53. Reszta jest milczeniem.

202 27 77
                                    


Abonent czasowo niedostępny.

Znów to samo powiadomienie, które doprowadzało ją do szału. Złość wypełniała ją w takim stopniu, że miała ochotę się rozpłakać. Położyć na tym mokrym chodniku i bić pięściami w jego powierzchnię. Co za nieodpowiedzialny, stary kretyn!

Wybrała inny numer. Tym razem doczekała się odebrania, choć Adrian nigdy jej nie ignorował.

– Przepraszam, że zawracam ci głowę, ale muszę to komuś powiedzieć, bo wybuchnę.

– Nie zawracasz. Zawsze możesz do mnie zadzwonić albo napisać. Co się stało? Coś z Robertem? Z tobą? Pisałaś, że operacja się udała, że wszystko w porządku...

– Wypisał się na żądanie. Ja teraz nawet nie wierzę, że on spał po tej operacji. Na pewno był świadomy, tylko bał się na mnie spojrzeć. Boi się, że gdy zobaczy, że się troszczę, to ta troska wypali mu dziurę w głowie. No więc skorzystał z okazji, że poszłam do domu. Godzina! Godzinę, Adrian, mnie nie było i co? Nie ma, wypisał się – trajkotała szybko, gestykulując wolną ręką. Nie zważała na to, że niektórzy ludzie odwracali się i gapili na nią.

Śmiech w słuchawce sprawił, że przystanęła i zmrużyła oczy.

– Mi nie jest do śmiechu.

– Przepraszam cię, Gosiu, ale to przecież było do przewidzenia. To Robert. Prędzej wybiegnie ze szpitala z połamanymi nogami niż przyjmie pomoc. Zwłaszcza od ciebie. Co teraz zrobisz?

– Jak to co? Właśnie do niego jadę. Jeśli myśli, że się mnie pozbędzie, to się grubo myli.

– Gosia...

– Tak?

– Proszę, uważajcie na siebie – powiedział już z absolutną powagą. – Niepokoi mnie ta blondyna. To zachodzi stanowczo za daleko.

– Damy sobie radę. Tylko niech ci nie przychodzi do głowy, żeby wracać Kończę, bo właśnie dojechałam na Poznańską. Przysięgam, że odechce mu się uciekać.

Rozłączyła się i wsunęła telefon do kieszeni. Wzięła głęboki oddech i przeszła przez ulicę. To była bardzo ciężka doba. Gdy tylko Robert upadł dobiegła do niego, a Alicja skorzystała z okazji i uciekła. Co ją zaskoczyło Aleks został, choć groziła mu i odpychała od niego.

– Weź się zamknij. Jeśli chcesz, żebyśmy wszyscy przeżyli to się musi rozejść po kościach – powiedział, wybierając odpowiedni numer. – W jednym ze szpitali dyrektor pracuje dla nas. Pol musi tam trafić.

Załatwił formalności i zniknął, gdy tylko przyjechała karetka. Zanim dotarł do placówki stracił dużo krwi, był nieprzytomny. Zanim ona dotarła, był już na sali operacyjnej. Siedziała pod zamkniętymi drzwiami, piła kawę, spacerowała nerwowo po korytarzu i piła więcej kawy. Tak przez bliżej nieokreślony czas. Sama nie wiedziała już czy minęła godzina czy kilka godzi. Płakała i wyklinała, jedna z pielęgniarek przyniosła jej nawet leki na uspokojenie, ale odmówiła. Musiała mieć jasny umysł. Ręce jej się trzęsły, a po głowie krążyły czarne scenariusze. Później musiała przekupić jedną czy dwie osoby, bo przecież nie była z rodziny i nie mogli jej udzielić żadnych informacji.

Ale żył. Spał. Podano mu jakieś silne leki przeciwbólowe i nasenne. Z tego co przekazał jej lekarz, miał bardzo dużo szczęścia. Kula ominęła organy wewnętrzne, mijając o milimetry jelito. Przeszła na wylot, co zdecydowanie pozytywnie wpłynęło na jego sytuację.

Siedziała przy nim i patrzyła na wyjątkowo spokojne, choć niesamowicie blade oblicze. Na nieruchome ciało i wenflon podpięty do jego dłoni. Zdała sobie sprawę z pełną mocą, że gdyby umarł, ona w pewnym sensie umarłaby razem z nim. Nie dałaby sobie rady bez niego. Bez niego już nie chciałaby dać sobie rady. Siedziała przy jego łóżku i delikatnie gładziła go po chłodnej dłoni, nie ocierając łez, które płynęły jej po policzkach.

ŚwiatłocieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz