Media: RED - Already over
To nie tak, że postanowił odpuścić. Choć niejednokrotnie taka myśl przewijała się przez autostradę jego wizji na przyszłość. Odciąć się od niej, skoro właśnie tego chciała. Jednak był zbyt dużym egoistą, a w tym egoizmie wkradał się masochizm, gdy starał się być zawsze gdzieś obok. I najpewniej można by go nazwać stalkerem i psychopatą, ale przecież to nic nowego, więc mało sobie z tego robił. Chciał mieć pewność, że nie pakuje się w dodatkowe kłopoty, że nic jej nie grozi, że jest bezpieczna. A gdy chciał, potrafił być niewidzialny, więc nawet nie zdawała sobie sprawy z jego obecności. Czasem tylko widział, jak rozglądała się dookoła, jakby doskonale wyczuwała jego palące spojrzenie.
Wielokrotnie chciał podejść. Zapukać do jej drzwi. Złapać za rękę, gdy szła mokrym chodnikiem, moknąc, bo oczywiście nie wzięła ze sobą parasola. Nigdy ich nie lubiła, bo niemal za każdym razem wywijały jej się w drugą stronę, uszkadzając sobie druty.
Przez dwadzieścia lat pracy w organizacji robił rzeczy, które niejednego przyprawiłyby o gęsią skórkę i grymas obrzydzenia. Zabijał, torturował i ostatnim, co można by o nim powiedzieć, to że czegoś się bał. Przemierzając Polskę, a czasem i inne państwa, swoim wychuchanym, drogim samochodem, mając broń wciśniętą za pasek spodni nie bał się niczego. Był nieustraszony pod wpływem doświadczeń i dozę głupoty. A może właśnie przede wszystkim głupoty... Niemniej jednak strach był mu obcy. Widział go jedynie w oczach swoich ofiar. Gdy z przerażeniem błagali o litość. Gdy on, niewzruszony, dziurawił im ciała.
Teraz jednak był przerażony, a im intensywniejsze było to uczucie, tym bardziej miał ochotę przystawić sobie lufę do skroni. Czuł strach na samą myśl przed stanięciem z tą kruchą i jednocześnie silną, tak bardzo teraz zagubioną istotą twarzą w twarz. Bał się, że znów go odrzuci i że po raz kolejny zobaczy ten zawód graniczący z odrazą w jej piwnych oczach.
Bazował więc na obserwacji. Dzień po dniu. Robiąc sobie przerwę na pracę, którą miał ochotę rzucić w cholerę. Ale przecież nie mógł. Pomyśleć, że ludzie narzekali na pracodawców, którzy źle płacili albo krzyczeli za dużo. Jego pracodawca za każdy błąd był w stanie go wypatroszyć i powiesić przed bramą wjazdową na przestrogę innym. Tylko, że przecież to nie to samo i być może nawet nie należało tego porównywać. On nie pracował na kasie, ani przy biurku w jakiejś cholernej firmie, która za nic miała swoich pracowników. On zabijał.
Aż nadszedł ten dzień. Śledził ją od momentu, w którym wyszła z domu. Wiedział, że idzie na zlecenie, w końcu przygotowywała się do tego od kilku dni. Widział jak kierowała się w okolice centrum. Jak odnalazła ten potężnych rozmiarów przeszklony biurowiec i zajęła miejsce na marmurowym, niewysokim murku. Widział doskonale jak walczyła ze sobą, by utrzymać pionową postawę, jak czasem zapominała się i garbiła nieznacznie. Znał ją i wiedział, że najchętniej uciekłaby stamtąd i zaszyła się pod kocem, wypłakując sobie oczy. A przecież, do cholery mógł jej pomóc! Owszem, nie wymaże tego, co się stało, ale był w stanie wskazać jej drogę. Pokazać jak zamienić ból w determinację, bez zatracenia siebie. Bez tego destrukcyjnego etapu, który sam przechodził i w który ona ze złudnie podniesioną głową wkraczała.
Gdy wsiadła do nieprzypadkowego tramwaju i zniknęła mu z oczy, zaklął pod nosem i złapał taksówkę. Nie tłumaczył zbyt wiele kierowcy, co zapewne niesamowicie go denerwowało. Wskazywał tylko kierunki, czasem w ostatniej chwili, czym narażał się na rzucane pod nosem uwagi.
– Nie może pan po prostu podać mi adresu?! – Nie wytrzymał w końcu, gdy po raz drugi z ledwością wyrobił na zakręcie.
– Gdyby istniała taka możliwość, z pewnością tak by się stało. Stop!
CZYTASZ
Światłocień
RomantikStoisko z truskawkami krwawo połączyło dwoje tak różnych ludzi. Świeżo upieczoną absolwentkę szkoły średniej, która tkwi w toksycznej relacji z (nie) księciem z bajki. I chwilowego kierowcy busa, dowożącego towar na stoiska. Ona jest dość cicha i d...