34. Wyznanie.

247 29 57
                                    

Wchodziła po schodach, trzymając się jedną dłonią barierki. Na każdym piętrze automatycznie włączało się światło. Nogi ciężko jej się podnosiły i ciężko opadały na każdy kolejny stopień. Była zmęczona. Psychicznie i fizycznie. W głowie bębniły jej słowa Pola.

Teraz też dasz.

Da. Musi.

Zacisnęła usta w wąską linię i szybko zamrugała powiekami. Nie miała zamiary znowu płakać. Stanęła przed drzwiami swojego mieszkania i niespiesznie wsunęła klucz w zamek. Otworzyła. Weszła do środka i zaczęła ściągać z siebie kurtkę. W tle usłyszała cichą muzykę. Karola musiała więc być w domu. Właśnie miała krzyknąć powitanie, ale oni ją ubiegli.

Z pokoju rudej wyskoczyła ona i Adrian. Miny mieli nietęgie. Spojrzenia pełne nerwów.

– Coś się stało? – zapytała, nieruchomiejąc na moment.

– Czy coś się stało? – odezwała się Karolina podniesionym głosem. – Ona się pyta, czy coś się stało, słyszałeś? – Uderzyła Adriana w ramię. Gosia dostrzegła, że chłopak był nienaturalnie blady. – Trzymajcie mnie, bo jak ją palnę, to zobaczy.

Gosia zmarszczyła czoło i wolnymi ruchami zsunęła z nóg buty.

– Dlaczego nie odbierasz telefonu? – kontynuowała. – Ja pieprzę, dziewczyno, od zmysłów odchodzimy. Od samego rana cię nie ma, nie byłaś w pracy, zero kontaktu i jeszcze się pytasz czy coś się stało. Ten to już w ogóle dostał sraczki z nerwów, od dwóch godzin muszę go przekonywać, że z policją to trzeba jeszcze poczekać. Tak się nakręcił jakby cię ktoś miał zabić. I to nakręcanie się okazało zaraźliwe.

Gosia sięgnęła do torebki i wyciągnęła telefon. Wyładowany. Jęknęła przeciągle.

– Przepraszam, bateria mi padła. Nie sądziłam, że będziecie się tak denerwować – wytłumaczyła, wchodząc do swojego pokoju. Zapaliła światło. Dwójka przyjaciół podążyła za nią.

– Wiesz, jak początkowo uznałam, że jest ok. Przecież możesz mieć swoje plany. Ale on – dźgnęła Adriana palcem w pierś – on ogłupiał. No i potem ten nieczynny telefon i sama zgłupiałam. Nie rób tak więcej – dodała, obejmując ją.

Gosia poczuła przyjemnie ciepło w okolicy serca. Spojrzała na uśmiechniętą już teraz Karolinę, której wzrok wciąż był lekko karcący. Zerknęła na Adriana, który stał z niepewną miną, jakby nie był pewien czy powinien tu być. Miała przyjaciół, nawet jeśli była pozbawiona rodziny.

– Byłam w Wieluniu.

– Gdzie to jest? – zapytała ruda.

– W łódzkim – odpowiedział milczący dotąd Adrian. – Mój tata często brał z tamtych okolic jagody. Co robiłaś tak daleko?

Dziewczyna wzięła głęboki oddech i przygryzła wargę. Siadła na skraju kanapy.

– Byłam na pogrzebie rodziców.

W pokoju zaległa cisza. Karolina i Adrian popatrzyli po sobie, nie wiedząc co powiedzieć

– Rodzice? – wykrztusiła w końcu z siebie dziewczyna, patrząc na przyjaciółkę z zaskoczeniem.

Gosia pokiwała głową.

– Dowiedziałam się wczoraj, że nie żyją i że moja ciotka chciała, żebym była na pogrzebie. Swoją drogą ona też nie żyje. Jej samochód spłonął na początku mszy. Była w środku – tłumaczyła dość drętwo

Ruda zakryła dłonią usta, wydając z siebie zduszony krzyk. Adrian zaś podszedł do dziewczyny i zamknął ją w swoich ramionach, gładząc dłońmi po plecach.

ŚwiatłocieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz