75. Pajęcza sieć.

161 21 118
                                    


Tej nocy kochali się inaczej niż dotychczas. Jakby chcieli się nasycić sobą na dłuższy czas. Chłonęli się nawzajem, delektując się każdym oddechem, każdym westchnięciem, każdym zetknięciem się rozpalonej skóry. Tej noc nie dbali o nic, choć w ich sytuacji było to skrajnie nieodpowiedzialne. Zapomnieli o wszystkim i liczyło się tylko to, by być ze sobą najbliżej jak się tylko da. By ich rozedrgane niepokojem umysły choć na krótki moment zaznały ukojenia. By choć w tym krzyku spełnienia pojawiła się ulga i oderwanie od parszywej rzeczywistości.

Robert wyjechał bladym świtem. Jednak ona już nie spała. Nie była w stanie, mimo że przez całą noc niemal nie zmrużyła oka. Podzielała jego obawy, które on usilnie starał się przed nią ukryć. Ta sytuacja nie należała do codziennych. Pobyt w Berlinie nie powinien zająć mu dużo czasu, ale w ich branży nawet kwadrans mógł mieć znaczenie. Wysłuchała ostatnich rad, wypowiedzianych warczeniem, które skąpane było w niepokoju. Kiwała głową, czując pod powiekami gromadzące się łzy. Dlaczego czuła, jakby żegnała się z nim na zawsze? To przecież tylko kilka głupich dni!

Nagle poczuła ciepłe ramię z siłą przyciągające ją do siebie. Oparła głowę na jego pachnącej perfumami piersi. On ukrył nos w jej włosach, zaciskając przy tym mięśnie szczęki.

– Chcę wiedzieć o wszystkim. Nawet o pieprzonym psie sąsiadów spacerującym inną ścieżką niż zwykle.

– Uważaj na siebie.

Z jego gardła wyrwał się krótki, mało przyjemny, podobny do gorzkiego śmiechu dźwięk.

– Nie o mnie powinnaś się bać.

Miała ochotę ruszyć za nim. Nie zważać na niebezpieczeństwo i powinności. Schować się choćby w ciasnym bagażniku jego sportowego samochodu. Patrzyła jednak tylko z wyraźną nerwowością jak zbiegał po schodach. Patrzyła nawet, gdy od kilku minut już go tam nie było. Zamknęła powolnym ruchem drzwi. Przekręciła zamek. Odwróciła się do nich tyłem i rozejrzała przez chwilę po wnętrzu swojego korytarza. Z niepokojem, jakby coś zaraz miało wyskoczyć zza rogu. I gdy już miała wykonać jakikolwiek ruch, poczuła w kieszeni wibrowanie telefonu. Robert?

Wyciągnęła urządzenie, a otrzymana wiadomość sprawiła, że osunęła się po drzwiach, przysiadając na podłodze.

Zlecenie.

Zabójstwo.

Była sama, bez planu i możliwości. Miała zabić. Jutro z samego rana. I to imię, które echem niosło się po ściankach jej umysłu.

Aleks.

W pierwszym odruchu chciała wybrać numer Pola i powiedzieć mu o wszystkim, jednak wiedziała, że jeśli ten nie wykona zlecenia, czekać go będzie surowa kara, może nawet śmierć. A na to nie mogła pozwolić.

Zerknęła więc jeszcze raz w stronę telefonu. Przesunęła wzrokiem po słowach, po literach w wiadomości. Walczyła z paniką, która chciała przejąć nad nią kontrolę, a którą wywoływała myśl o tym brunecie o pewnym siebie uśmiechu, z którym miała jutro pracować. Jak miała z tego wybrnąć?

Ten nocy znów nie mogła spać. Mimo iż powieki kleiły jej się niemiłosiernie, a zmęczenie stało się wręcz namacalne. Gdzieś w tle tlił się naiwny promyk nadziei, że może to on wykona ten ostateczny ruch, skoro miał z nią pracować. Doskonale zdawała sobie jednak sprawę, że prawdopodobieństwo ziszczenia się tej nadziei było niemal równe zeru. Nie po tym, co sama już zobaczyła. Nie, gdy wiedziała, że organizacji zależało, żeby zrobić z niej perfekcyjnego zabójcę. A gdyby tak wziąć ze sobą naszpikowany środkiem nasennym pistolet? Ale przecież Aleks na pewno nie był głupi, zorientuje się.

ŚwiatłocieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz