożyjemy zbyt długo. A mam wrażenie, że chyba trochę ci odpuścił, w końcu stanąłeś w jego obronie.
Kolejne jego prychnięcie, tym razem jakby bardziej żałosne.
– Jestem złym człowiekiem. Zabiłem więcej ludzi, niż ty w życiu spotkałaś. Torturowałem więcej, niż obdarzyłaś sympatią. W tym wszystkim pojawia się twoja irytująca, mało rozgarnięta osoba, która dokonuje destrukcji na moim światopoglądzie. – Uniósł głowę i z uporem spojrzał na jej twarz, na zmarszczone brwi, na ściągnięte usta, które najprawdopodobniej miały już ochotę zaprotestować. – Tylko, że to nigdy nie będzie oznaczało, że stanę się dobry. Wciąż jestem mordercą i jestem w stanie zabić każdego bez mrugnięcia okiem. Każdego, z wyjątkiem ciebie. Jesteś jedyną istotą, której nie chcę krzywdzić, od której całe to moje parszywe „ja" trzymało się z daleka. I właśnie dziś to zdeptałem. – Po chwili ciszy wstał i podszedł do niej. Spojrzał na nią z góry, a jego ust, przez zaciśnięte zęby wydobył się syk. – Dlatego, jeśli jeszcze raz powiesz, że wszystko jest w porządku, to uprzedzam, że w pełni poznasz, z kim masz do czynienia.
CZYTASZ
Światłocień
RomanceStoisko z truskawkami krwawo połączyło dwoje tak różnych ludzi. Świeżo upieczoną absolwentkę szkoły średniej, która tkwi w toksycznej relacji z (nie) księciem z bajki. I chwilowego kierowcy busa, dowożącego towar na stoiska. Ona jest dość cicha i d...