63. Chłód ostrza na ciepłej skórze.

199 27 55
                                    

Media: Runnin' - Adam Lambert (lowered version)



 – Tak, to był Karski – odpowiedział na niezadane pytanie, gdy pozbywszy się ciała wracali do Wrocławia.

Gosia przymknęła lekko oczy. Poluzowała pas i podciągnęła stopy na siedzenie. Zagryzła dolną wargę.

– Widział, że nie zabiłam tamtej dziewczyny. – Nie zapytała, tylko cicho stwierdziła fakt.

Powoli odwróciła głowę w jego kierunku. Jego twarz zdawała się być jakby z kamienia. Napięta, jednak pozornie nie wyrażająca żadnych uczuć. Tylko oczy...

Bał się. Robert Pol miał w oczach strach, który za wszelką cenę starał się ukryć.

– Było do przewidzenia, że będzie nam patrzył na ręce.

Chwila dłuższej ciszy, którą przerwało jedynie przekleństwo mężczyzny skierowane do jakiegoś niedzielnego kierowcy.

– Co teraz? – Padło ciche, jakby nieśmiałe pytanie. – Zabiją nas.

– Tobie nic się nie stanie.

– Skąd... – Urwała. – Co masz na myśli mówiąc „tobie"?

Prychnął ze złością.

– Mam ci wyjaśnić znaczenie tego prostego słowa? To znaczy tyle, że odwożę cię do mieszkania i masz się tam zaszyć, dopóki nie wrócę.

Przerażenie rozlało jej się po żołądku, związując go w ciasny supeł.

– Skąd nie wrócisz? Robert...

– Nie utrudniaj – przerwał jej. – Zamilknij na moment, chcę skupić się na drodze.

Potrząsnęła głową i parsknęła zdenerwowana.

– Wezwał cię, tak? Przecież nie możesz tam iść. Nie pozwolę, żeby cię zabili! – podniosła głos i dotknęła jego dłoni, którą miał położoną na drążku zmiany biegów.

Zerknął przelotnie na ich ręce, zaraz jednak wrócił wzrokiem na jezdnię, położył obie dłonie na kierownicy. Zaśmiał się krótko, wręcz smutno. Tak, że przez jej ciało przeszedł zimny dreszcz.

– Jeśli kiedykolwiek będą chcieli mnie zabić, ZAWSZE na to pozwolisz – odezwał się twardo, wręcz z rozkazem w głosie. – Twoje życie zawsze będzie cenniejsze od mojego.

– Nie...

– Nie przerywaj mi – warknął, włączając kierunkowskaz. – Dziś nie zginę, więc przestań zachowywać się jak rozhisteryzowana nastolatka. Nie musisz mi tak dobitnie przypominać ile masz lat.

– Skąd ta pewność?

– Stąd, że siedzę w tym znacznie dłużej niż ty. Karski mnie nie zabije, bo zbyt mu zależy na moich zdolnościach. I powiedzmy, że czuje ten rodzaj niezdrowego sentymentu w stosunku do mojej osoby – skrzywił się wyraźnie.

– Więc... po co masz tam jechać?

Pol z widocznie mocniejszym naciskiem objął palcami kierownicę.

– Nie wypełniliśmy zlecenia tak, jak sobie tego życzył. Chce wyjaśnień i muszę mu je przedstawić. Wysiadaj.

Dziewczyna dopiero po chwili zauważyła, że samochód się zatrzymał. Wciąż jednak patrzyła na niego. Trzęsącymi się dłońmi odpięła pas.

– Ukrywasz coś przede mną.

– Jakże bym śmiał – uśmiechnął się złośliwie.

– Robert!

ŚwiatłocieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz