Robert Pol siedział przy hotelowym barze i sączył wodę ze szklanki. Przesunął wilgotnym językiem po spierzchniętych wargach. Wodę. Bezsmakową, przezroczystą ciecz, mimo że tak naprawdę miał ochotę na coś innego. Na coś zdecydowanie mocniejszego. Wiedział jednak, że musiał zachować trzeźwość umysłu. Miał złe przeczucia. A te rzadko go myliły.
Westchnął i odsunął od siebie do połowy opróżnioną szklankę. Nadeszła pora, by popędzić dziewczynę. Powinni już wyjeżdżać.
Ciężkim krokiem wszedł po wyłożonych czerwoną wykładziną schodach. W oddali słyszał czyjeś rozmowy, brzdęk ocierającego się o siebie szkła. Stanął pod drzwiami i przekręcił kluczyk. Wszedł pewnie i stanął jak wryty w progu. Kilka metrów dalej zobaczył ją. Stała pochylona nad łóżkiem, na którym leżała jej czarna bluzka. Włosy miała spięte w wysokiego koka, przez co jeszcze wyraźniej było widać jej niemal nagie plecy, zakryte jedynie wąskim paskiem jasnego biustonosza, którego dodatkowo jedno z ramiączek niesfornie zsunęło się z ramienia.
– Może odłożymy te wątpliwe przyjemności na potem i w końcu stąd wyjdziemy? – syknął w jej kierunku.
Poderwała się z miejsca i zasłoniła bluzką górną część swojego ciała.
– Nie umie pan pukać?! – W jej głosie słychać było wyraźną nutę pretensji, a palce prawej dłoni niezdarnie podciągnęły opadnięte ramiączko.
Prychnął i zamknął za sobą drzwi.
– Przypominam, że ja również jestem tutaj zameldowany i ty dobrze o tym wiesz. Radzę więc negliżować się w łazience i nie kalać mojego wzroku takimi widokami.
Oburzona otworzyła usta, zaraz jednak je zamknęła. Wzięła głęboki oddech.
– Uprzejmy jak zawsze – parsknęła i zniknęła za przeszklonymi, matowymi drzwiami łazienki, by dokończyć przygotowań.
Mężczyzna zaś stanął przy ścianie, milcząc. Wzrok miał nieprzenikniony, twarz napiętą. Myśli wzburzone i chaotyczne. Jak nie on.
Ona zaś stanęła przed owalnym lustrem nad umywalką, w całości teraz spowitym parą. Wyciągnęła dłoń i przetarła jego powierzchnię, aż jej własne oczy nie zaczęły na nią spoglądać. Przygryzła wewnętrzną część wargi. Zerknęła na bluzkę, którą wciąż trzymała w ręce. Było jej wstyd, o czym świadczyły szkarłatne rumieńce na twarzy i bijące szybciej serce. Zachciało jej się wychodzić z łazienki bez bluzki. Ale przecież wyszła tylko na moment. Przecież już miała ją zakładać, gdy akurat wszedł. Tak jakby mało miała stresu tego dnia.
Wzięła kilka głębszych oddechów, za każdym razem starając się spokojnie wypuszczać powietrze. Najlepiej zachowywać się jakby nic nie zaszło. Bo przecież nic takiego się nie stało.
Z zamyślenia wyrwało ją nie pukanie, a wręcz walenie, zdradzające nerwy szargające osobnikiem będącym po drugiej stronie drzwi.
– Ceglarek, rusz się do cholery, bo cię tutaj zamknę i będziesz wychodzić przez okno.
Dziewczyna ubrała się pospiesznie, poprawiła makijaż i spięła wsuwką zabłąkany kosmyk, który wydostał się spod koka. Zerknęła po raz ostatni w lustro i z rozmachem otworzyła drzwi, natrafiając gdzieś w połowie na przeszkodę.
Usłyszała jęk i niewybredne przekleństwo.
– Dlaczego stoi pan pod drzwiami, skoro kazał mi pan wyjść? – zapytała, wsuwając na stopy czarne baleriny.
Potarł dłonią czoło i posłał jej mordercze spojrzenie. Zgarnął z wieszaka swoją kurtkę i wypchnął ją na korytarz. Zamknął pokój i wsunął kluczyk do kieszeni spodni.
CZYTASZ
Światłocień
RomanceStoisko z truskawkami krwawo połączyło dwoje tak różnych ludzi. Świeżo upieczoną absolwentkę szkoły średniej, która tkwi w toksycznej relacji z (nie) księciem z bajki. I chwilowego kierowcy busa, dowożącego towar na stoiska. Ona jest dość cicha i d...