58. Powinnaś się mnie bać.

219 27 83
                                    

Media: Halsey - Control


Robert Pol schodził ze schodów, nie dbając nawet o zachowanie ciszy. Burczał coś pod nosem i warczał wiązanki przekleństw. Zapalił światło i przez chwilę stał w bezruchu, analizując sytuację.

– Zginiemy? Pójdziemy do więzienia? Zabiją nas, tak? – jęknęła Gosia, łapiąc się w wyrazie przerażenia za głowę. Wplotła palce we włosy pociągając za nie boleśnie.

Nie mogła pojąć, jak doszło z jej strony do takiego błędu. Jak doszło do tego, że wypuściła z rąk tę durną rękawiczkę? Po co w ogóle je ściągała? I byli teraz uwięzieni. Jak mieli wyjść? A jeśli lada chwila wrócą właściciele?

– Jeśli się nie zamkniesz, to sam cię zabiję – warknął do niej, wciąż na nią nie patrząc.

Zaległa cisza, którą przerywał odgłos jej kroków, gdy schodziła po schodach, by stanąć przy nim.

– Co my teraz zrobimy? – zapytała, a głos który wydobył się z jej ust zdecydowanie był zbyt wysoki i niebezpiecznie drżący.

– Zamilcz i pozwól mi zebrać myśli – rzucił tylko, już wyraźnie spokojniej, wbijając wzrok w bliżej nieokreślony punkt w przestrzeni.

Dziewczyna sama już nie wiedziała, czy bardziej przerażała ją ich obecna sytuacja, czy jego zachowanie. Był niemalże spokojny. Zimne opanowanie malowało się na jego twarzy, wyzierał z niego chłodny profesjonalizm. Teraz dopiero mogła zobaczyć jego zawodową twarz. Nie krzyczał już i nie wyzywał. Stał i analizował. W końcu, po nieskończenie długich minutach poruszył się i wyciągnął z kieszeni telefon, pisząc wiadomość. Obserwowała go w ciszy, nie będąc w stanie się odezwać. Czuła się jak sparaliżowana. Cofnęła się o krok i zachwiała. Opadła na ostatni stopień schodów, dłonią wciąż trzymając się barierki.

Odpowiedź przyszła zaskakująco szybko. Odczytał i zacisnął zęby, przez które wydobyło się krótkie, syczące „kurwa mać". Wolnym ruchem wsunął telefon z powrotem do kieszeni. Przesunął dłonią po twarzy i odwrócił się przodem do niej. Jego groźne spojrzenie napotkało to jej, niepewne i rozbiegane.

– Dzięki twojej niekończącej się głupocie, jesteśmy tu uwięzieni do świtu! – wydarł się, a jej dzięki temu spał jakiś ciężar z serca. Oto powiew normalności w tej niekomfortowej sytuacji.

– Niech się pan tak nie wydziera, jeszcze nas ktoś tu usłyszy.

– Nie sprowadzaj mnie do swojego poziomu, głupia dziewczyno – sarknął. – To pomieszczenie jest dźwiękoszczelne. Nie wiem, dlaczego komuś zależy, by w taki sposób wyróżnić piwnicę, ale najlepiej nie dotykaj niczego. Alarm jest teraz aktywny i cholera wie, co i na jakich zasadach jest pod niego podpięte. A jeśli przez kolejny popis swoich zdolności go uruchomisz... – Urwał i pokręcił głową.

Wstała. Wzięła głęboki oddech. Zaczęła się uspokajać.

– Jak stąd wyjdziemy?

– Z pewnością nie dzięki tobie – rzucił złośliwie. – Ktoś jest mi winien przysługę. Wydostanie nas stąd, jednak na nieszczęście jest wiele kilometrów od swojego komputerowego centrum dowodzenia i musimy poczekać

– Nic z tego nie rozumiem – jęknęła przeciągle.

– Żadna nowość, więc wersja dla idiotów: siądź przy ścianie, nie ruszaj się, nie odzywaj, czekaj. Niebawem stąd wyjdziemy. – W tym momencie odwrócił się i sam skierował w kąt pomieszczenia. Usiadł i oparł łokieć na kolanie.

ŚwiatłocieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz