55. By ujrzeć to, co kryje się poza iluzją.

219 27 153
                                    


 – To już robi się irytujące – marudziła Gosia, siadając na dużej, czerwonej sofie w centrum handlowym. – Mam dość Świąt zanim się zaczęły.

Karolina położyła obok niej kilka toreb z kupionymi ubraniami i uśmiechnęła się pogodnie.

– Co się dziwisz, lala? Wigilia za dwa tygodnie. Boże... – Nagle wyraz jej twarzy diametralnie się zmienił a ona sama przysiadła na tych papierowych torbach.

Gosia uniosła pytająco brwi.

– Za miesiąc biorę ślub. Wychodzę za mąż... Gośka... ja...

– Nie mów, że będziesz teraz panikować. – Zaśmiała się i chwyciła ją za rękę, ściskając pokrzepiająco. – Kochasz Sebastiana, a on ciebie. To będzie wasz cudowny dzień.

Dziewczyna wzięła kilka głębokich oddechów.

– A jak twój Romeo? Dalej nie wie, że idzie na ślub?

Gosia speszyła się. Od ostatniej wpadki z bardzo... ukrwioną bronią, miała wrażenie, że Pol jeszcze bardziej trzymał ją na dystans. Na to teraz miał coraz lepszą sposobność, bo szwy już się rozpuściły i mężczyzna znów stał się samodzielny, a co za tym szło, wróciła do swojego mieszkania. Powoli brakowało jej pomysłów jak do niego dotrzeć. Tak upartego i zawziętego człowieka nigdy nie spotkała.

– Pracuję nad tym. – Gdy napotkała powątpiewające spojrzenie przyjaciółki wstała i uniosła głowę. – On będzie na tym weselu. Zapamiętaj.

Karolina wywróciła oczami i zaczęła nucić pod nosem „Jingle Bells". Gosia sięgnęła do kieszeni po telefon, który chwilę temu jej zawibrował.

Za godzinę u mnie.

Przez całe jej ciało przeszedł dreszcz. Dreszcz, który niekoniecznie był nieprzyjemny. Nie widziała go od tygodnia. Niesamowite, jak bardzo jej brakowało tych jego opryskliwych komentarzy, surowych spojrzeń, czarnych oczu. Poza tym zlecenie było okazją do działania. One same już jej tak nie przerażało. Od pierwszej akcji nie musieli nikogo pozbawiać życia, więc może i tym razem... w końcu idą Święta. Kto zleca zabójstwo przed Świętami?

– Wracamy? – zwróciła się do Karoliny, która rozśpiewała się już na całego.

Dziewczyna kiwnęła głową i wstała z kanapy. Zgarnęła swoje zakupy i razem wyszły z galerii.

– Gosia... – zaczęła w pewnej chwili dość ostrożnie.

– Hmmm?

– A nie myślałaś, że może... on poważnie nie chce?

Weszły do tramwaju i zajęły miejsce przy barierce.

– Chce. To znaczy ogólnie nie chce, ale wiem, że nie jestem mu obojętna. Wiem to. Tylko jest uparty jak wół.

– To kup większy bat – roześmiała się, wywołując na jej twarzy nieznaczny uśmiech.

– Spędzasz Święta u rodziny Sebastiana? – zagadnęła z innej beczki.

– Na pół z moją rodziną. Kolację Wigilijną zjemy u tych, którzy mnie nienawidzą, a potem przeniesiemy się do tych, którzy mnie kochają. Drugi dzień Świąt mamy zamiar nie wychodzić z łóżka.

Gosia zmarszczyła czoło.

– Wasze relacje ciągle są chłodne?

Ruda wzruszyła ramionami.

– Nie ma spięć. Z jego matką nawet jakoś się dogaduję, ale to wszystko jest takie sztuczne. Jakby tolerowali mnie, bo muszą ze względu na Sebka i odpieprzają kabaret.

ŚwiatłocieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz