ROZDZIAŁ 43

80 7 29
                                    

Dla rodziny Winstonów święta zawsze były czymś w rodzaju magii, jak i mile spędzonego czasu. Dla nich życie by nie istniało bez tych dni, gdzie mogą naprawdę prawdziwie się cieszyć. To czas beztroski, prezentów, chwały, wspólnego siedzenia przy stole, coś bez czego te dni nie były by takie same. Uwielbiali ten czas śniegu i czas przygotowań. Choć Bou, gdyby się uparła, mogłaby powiedzieć, że dla niej najbardziej wyczekiwanym momentem są prezenty i nic w tym dziwnego, bo w końcu jest dzieckiem.

Tego popołudnia bardzo starannie wybrały swoje ubrania, a w szczególności Bou, która chciała zaskoczyć ich swoim samodzielnym wyborem. I pozostali domownicy musieli przyznać, że bardzo jej się to udało, bo skomponowała sobie wspaniałe ubranie. Na jej stopach zawitały czarne, małe baletki, a na nóżkach białe rajstopy, których za bardzo nie lubiła. Bou uważała, że za mocno ją gryzą w nogi i dlatego rzadko kiedy je ubierała. Tego dnia jednak postanowiła się poświęcić i założyć je. Jej górę zdobiła biała bluzeczka, a na nią ubrana sukienka z szelkami w szkocką kratkę, która idealnie współgrała z kolorem jej włosów. Pięciolatka czekała tylko i wyłącznie na swoją mamę, by zobaczyć w co ona postanowiła się ubrać. Nie liczyła, że w te święta ubierze sukienkę, choć gdzieś z tyłu głowy miała taką myśl, że mogłoby tak być. Ale tak, jak myślała, Amy nie ubrała sukienki. Dziewczyna dobitnie postawiła na coś niekonwencjonalnego, czyli kombinezon. Nie był on jednak taki zwyczajny, u dołu miał spodnie niczym dzwony, w połowie, a dokładnie w tali przecinał go delikatny pasek; a góra nie miała zbyt szerokich ramion. Cały ubiór był w kolorze czerwieni i trzeba było przyznać, że Amy wygląda w nim nieskazitelnie. Lekka warstwa makijażu tylko i wyłącznie podkreśliła jej naturalność, co bardzo cieszyło wzrok. Nawet oczy Elizabeth i Brandona na moment zaświeciły, kiedy ta wraz ze swoim dzieckiem schodziły po schodach.

- Wow - szepnęła kobieta - czy to moja córka, czy mi ją podmienili?

- To ja mamo - zaśmiała się cicho.

- A ty jak pięknie wyglądasz moja królewno - skomplementował Bou najstarszy członek rodziny.

- Dziękuje dziadku - zachichotała - ty także ładnie wyglądasz. Babciu ty też - spojrzała z uśmiechem na kobietę.

- Oj Bou, ty mała słodzino - ucałowała wnuczkę w czoło.

Dobra passa została na moment przerwana dzwonkiem do drzwi i jedynie kogo ten dźwięk nie zdziwił to była to sama Elizabeth. Inni nie bardzo rozumieli, że ktoś puka, bo zazwyczaj, kiedy ktoś przyjeżdża to wcześniej informuje. Mimo to, Amy wiedziała, że i tak zawsze mają dodatkowe miejsce przy stole.

- Kto to? - zapytała Bou.

- Em, no... - zagubiła się na moment Elizabeth.

- Kochanie? - dopytał Brandon.

- To twoja siostra - westchnęła - wczoraj mi zadzwoniła, że przyjedzie.

- Ciocia Tammy yummy? - zapytały na raz Bou z Amy.

- Dziewczyny - skarciła je wzrokiem.

- Pójdę otworzyć - zalecił Brandon, kierując się do drzwi.

- Mamo proszę tylko nie ciocia Tammy - marudziła w kuchni Amy.

- Co macie do siostry Brandona?

- Babciu serio? - zapytała z miną, Bou.

- Serio.

Dziewczyny spojrzały się po sobie, wiedząc, że to, co chcą powiedzieć zaraz i tak nastąpi. To nie tak, że całkowicie nie lubiły cioci Tammy Winston Burgers, ale zwyczajnie za nią nie przepadały. Jej przezwisko wzięło się praktycznie nie wiadomo skąd, bo jak mówił Brandon, odkąd pamięta to tak właśnie na nią mówią. Jego siostra była nieco inna od niego, wszędzie było jej pełno, zawsze ją słychać i dodatkowo widać, przez kilogramy, które posiada. Ale sęk nie był w tym, tylko w jej zachowaniu i zachowaniu jej syna, Joey'a Burger'sa. To dziecko, mimo, że starsze od Bou, kompletnie nie miało w sobie żadnych manier, uczuć, nie było po prostu wychowane. Równie, jak jego matka miał kilogramy, ale nie było go słychać, bo zwykle siedział przy tablecie lub telefonie. I one naprawdę nie musiały nic mówić, bo ciotka sama pokazała to Elizabeth.

Will you be my daddy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz