66. Genialny absurd do odrzucenia.

232 24 54
                                    

– Odebrało ci rozum! – warknął Robert Pol, a jego oczy ciskały gromy.

Stali naprzeciw siebie, pośrodku jego salonu rozświetlonego sztucznym światłem wiszącego nad nimi żyrandola. Pora była już dość późna, ale w żaden sposób im to nie przeszkadzało.

– Sam powiedziałeś, że Karski może podejrzewać, że coś jest między nami i... że to źle.

– Uczucia są słabością, którą on będzie w stanie wykorzystać. Czy tak trudno to pojąć?! Wiedząc, że jesteś dla mnie ważna i odwrotnie, będzie to wykorzystywał. Następnym razem poprosi ciebie, bo będzie wiedział, że to zaboli mnie bardziej! A znajdujemy się w tak beznadziejnej sytuacji, że potknięcia to tylko kwestia czasu – zakończył, wzdychając. Odwrócił się do niej plecami i oparł dłońmi o parapet, pochylając głowę.

– Dlatego powinien zobaczyć, że to nieprawda – odezwała się cicho, podchodząc do niego bliżej. – Że cenisz ich ponad wszystko. – Położyła swoją dłoń na jego ciepłej dłoni. Poczuła jak spiął się nieznacznie.

– Nie pozwolę ci na takie ryzyko – odpowiedział wcale nie głośniej i odwrócił głowę w jej kierunku. Jego czarne oczy wbite były w nią z taką intensywnością, że bała się, że straci rezon.

– Ryzykuję każdego dnia, odkąd zostałam wplątała w organizację.

Prychnął zirytowany. Podszedł do barku i nalał sobie alkoholu do szklanki.

– Zdecydowanie za dużo pijesz.

– Od kiedy stałaś się moją matką?!

Zbliżyła się do niego. Wyciągnęła mu z dłoni szklankę i sama upiła dość duży łyk. Odstawiła naczynie na barek i spojrzała na niego wyzywająco.

– Karski ci nie ufa. A jeśli ci nie ufa, będzie nam patrzył na ręce. Jeśli będzie nam patrzył na ręce, bardzo szybko umrzemy. Ryzyko jest nieważne. Musimy to zrobić.

Odstawił z głośnym trzaskiem trzymaną w dłoniach szklankę.

– Nie. – Skupił uwagę na barku, napełniając naczynie na nowo.

– Więc może od razu wejdźmy, trzymając się za rączki!

– Za moment cię zaknebluję – burknął.

– To raczej nie rozwiąże naszych problemów.

Gwałtownie obrócił głowę, celując w nią palcem. Jego wściekłe spojrzenie przeszyło ją na wskroś.

– Posłuchaj mnie uważnie, bo nie zamierzam powtarzać. NIE ZROBIĘ TEGO. Nie waż się mi przerywać – syknął, widząc, że otwiera usta. – Twój poprzedni pomysł był głupotą, ale to teraz przechodzi wszelkie wyobrażenie debilizmu.

– Bo?

Niemal było słychać, jak zgrzytnął zębami, a jego dłonie mimowolnie zacisnęły się w pięści.

– Bo zanim ja zareaguję, ktoś inny może zrobić to za mnie! Zdajesz sobie sprawę, że nie będziemy tam sami? Wejdziemy do pieprzonej jaskini ze stadem wygłodniałych lwów z zapędami sadystycznymi. A ty chcesz zacząć tam wyrażać swoje zdanie. Aż tak bardzo nudzi cię to życie? Jestem w stanie zabić cię w bardziej humanitarny sposób.

Uśmiechnęła się nieznacznie.

– Nie zabiłbyś mnie.

– Oczywiście, że nie, idiotko!

– Idiotka nie była konieczna.

– To zacznij się zachowywać, jak istota myśląca i przestań podnosić mi ciśnienie.

ŚwiatłocieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz