Na komodzie z ciemnego drewna stał pozłacany zegar. Jego tarcza wkomponowana była w ciało wyjącego do księżyca wilka. Wskazówki ostrzegały, że za moment wybije północ. On jednak nie patrzył nawet w tym kierunku. Stał przy uchylonym oknie. Chłodne nocne powietrze muskało mu skórę na rękach i dekolcie i tańczyło leniwy taniec z papierosowym dymem wydobywającym się z rzuconego do popielniczki niedopałka. Jego zacięty wzrok śledził to, co na zewnątrz, choć tak naprawdę nic nie widział. W głowie miał aż nazbyt dużo innych spraw.
Kolejne.
Kolejne zlecenie i kolejna przerwa w jakże fascynującej karierze kierowcy busa dostawczego. W jakiś pokrętny sposób jego zimne serce cieszyło się, gdy dzwonił ten stary skurwysyn. Przypominał sobie wtedy kim był i wszystko stawało się jakby... prostsze.
Zacisnął dłonie w pięści. Był dobry w swojej pracy, a pracował już wiele lat. Choć dobry, to za delikatne określenie. On był jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym. I w całym tym bałaganie nieraz musiał udawać, grać, oszukiwać. Teraz jednak, gdy na boku prowadził tego cholernego busa, żyjąc na dwa cholerne fronty, czuł wyjątkowo dotkliwy wewnętrzny konflikt. A wszystko przez tego jasnowłosego młodego durnia.
Westchnął i odwrócił się tyłem do okna. Przesunął palcami o krawędź parapetu i spuścił nieco głowę. Za oknem, na „kocich łbach" przejechał kolejny samochód, wydając charakterystyczne stukotanie. Jeszcze dwa miesiące i zakończy się ta farsa. Znów w pełni wróci do swojego życie i odda mu się be reszty. A jeśli szczęście dopisze to wyjedzie, być może tym razem na zawsze.
*
W tym samym momencie w innej części Wrocławia w małej kawalerce, na rozłożonej kanapie siedziała dziewczyna. Mieszkanie skąpane było w mroku. Zasunięte rolety nie wpuszczały do środka światła latarni ulicznych, jedynym jego źródłem stała się nieduża lampka nocna upchnięta gdzieś w rogu, na blacie komody. Gosia garbiła się i kryła twarz w dłoniach. Z oczu nie płynęły jej łzy, ale jakaś niesamowicie silna łapa zaciskała się na jej gardle, nieraz odbierając dech. Zegar właśnie wybił północ, a jego wciąż nie było.
Wróciła pamięcią do dzisiejszego popołudnia, kiedy to pokłócili się o pieniądze. Tomek wymyślił sobie jakiś elektroniczny gadżet znaleziony w Internecie. Podobno super tanio i niesamowita okazja. Problem w tym, że nawet jeśli super tanio to i tak dla nich za drogo. I bez tego mieli długą listę wydatków. Nie mówiąc już o tym, że ona sama odmawiała sobie wiele, byleby tylko zaoszczędzić, a ten tutaj jakby nigdy nic wyskoczył i oznajmił, że chce. Jakby nie docierało do niego, że trzeba z czegoś żyć, trzeba opłacić rachunki. Zachowywał się jak rozpieszczony gówniarzyk, który kładzie się na podłodze i wierzga nogami i rękami, chcąc wymóc to, co sobie ubzdurał.
Tupnął więc nóżką, wierzgnął rączka i jak poszedł, to do tej pory go nie było. Nie dał znaku życia. Nie zadzwonił, nie odbierał, nie napisał jednej głupiej wiadomości. A ona siedziała na tej kanapie i jak zwykle odchodziła od zmysłów. Zdążyła już nawet odwiedzić garaż, ale tym razem tam go nie znalazła.
Po raz kolejny nerwowo zerknęła na zegarek. Wiedziała, że jeśli zaraz nie położy się spać, rano w pracy będzie nieprzytomna. Jak jednak miała zasnąć, gdy nerwy wręcz rozrywały ją od środka?
Westchnęła ciężko i skierowała się do aneksu kuchennego. Nastawiła czajnik elektryczny, wyciągnęła z szafki kubek i melisę. Miała serdecznie dość tego jego włóczenia się. Czy naprawdę należało wcisnąć między bajki potrzebę bycia z mężczyzną, na którym mogłaby polegać?
Czajnik wyłączył się z charakterystycznym pyknięciem. Zalała wrzątkiem ziółka. Tak naprawdę melisa nigdy jakoś bardzo na nią nie działała, ale w tym momencie nie miała nic innego pod ręką. Liczyła, że trzy torebki na klasyczny kubek dadzą choć minimalny efekt. Było już trzydzieści minut po północy. Za siedem i pół godziny miała być już w pracy, na tyle przytomna, by nie zapomnieć znów o markerze lub o czymś równie ważnym.
CZYTASZ
Światłocień
Roman d'amourStoisko z truskawkami krwawo połączyło dwoje tak różnych ludzi. Świeżo upieczoną absolwentkę szkoły średniej, która tkwi w toksycznej relacji z (nie) księciem z bajki. I chwilowego kierowcy busa, dowożącego towar na stoiska. Ona jest dość cicha i d...