– Odebrało ci rozum! – warknął Robert Pol, a jego oczy ciskały gromy.
Stali naprzeciw siebie, pośrodku jego salonu rozświetlonego sztucznym światłem wiszącego nad nimi żyrandola. Pora była już dość późna, ale w żaden sposób im to nie przeszkadzało.
– Sam powiedziałeś, że Karski może podejrzewać, że coś jest między nami i... że to źle.
– Uczucia są słabością, którą on będzie w stanie wykorzystać. Czy tak trudno to pojąć?! Wiedząc, że jesteś dla mnie ważna i odwrotnie, będzie to wykorzystywał. Następnym razem poprosi ciebie, bo będzie wiedział, że to zaboli mnie bardziej! A znajdujemy się w tak beznadziejnej sytuacji, że potknięcia to tylko kwestia czasu – zakończył, wzdychając. Odwrócił się do niej plecami i oparł dłońmi o parapet, pochylając głowę.
– Dlatego powinien zobaczyć, że to nieprawda – odezwała się cicho, podchodząc do niego bliżej. – Że cenisz ich ponad wszystko. – Położyła swoją dłoń na jego ciepłej dłoni. Poczuła jak spiął się nieznacznie.
– Nie pozwolę ci na takie ryzyko – odpowiedział wcale nie głośniej i odwrócił głowę w jej kierunku. Jego czarne oczy wbite były w nią z taką intensywnością, że bała się, że straci rezon.
– Ryzykuję każdego dnia, odkąd zostałam wplątała w organizację.
Prychnął zirytowany. Podszedł do barku i nalał sobie alkoholu do szklanki.
– Zdecydowanie za dużo pijesz.
– Od kiedy stałaś się moją matką?!
Zbliżyła się do niego. Wyciągnęła mu z dłoni szklankę i sama upiła dość duży łyk. Odstawiła naczynie na barek i spojrzała na niego wyzywająco.
– Karski ci nie ufa. A jeśli ci nie ufa, będzie nam patrzył na ręce. Jeśli będzie nam patrzył na ręce, bardzo szybko umrzemy. Ryzyko jest nieważne. Musimy to zrobić.
Odstawił z głośnym trzaskiem trzymaną w dłoniach szklankę.
– Nie. – Skupił uwagę na barku, napełniając naczynie na nowo.
– Więc może od razu wejdźmy, trzymając się za rączki!
– Za moment cię zaknebluję – burknął.
– To raczej nie rozwiąże naszych problemów.
Gwałtownie obrócił głowę, celując w nią palcem. Jego wściekłe spojrzenie przeszyło ją na wskroś.
– Posłuchaj mnie uważnie, bo nie zamierzam powtarzać. NIE ZROBIĘ TEGO. Nie waż się mi przerywać – syknął, widząc, że otwiera usta. – Twój poprzedni pomysł był głupotą, ale to teraz przechodzi wszelkie wyobrażenie debilizmu.
– Bo?
Niemal było słychać, jak zgrzytnął zębami, a jego dłonie mimowolnie zacisnęły się w pięści.
– Bo zanim ja zareaguję, ktoś inny może zrobić to za mnie! Zdajesz sobie sprawę, że nie będziemy tam sami? Wejdziemy do pieprzonej jaskini ze stadem wygłodniałych lwów z zapędami sadystycznymi. A ty chcesz zacząć tam wyrażać swoje zdanie. Aż tak bardzo nudzi cię to życie? Jestem w stanie zabić cię w bardziej humanitarny sposób.
Uśmiechnęła się nieznacznie.
– Nie zabiłbyś mnie.
– Oczywiście, że nie, idiotko!
– Idiotka nie była konieczna.
– To zacznij się zachowywać, jak istota myśląca i przestań podnosić mi ciśnienie.
CZYTASZ
Światłocień
RomanceStoisko z truskawkami krwawo połączyło dwoje tak różnych ludzi. Świeżo upieczoną absolwentkę szkoły średniej, która tkwi w toksycznej relacji z (nie) księciem z bajki. I chwilowego kierowcy busa, dowożącego towar na stoiska. Ona jest dość cicha i d...