80. Wezwanie.

121 15 43
                                    


Obudziła się z gigantycznym bólem głowy. Nie była pewna ile czasu minęło, aż odważyła się otworzyć oczy i zderzyć z jasnością promieni słonecznych wypełniających pokój. Uciskając skronie, rozejrzała się po własnym pokoju. Nie pamiętała nawet jak się tu znalazła. Z pomocą przyszła jej mała kartka z zeszytu w kratkę, leżąca na stoliku.

O 12 u mnie. Masz być i powiedzieć mi prosto w oczy, że jestem dla ciebie nikim. Wtedy dam ci spokój. RP.

Nie była w stanie nic poradzić na to, że jej usta rozciągnęły się w uśmiechu. W umyśle bowiem pojawił się przebłysk wspomnienia, gdy Robert Pol wyznał jej miłość.

Wróciła na łóżko i usiadła na skraju, spuszczając głowę i wplatając dłonie we włosy. Bo co ona mu odpowiedziała? Że nie wierzy... ten osioł miesiącami zbierał się w sobie, żeby powiedzieć te dwa słowa, a ona powiedziała mu, że nie wierzy...

Nie wiedziała już, co myśleć. Była na siebie zła, że dała tak się omotać przez Aleksa i... samą siebie. Wpadła w jakiś amok i nie dopuszczała do siebie nic i nikogo. I to nie tak, że nie czuła do niego żalu o to, że ją okłamał i przez tyle czasu kazał wierzyć, że ratują tych ludzi... ale, do cholery, miesiącami walczyła z nim, wierząc na przekór niemu w to, że nie jest mu obojętna, a potem sama wszystko przekreśliła. Musiała z nim porozmawiać. Tak naprawdę, na trzeźwo.

I musiała mu wyznać wszystko to, co się w niej działo. Musiał wiedzieć, kim teraz była. Ciągle bała się, że... że on pokochał właśnie tę radosną, czasem nieco szaloną, ale ciągle niewinną dziewczynę, którą nie skalał mrok tej pracy. A przecież teraz było zupełnie inaczej. Czuła w sobie powiększającą się pustkę i bała się, że to będzie za dużo. Bo poddała się. I zatraciła w pracy... stała się dokładnie tą wersją siebie, której on nienawidził. Do której nie chciał dopuścić... jak więc mogło to trwać nadal?

Chyba poruszyła wczoraj ten temat... ale nie była pewna. A już na pewno nie pamiętała tego czy on się jakoś odniósł. Jeśli w ogóle zrozumiał cokolwiek z jej bełkotu.

Nie mogła w nieskończoność uciekać. Musiała w końcu stanąć przed nim i postawić wszystko na jedną kartę.

Dźwignęła się z jękiem i zorientowała się, że ciągle była we wczorajszej sukience. Potrzebowała prysznica. I czegoś wygodniejszego niż stringi wżynające jej się w pośladki.

I właśnie, gdy po dwóch tabletkach przeciwbólowych, czysta i odświeżona, stawała przed lustrem w łazience usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości. W pierwszej chwili przeszło jej przez myśl, że może to on się niecierpliwił, ale nie było jeszcze nawet jedenastej.

Otworzyła SMS-a, a przez jej ciało przeszedł chłód.

To Karski. Wzywał ją do siebie w trybie natychmiastowym.

Co się stało? Coś zawaliła? A może wczoraj tak się upiła, że powiedziała gdzieś o kilka słów za dużo? Ale Pol by jej nie pozwolił, a przecież był z nią, gdy zaczęła przesadzać z drinkami.

Rozmowa z Robertem musiała poczekać. Najpierw była zmuszona spotkać z psychopatycznym diabłem.

Drżąc na całym ciele ubierała się w pośpiechu i jednocześnie wzywała taksówkę. Jak mogła być tak naiwna, żeby pomyśleć, że da sobie radę bez niego? Gdy przypomniała sobie jak właziła po rynnie do tej łazienki w restauracji, zrobiło jej się słabo. Coś musiała zawalić. Karski nie wzywał swoich ludzi bez powodu.

Co będzie dalej? Zabije ją? Upomni?

Nie, spokojnie, przecież mogło chodzić o coś innego, prawda? Mogło... A przecież nie wezwał jej do siedziby, ale do swojej rezydencji.

ŚwiatłocieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz