Media - Imagine Dragons - Bleeding out.
Mężczyzna opadł bokiem na kanapę, odchylił głowę do tyłu. Wciąż trząsł się z zimna, jego oddech był nierówny. Czuł ciepło krwi sunącej po jego ręce. A może to woda?
– Krwawisz. – Usłyszał jej słaby głos i spojrzał na nią, zmuszając się do uśmiechu. Nie wiadomo kiedy przyniosła komplet bandaży plastrów i cholera wie, czego jeszcze.
– Żyję. Nic wielkiego mi nie jest.
Całkowicie zignorowała te słowa i wyciągnęła ku niemu drżącą rękę.
– Daj mi klucze do swojego mieszkania – odezwała się stanowczo. – Przyniosę ci jakieś suche ubranie i zaraz...
– Nie ma potrzeby – przerwał jej, podpierając się dłonią, by wstać. – Sam tam pójdę.
Zanim jednak jego ręka się w pełni wyprostowała, zgięła się na nowo.
– Nie ruszaj się. Ja pójdę. I zadzwonię po taksówkę. Jedziemy do szpitala.
Z trudem dźwignął, by podać jej klucze, na które przysiadł.
– Zapomnij o szpitalu. Nic mi nie jest.
Rozchyliła usta, nie mogąc uwierzyć.
– Chyba żartujesz! Krwawisz! – Głos niebezpiecznie zaczął jej się łamać, wzięła więc głęboki oddech i kontynuowała. – Musi cię zobaczyć lekarz.
– Już właściwie nie krwawię. I przypomnij mi, od kiedy mówisz mi co mam robić? – warknął, zaraz jednak skrzywił się pod wpływem kolejnego promienia bólu, rozchodzącego się po całym ciele.
– Ktoś chyba musi, bo sam co najwyżej jesteś w stanie się wykończyć! Jedziemy do szpitala – powtórzyła, mrużąc oczy w ten konkretny sposób, który miał mu dać do zrozumienia, że nie odpuści. Odwróciła się na pięcie i odbiegła w stronę drzwi.
– Po moim trupie – burknął za nią, czego oczywiście już nie usłyszała.
Zaczął kaszleć. Ból się pogłębił, zacisnął zęby. Musiał ściągnąć to przemoczone ubranie i zobaczyć w jakim stanie była jego ręka, która wciąż nieco mu drętwiała.
Poprawił się w miarę możliwości na łóżku i zaczął zsuwać płaszcz z ciała. Zdrowa ręka powoli wydostała się z rękawa, a ruch ciała poskutkował kolejnymi porcjami nieprzyjemnych odczuć. Potem lewa i syk przez zaciśnięte zęby, gdy razem z płaszczem pociągnął za materiał marynarki i koszuli, które szarpnęły za powoli krzepnącą ranę.
Ciemne okrycie osunęło się na podłogę. Oddychał nierówno, jak po przebiegniętym maratonie.
Drzwi się otworzyły. Dziewczyna wpadła do środka, rzucając na łóżko suche ubrania.
Widząc jego lewą dłoń pokrytą krwią i twarz, która nagle zrobiła się niebezpiecznie blada, sięgnęła po telefon i zaczęła wybierać numer.
– Nie waż się – warknął na nią, czując chłodne krople potu, perlące mu się na czole. A może to pozostałość po lodowatej wodzie, od której wciąż miał wilgotne włosy? Niemniej jednak ogarnęła go słabość. – Nie pojadę do szpitala, przyjmij to do wiadomości. Nie zamierzam wplątywać się znowu w żadne lekarsko-policyjne sprawy.
– Och, tak bardzo dojrzale. Ukrywać się i umrzeć w czterech ścianach.
– Nie umieram! – podniósł głos i zaraz skrzywił się, czując ból w okolicach żeber.
CZYTASZ
Światłocień
Roman d'amourStoisko z truskawkami krwawo połączyło dwoje tak różnych ludzi. Świeżo upieczoną absolwentkę szkoły średniej, która tkwi w toksycznej relacji z (nie) księciem z bajki. I chwilowego kierowcy busa, dowożącego towar na stoiska. Ona jest dość cicha i d...