21. Szepty uciszonego sumienia.

261 30 86
                                    


– Zaręczyłaś się! – wydusiła z siebie w jednej chwili odrzucając wszelkie bolączki tego dnia. Wciąż wbijała wzrok w trzęsącą się przed jej oczami dłoń.

– Mhm. Piękny, prawda? – Przejechała palcem wskazującym po oczku pierścionka i uśmiechnęła się szeroko. – Nawet nie wiesz, jak mnie zaskoczył! – Pociągnęła dziewczynę do jej pokoju, posadziła na kanapie i sama zajęła miejsce obok, po turecku. – Chcesz posłuchać?

Gosia mimowolnie parsknęła śmiechem i kiwnęła głową. Miała wrażenie, że cokolwiek by nie odpowiedziała i tak Ruda zaczęłaby swoją opowieść. Spojrzała więc wyczekująco w te zielone, błyszczące podekscytowaniem oczy i uśmiechnęła się zachęcająco, choć Karolina tej zachęty w ogóle nie potrzebowała. Młoda kobieta przesunęła palcami po grubym warkoczu i wzięła głębszy oddech.

– Bo wiesz, my znamy się już jakieś dwa lata. Pamiętam... – Jej oczy w jednej chwili zrobiły się jakby nieobecne, a uśmiech na twarzy nabrał na rozmarzeniu. – Zaczynałam studia. Wiesz, nowe miasto, obowiązki. Na jednej imprezie trafiłam na niego i to on był tym, który mi wszystko pokazał – zachichotała i skupiła wzrok na twarzy współlokatorki. – Ckliwe, co? Nie będę ci pieprzyć, jaki to Sebuś idealny i cudowny. Tak naprawdę to kawał cholery i doprowadza mnie do szewskiej pasji średnio raz na tydzień, ale kocham go jak diabli! Kocham go tak, że czasami zastanawiam się, czy nie za bardzo. Myślisz, że można za bardzo?

Gosia pokręciła głowa, lekko rozbawiona tym potokiem słów.

– Planujecie ślub – stwierdziła i nagle okropnie zachciało jej się pić.

Podniosła się z miejsca i skierowała do kuchni, gdzie nastawiła wodę w czajniku. Wyciągnęła kubek w (o ironio!) małe truskaweczki. Postawiła go na blacie strzepując na podłogę pojedyncze okruszki chleba.

Karolina w tym czasie doczłapała do niej. Usiadła na taborecie, zakładając nogę na nogę. Wyciągnęła przed siebie dłoń i z błogim uśmiechem spojrzała ponownie na pierścionek.

– To nie będzie kameralne przyjęcie. Chyba ci nie mówiłam, co? Sebastian jest ode mnie osiem lat starszy. Prowadzi własną działalność, robi strony internetowe. Ma sporo pieniędzy i już uprzedził, że na weselu nie będzie oszczędzał. A jeszcze rodzice się dołożą.

– Aha – wydobyło się z ust Gosi, gdy zalewała sobie malinową herbatkę, wciągając jednocześnie w nozdrza jej wspaniały aromat.

Karolina ściągnęła lekko usta i zmrużyła oczy.

– Hej, ale ty nie myśl, że ja poleciałam na jego pieniądze.

– Nie, no skąd! – zaoponowała od razu, siadając na drugim taborecie. Postawiła kubek na okrągłym stoliku i oparła łokcie o blat.

Ruda westchnęła i spojrzała na Gosię poważniejszym wzrokiem.

– W sumie to mnie nie znasz. A już usłyszałam od jego siostry, że jestem głupią gówniarą, która znalazła sponsora.

W jednej chwili, Karolina z radosnej i tryskającej energią narzeczonej zrobiła się cicha i niepewna. Gosia obserwowała to z niedowierzaniem, zwłaszcza, że właśnie dostrzegła błyszczące łzy w jej szmaragdowych oczach.

– Boże, okres będę miała, moje hormony żyją własnym życiem. – Pociągnęła lekko nosem i potarła pięściami oczy. – Głupia cipa ze mnie. – Parsknęła śmiechem. – Nie patrz na mnie jak na kosmitkę. Nigdy okresu nie miałaś?

Dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie i przeniosła wzrok na kubek, z którego upiła malutki łyczek.

– Ta jego siostra... naprawdę ci tak powiedziała?

ŚwiatłocieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz