15. Początek nowego.

290 35 93
                                    

Gosia z nieukrywanym żalem wpatrywała się w niedużą torbę podróżną leżącą na łóżku w pokoju Basi. Rozpięta, ze środka wychylały się poskładane ubrania. A raczej część jej ubrań. Dopiero teraz zaczęło do niej docierać, że większość swoich rzeczy zostawiła w mieszkaniu Tomka. Nie miała jednak zamiaru po nie wracać. Wolała poradzić sobie z uszczuploną zawartością szafy, niż spotykać się z nim jeszcze raz. Poza tym, tych rzeczy mogło już w ogóle tam nie być. Mógł je spalić, wyrzucić, cokolwiek.

Nagle poczuła ramiona otulające ją i przyciągające do siebie. Oddała uścisk przyjaciółce.

– Będę tęsknić – wyszeptały w tym samym momencie, by zaraz wybuchnąć śmiechem.

Znały się od podstawówki. Ciągle nierozłączne. Aż do teraz.

– A spróbuj o mnie zapomnieć. – Basia odsunęła się i pogroziła jej palcem.

– Nawet nie będę próbować – podpowiedziała, zerkając na zegarek. Za pięć minut powinien podjechać jej autobus.

Przytuliły się wiec po raz ostatni i dziewczyna wyszła, żegnając się uprzednio z mamą Basi i dziękując jej za pomoc i gościnę. Przekroczyła próg, pozwalając ciepłemu powietrzu zatańczyć wokół niej. Poczuła wręcz namacalnie koniec pewnego etapu w swoim życiu. Teraz mogło być tylko lepiej. Wzięła jeszcze jeden wdech i uśmiechnęła się ciepło do Basi, która zamachała jej z okna. Następnie popędziła na przystanek, przy którym właśnie zatrzymał się jej autobus.

Szczepin był dzielnicą położoną niedaleko centrum. Mimo niezaprzeczalnej bliskości od Rynku panował nie można było narzekać na przesadny hałas. Masa zieleni, jeden nieduży park, moc wąskich osiedlowych uliczek, był w nim swoisty urok, który Gosia poczuła od pierwszego spojrzenia, które z racji tego, że mieszkała we Wrocławiu miało miejsce już jakiś czas temu.

Stanęła przy swoim przyszłym bloku, w lewej dłoni trzymając torbę podróżną. Rozejrzała się dookoła. Tuż za rogiem znajdował się nieduży sklepik spożywczy. Dalej jakaś pizzeria, po przeciwnej stronie ulicy stancja benzynowa i Tesco całodobowe. Wcisnęła na domofonie numerek siedemnaście. Przestąpiła z nogi na nowe, czekając.

Czuła się osobliwe przez natłok zmian, które przewijają się w ostatnim, dość krótkim czasie przez jej życie. Przecież jeszcze niedawno mieszkała z Tomkiem na Muchoborze, niedawno pisała maturę i marudziła nad porozrzucanymi po kawalerce skarpetkami. Tymczasem zdążyła się dwa razy wyprowadzić, zerwać i...

– Akwizytorzy precz – odezwał się domofon kobiecym, nieco trzeszczącym głosem.

Gosia spojrzała nań z lekkim skonsternowaniem, spowodowanym oddaleniem się we własne myśli.

– Ja mam tu mieszkać. Adrian...

– Aaaa, no to co nie mówisz? Wbijaj, lala, drugie piętro.

Zgrzyt i pisk. Pchnęła drzwi, stając za nimi na moment w bezruchu. No to wio! W nowe, oby lepsze.

Ktoś nagle potrącił ją dość mocno w ramię, wchodząc na klatkę.

– Hej! – zawołała nie bez oburzenia za mężczyzną, który zaszczycił ją jedynie widokiem na swoje plecy. – Hej, ty, może ostrożniej? – ponowiła, bo facet nic sobie z niej nie robił i znajdował się już w połowie schodów.

Tyle najwyraźniej wystarczyło, bo jegomość się zatrzymał. A potem bardzo powoli odwrócił się i spojrzał na, w tym momencie już mocno zszokowaną twarz Gosi.

– Zaczynam wierzyć, że zła karma powraca. W moim wypadku w postaci ciebie, Ceglarek. Już chyba wolę odpokutować po śmierci w piekle – powiedział swoim jadowitym tonem. Jego czarne jak dwa węgle oczy wwiercały się w nią pytająco. – Co ty tu robisz, do cholery?

ŚwiatłocieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz