82. To byłem ja.

117 15 52
                                    


Było już po północy, a oni, doładowując się kawą, przeglądali kolejne nagrania. Informatyk się postarał i dodatkowo poucinał je tak, by obejmowały najbardziej istotne dla nich części, a nie ciąg całodobowy. Wiedzieli już, że Gosia wyjechała spod bloku taksówką i że dojechała pod rezydencję Karskiego. Tam zaś podszedł do niej mężczyzna w ciemnym dresie i założonym na głowę kapturem i wstrzyknął jej coś w szyję. Robert z trudem patrzył jak potem wpakował nieprzytomną dziewczynę do czerwonego BMW i odjechał.

Kim on był?!

Śledzili teraz jego trasę. Jak wyjeżdżał z miasta, potem województwa, by ostatecznie skręcić na jakieś polne drogi, którymi kierował się w nieskończoność.

– Ciągle jesteśmy w Polsce? – mruknął Filip, jak zahipnotyzowany wpatrując się w jadące między polami auto.

– A widziałeś gdzieś przejście graniczne? – warknął niegłośno, kontynuując zakreślanie odpowiedniej trasy na mapie samochodowej, którą zakupił kilka godzin temu, gdy szedł po nowy telefon.

Kępiński nie odpowiedział. Wstał i sięgnął po swoją broń. Dla pewności zerknął w magazynek. Był pełny.

– Ty się na coś szykujesz?

– Chyba jedziemy po nią, nie?

– Ja jadę. Ty wracasz do domu – rzucił, mrużąc oczy. Kolejny skręt, tym razem całkiem przez łąki. W stronę lasu.

– Jadę z tobą, Pol. Też mi zależy żeby wyszła z tego cało. I wybacz, ale jeśli chodzi o nią, to tracisz racjonalne myślenie.

– Zważ na słowa – warknął.

– A to nie prawda? Rozwaliłeś telefon!

– Mam nowy, nie rób dramatu.

– Jadę – powtórzył z uporem. – Nie masz pewności, czy ten facet działa sam.

– Poradzę sobie.

– A jeśli nie? Ja wiem, że jesteś zajebisty, ale co jeśli ich jest kilku? Będziesz ryzykował jej życiem? A wiesz, też trochę umiem strzelać.

Robert sapnął zrezygnowany. Musiał przyznać, że chłopak miał rację. To, że do tej pory widział tylko jedną osobę, nie oznaczało, że nie jest ich więcej. I nawet nie chciał ponownie myśleć o tym jednym słowie w opisie ostatniego zdjęcia.... Orgia.

Małgosiu, wytrwaj.

Niecałe pięć minut potem zamknął laptopa i zerwał się z miejsca.

– Kępiński bierz komputer, z górnej szafki w kuchni weź apteczkę.

Pol zgarnął ze stołu mapę i telefon. Podszedł do sejfu, z którego wyciągnął garść zapasowych naboi i wsunął sobie do kieszeni.

– Jedziesz ze mną – zwrócił się Filipa ostro. – Ale robisz dokładnie to co ci mówię.

***

Małgorzata Ceglarek była coraz bardziej osłabiona. Przestała już próbować się wyszarpnąć. Skutkowało to kolejnymi ciosami i nasilonymi zawrotami głowy. Nie piła i nie jadła od prawie doby. Raz oddała mocz, który ciepłym strumieniem po prostu spłynął po jej nogach. Upokorzenie zżerało ją od środka, ale nieco tłumiły je zawroty głowy, które doprowadzały do mdłości. A może było odwrotnie?

Co chwilę przymykała oczy, walcząc z sennością i łzami, które pchały się na zewnątrz, gdy przez jej wymęczony umysł przebiegała choćby ulotna myśl o nim. Popełniła tak wiele błędów. Najbardziej jednak żałowała, że nie odbyła z nim tej cholernej rozmowy, o którą wręcz żebrał przez długi czas. Zacisnęła zęby i poczuła wstyd i ból na wspomnienie tych wszystkich ostrych słów wypowiedzianych przecież z premedytacją, by w końcu zabolało go tak, by odszedł. Teraz dałaby wszystko, by usiąść z nim na kanapie i usłyszeć jakąś złośliwość zabarwioną szelmowskim spojrzeniem tych czarnych oczu.

ŚwiatłocieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz