Media - Eminem & Ed Sheeran - River.
Uczucia są jedynie słabością. Możliwością daną przeciwnikowi, żeby się złamać.
Wpajane przez lata słowa, wbrew pozorom, wcale nie były tak trudne do wcielenia w życie. Zwłaszcza dla człowieka, który nie zaznał zbyt wiele dobrego w swoim życiu.
Urodził się osiemnastego czerwca 1978 roku. W wieku pięciu lat pierwszy raz usłyszał od matki, że zmarnował jej życie. Choć może słyszał to też wcześniej, jednak jego pamięć dalej nie sięgała. Był zbyt mały, by to zrozumieć, jednak i tak w jakiś sposób poruszyło to jego małe, chłopięce serduszko. Choć może nie tyle same słowa, co ton głosu, użyty przez matkę, może ten ostry rodzaj złości w jej oczach.
Kilkuletni Robert Pol wielokrotnie siedział sam w swoim niedużym pokoju o wściekle żółtych ścianach i, trzymając w małych rączkach pluszowego misia, który z każdym rokiem stawał się coraz mniej puszysty, zastanawiał się, co takiego robił źle, że mama nigdy go nie przytulała. Podpatrzył raz jak inny chłopiec w parku z płaczem biegł do swojej mamusi, wyciągając doń rękę, na której znajdowała się niemal niewidoczna rana. Kobieta wzięła wtedy blondaska na kolana i zaczęła całować jego małą rączkę, a potem i inne miejsca, łaskocząc go przy tym.
On również tak zrobił któregoś dnia, gdy upadając na twardy chodnik, zdarł sobie łokieć.
Jego mama popatrzyła wtedy na niego z uniesionymi brwiami i ofukała go, że jest już duży i nie powinien się mazgaić.
Miał również ojca, ale ten pracował całymi dniami, czasem siedem dni w tygodniu. Mimo iż mieszkali razem, widywali się niezwykle rzadko. Te nieliczne chwile, które spędzali razem były przez małego Roberta wyczekiwane z większym utęsknieniem niż Boże Narodzenie czy urodziny. Jednak i to z czasem zostało mu odebrane. Uwielbienie w stosunku do ojca zamieniło się w strach, który potem ewoluował w pogardę i swoistą litość.
Był idealnym materiałem dla organizacji i oni dobrze o tym wiedzieli. Młody, gniewny, z ogniem w oczach i determinacją. Gdy patrzył na martwe ciało swojego ojca nie czuł nic. Uczucia do tego człowieka uleciały wraz z pięcioletnim okładaniem go pięściami. Jego historię znał każdy wyżej postawiony w Vendetcie. I każdy z nich wiedział jak ją wykorzystać.
– Twój ojciec nie był godzien nawet pogardliwego splunięcia, mój drogi – przemawiał do niego Karski, obejmując go ramieniem. Spacerowali wtedy po ogrodzie w jednej z siedzib organizacji, we Włoszech. – Rozumiem twój gniew. Nie ukrywaj go, nie wstydź się go. Wykorzystaj do usuwania innych jego pokroju lub gorszych. To dar, Pol. Dar i brzemię, które każdy z nas dźwiga. Ale jesteśmy na to gotowi.
Jego słowa przez wiele lat rozbrzmiewały w jego umyśle. Słyszał je, gdy zabijał swoją pierwszą ofiarę, drugą i pięćdziesiątą. Wpadł w fanatyzm i pewnego rodzaju amok, gdzie ogarniała go euforia na widok poderżniętych gardeł tych wszystkich w mniemaniu organizacji niegodnych życia. Karski czasem karmił go rzekomymi historiami tych ludzi. Opowiadał o pedofilach, o gwałcicielach, o sadystach. Robert zaś wierzył we wszystko, co docierało do jego uszu.
Do czasu.
Aż do lipca, kilka lat po dołączeniu do Vendetty, gdy odkrył, że organizacja zabija również niewinnych, a wyższy cel był tylko przykrywką. Chodziło o władzę, o pieniądze, i wpływy. Myśl, że przez ten cały czas zabił wielu ludzi, którzy nic złego nie zrobili, uderzyła w niego z taką siłą, że myślał, że się nie podniesie.
Jednak musiał. I zabijał dalej, bo wiedział, że nie było dla niego odwrotu i nie było ucieczki. Miał tego świadomość i jeśli do tej pory czuł mało, to od tamtej chwili zdawał się wyłączyć swoje uczucia w zupełności. Nie myślał, nie zastanawiał się. Zabijał z zimną krwią, bez mrugnięcia okiem. A gdy czasem pojawiały się nieproszone myśli, zapijał je alkoholem albo uciekał w seks z przygodnymi panienkami.
CZYTASZ
Światłocień
RomanceStoisko z truskawkami krwawo połączyło dwoje tak różnych ludzi. Świeżo upieczoną absolwentkę szkoły średniej, która tkwi w toksycznej relacji z (nie) księciem z bajki. I chwilowego kierowcy busa, dowożącego towar na stoiska. Ona jest dość cicha i d...