Nie miała pojęcia co się z nią działo. Jakby mrok całkiem ją pochłonął. Chwycił ją w swoje ciężkie łapska, zatruł umysł i serce. Jakby jego dławiący oddech wlewał jej się do płuc, odbierając dech. Miała wrażenie, że traci wzrok i słuch, że jedyne co pozostało to szum i nieregularne bicie jej serca.
Jej ojciec nie żyje.
Jej umysł bombardowały wspomnienia dawnych dni. To wszystko co miała i to wszystko co chciała mieć. Był zimny, był surowy. Uśmiech w jej stronę, był czymś co chłonęła i zapisywała w umyśle jako te promienie słońca w jej rozedrganej, kruszącej się duszy.
Te ulotne i nieczęste momenty, gdy była mała. Gdy przychodził wieczorami do jej z przepychem urządzonego pokoju, by powiedzieć jej dobranoc i nawet pocałować w czoło. Pamiętała każdą z tych chwil, licząc naiwnie, że się powtórzą, że będzie moment, gdy znów weźmie ją w objęcia nazywając ją swoją córeczką.
A teraz nie było już nic. Nie było nadziei, nie było nawet złości. Była pustka.
– Alicja... Alunia. – Słyszała jego drżący głos i czuła ciepłe ramiona, które tuliły ją do ciepłej piersi.
Siedziała, za sobą czuła twardość ściany, na policzkach chłód. Płakała. Krztusiła się łzami, nie będąc w stanie się uspokoić.
Jej ojciec nie żyje.
I choć nienawidziła go, to jednak również kochała. On był tą ogromną nadzieją na czułość i ciepło. A teraz nie było już nic.
– Już ci nie będzie zagrażał. – Jego słowa dochodziły do niej jakby z oddali. – Jestem jego następcą. Teraz Vendetta jest moja. Ochronię cię i nikt nigdy już ci nie zagrozi...
Aleks... następcą. Co to oznaczało?
Uniosła na niego swoje skąpane we łzach oczy, zatrzymując się na moment na jego twarzy.
– Ty?
Pokiwał głową z zadowoleniem.
– Tak. Zobaczysz, teraz wszystko się ułoży.
On rządził, on wydawał teraz rozkazy... on...
Robert...
Co ona narobiła? Jak miała to odkręcić?
– Pol – wyszeptały jej usta, gdy podawał jej lek na uspokojenie i szklankę wody. Połknęła.
– Nim również się nie przejmuj. Dostanie to, na co zasłużył. Wszystko już teraz będzie dobrze.
– Aleks...
Pocałował ją w czubek głowy.
– Wszystko będzie dobrze.
Ogarnęła ją niemoc. I znów mrok padł jej na wzrok i słuch. I znów odebrał jej zdolność mowy.
Robert...
Tego wieczora, gdy spała, on musiał wyjść. Gdy się obudziła, jego nie było. A jej kręciło się w głowie.
Nie miała sił. Nie chciała mieć sił. Wszystko uderzyło w nią z podwójną siłą. Każda zadra, każda rana otworzyła się na nowo paląc ją tak przeszywająco, że nie była w stanie tego wytrzymać. Z jej ust wydobył się pełen bólu, zduszony krzyk.
Nie chciała, musiała. Nie mogła... Potrzebowała.
Jak przez mgłę pamiętała jego słowa, gdy relacjonował jej spotkanie z ojcem. Jej wzrok padł na komputer leżący na ławie. Tam było wszystko. Centrum dowodzenia, wszystkie pliki i wszystkie dane. A ona teraz miała do tego dostęp.
Ból był tak ogromny, że jedyne o czym była w stanie myśleć, to by go przerwać. Tak będzie lepiej. Tak będzie dobrze. Uwolni Aleksa, uwolni Roberta, uwolni wszystkich... uwolni siebie.
Czując płynące po twarzy łzy, które kapały jej na odsłonięty dekolt, usiadła przy komputerze, odnajdując interesujące ją pliki. Przesłała je sobie i usunęła wiadomość z jego poczty. Weszła w swoją na własnym komputerze i zaczęła pisać. Musiała go zabezpieczyć, musiała... On musiał wiedzieć. On musiał to skończyć. Raz na zawsze. Teraz czuła nienawiść tylko do jednego. Do tej organizacji. To ona zniszczyła jej rodzinę, to ona zniszczyła ją, zniszczyła wszystko na czym kiedykolwiek jej zależało. Ona musiała zniszczyć ją.
Wysłała, a potem usunęła wszystkie ślady jej działania.
A potem, niczym w amoku wstała z fotela i zbliżyła się do kuchni, skąd wzięła szklankę, roztrzaskując ją o chłodne kafelki.
Wzięła w drżące palce jeden z odłamków. Ból... przestanie boleć. Przestanie boleć. I wszyscy będą wolni. Ona była tylko pyłem, nic nieznaczącą drobinką kurzu. Nie powinna była w ogóle się narodzić, wtedy byłoby prościej. Wtedy niczego by nie było.
Osunęła się na ziemię i jak zahipnotyzowana patrzyła na mieniące się w świetle lampy szkło.
– Zawsze cię kochałam – wyszeptały jej wilgotne usta, nim przycisnęła odłamek do ręki i pociągnęła wzdłuż przedramienia.
Wrzask rozdarł ciszę. Ale ona się uśmiechnęła. Mrok zastygł w bezruchu puszczając nieco jej płuca. Mogła wziąć oddech, po to, by wbić ostrze jeszcze raz. W tym największym skupisku żył, tuż pod wewnętrzną stroną dłoni. Krew płynęła mocnym strumieniem, a jej coraz bardziej zamykały się oczy. Przestawało boleć. Czuła się jakby lewitowała. Czuła błogość. Czuła... powoli przestawała czuć.
Aleks miał rację. Wszystko będzie już teraz dobrze.
***
Wszedł do mieszkania powoli i cicho, nie chcąc jej budzić. Nawet nie świecił światła, tylko od razu przeszedł do sypialni. Nie czuł się dobrze z tym, że ją zostawił, ale spała, więc miał idealną sposobność, by udać się do siedziby, by zabrać stamtąd kilka istotnych rzeczy. Przez jakiś czas nie będzie mógł się tam pokazywać, a czuł, że Ala będzie potrzebowała jeszcze dłuższej chwili, by się podnieść. Nie ukrywał, że dziwiła go jej rozpacz względem śmierci tego człowieka. Po tych wszystkich krzywdach jakie jej zadał... Ale ona nie myślała racjonalnie, wciąż była chora.
Rozebrał się i położył do łóżka. Zmarszczył czoło, gdy zorientował się, że nikogo nie ma obok.
– Ala? Alicja?!
Zerwał się jak oparzony i zapalił światło w sypialni. Nie było jej. Wybiegł z pomieszczenia, rozświetlając każde z pozostałych. I wtedy ją zobaczył. Leżącą na zimnych, kuchennych płytkach. Była blada, wręcz sina. A wokół niej kałuża krwi.
– Nie... Nie, nie, nie. NIE!
Dopadł do niej, unosząc jej głowę. Palcem wyszukał tętnicę. Nie wyczuł pulsu.
– Kurwa, nie!
Trzęsącą się ręką, wybrał numer szpitala i wezwał karetkę.
– Alunia, coś ty zrobiła...? Alicja – jęknął łamiącym się głosem, gdy przyciskał jej bezwładne ciało do swojej piersi, brudząc się przy tym jej krwią. – Alicja...
Płakał... łkał jak dziecko, nie będąc w stanie jej wypuścić z ramion. I nawet gdy przybyli ratownicy trudno było im go odsunąć. A potem padł wyrok. Słowa, które wyzwoliły w nim najdziksze i najbardziej ukrywane do tej pory pokłady wściekłości i zwyrodnialstwa, których nie okazywał nawet swoim ofiarom.
Alicja nie żyła. Umarła... Jak mógł ją zostawić, jak mógł postawić tę organizację ponad nią...
Zabili ją... Karski i Pol. To oni ją zabili. I ta mała kurewka, która zaczęła się wokół niego kręcić. Oni byli winni każdej przelanej przez nią łzy. Oni odpowiadali za każdy cierń, który kaleczył jej zniszczoną duszę.
– Zapłacą za to... Za wszystko...
A potem wszedł na specjalny serwer, przez który przechodziły wiadomości od zleceniodawców. I natrafił na dwa idealne zlecenia. Sprawi, że będzie patrzył jak zmienia się w bestię. A później... później zacznie się zabawa.
CZYTASZ
Światłocień
RomanceStoisko z truskawkami krwawo połączyło dwoje tak różnych ludzi. Świeżo upieczoną absolwentkę szkoły średniej, która tkwi w toksycznej relacji z (nie) księciem z bajki. I chwilowego kierowcy busa, dowożącego towar na stoiska. Ona jest dość cicha i d...