ROZDZIAŁ 57

67 7 26
                                    

Lotnisko przepełnione było ludźmi tego dnia. Miesiąc luty nigdy nie był takim, aby ktoś stawiał na wyjazdy, wakacje, czy inne sprawy, które musieli by załatwić wcześniej lecąc samolotem. Być może właśnie dlatego Louis tak mocno się zdziwił, kiedy ich wszystkich tam zobaczył. Nigdy nie miewał z tym problemu, bo sam uważał się za jednego z nich, czyli jako normalnych ludzi tego świata, podróżujących czymkolwiek się da. Tylko nieliczni niestety mogli uważać, że artyści, gwiazdy i ludzie, którzy mają duży zasób pieniędzy mogą latać sobie, kiedy chcą, jak chcą, gdzie chcą, a przede wszystkim, że mogą mieć samolot na zawołanie. Owszem, może tak być, ale gdyby to właśnie Tomlinson miał się na ten temat wypowiedzieć, śmiało by przyznał, że to nie działa tak, jak ludzka wyobraźnia sobie to wymyśla. Wbrew pozorom takie rzeczy, jak przygotowanie samolotu muszą być dostarczone co najmniej z dwudziestoczterogodzinnym wyprzedzeniem, a przynajmniej u Louis'a tak zwykle było.

Przez lotnisko przemknął raczej nie zauważony, choć tym razem nie zakrywał się jakoś szczególnie mocno. Chciał czuć się swobodnie, a nie wiedzieć, że za każdym rogiem będzie musiał się chować za kapturem bluzy lub czymś innym. Był dziś zwykłym cywilem, który jak każdy inny odpowiada w świetle prawa oraz ma także prawo do normalnych rzeczy takich, jak właśnie komfort swojego ubioru i ciała. I jak każdy człowiek, który jest tylko i wyłącznie jedną z milinów cząstek na tym świecie pomknął przez bramki, a zaraz potem do samolotu. Tam zajął swoje miejsce, które nie było aż takie złe, jakby mogło się wydawać. Środkowe siedzenie innym może przywracać złe wspomnienia, ale Louis kompletnie nic do niego nie miał. Nie zważając już na nic wokół niego, założył na uszy słuchawki i puścił ulubioną play listę czekając na startowanie. Zanim to się stało, musiała jeszcze przemówić stewardessa i pilot, co było oczywistym w tego typu samolotach. Z racji, że miejsce przy oknie było wolne, bez problemu mógł patrzeć na widok, który rozciągał się za nim. Chmury i słońce to idealne połączenie, aby ten lot zapowiedział się dobrze. I mimo tego widoku jego oko nieco się przymknęło, dając znać o swoim niewyspaniu i pragnieniu chwili snu, którego ostatnimi dniami miał ciut mniej. Wynikało to tylko i wyłącznie z powodu dojazdu do syna i samodzielnej opieki nad nim. Nie przypuszczał, że tak potoczą się te sprawy, sądził, że wyszedł już na taką prostą, która nie będzie miała prawa się skrzywić, a jednak mocno się pomylił. Było mu przykro, bo to oczywiste, ale wyborów nie miał zbyt dużo. Szans już dał wiele, ta dla Briany jest ostateczna i jeśli ona tylko ją zbagatelizuje, Louis będzie musiał radzić sobie sam z wychowaniem własnego syna, co na pierwszy rzut oka nie może wydawać się taki straszne. Jego mama w gruncie rzeczy wychowała ich wszystkich bez niczyjej pomocy i śmiało mogą powiedzieć, że nie mieli przez to źle. Johannah starała się, jak mogła, a oni w podzięce za wszystko już zrobili, co tylko mogli. Louis miał świadomość tego, że jeżeli dojdzie do tej sytuacji, to w tym momencie mama będzie mu niezbędna w kontekście rad, które może mu zaoferować, jako samotny rodzic.

Tomlinson praktycznie pół lotu przespał, ale w momencie gdy jego pęcherz dał mu o sobie znać, musiał skorzystać z samolotowej łazienki. Nigdy tego nie robił, bo uważał, że to przekracza jakiekolwiek granice higieny, ale tym razem to była sytuacja awaryjna. Śmiał wątpić w to, że ktokolwiek na pokładzie, włącznie z nim chciałby widzieć jego mokre spodnie, gdyby przypadkiem jego pęcherz miał nie wytrzymać. Siadając z powrotem na miejsce, na nowo zaszył się ze słuchawkami na uszach, za to z dodatkową atrakcją, która mu doszła w trakcie. Pech chciał lub też nie, że za nim siedziało dziecko, które do tej pory spało, jak zabite, ale musiało się obudzić. I nie było by ono sobą, gdyby nie kopało w fotel, na którym miejsce zajmował właśnie szatyn. Cierpliwie zniósł pierwsze kilka minut, sądząc, że może chłopakowi zaraz przejdzie i przestanie. Jednak się przeliczył, kiedy czuł, że on sam zaraz wykipi z frustracji, jeżeli chłopak kopnie w fotel jeszcze raz. Ten musiał chyba to czuć albo po prostu widzieć, jak to działa na ludzi, bo Louis w końcu wybuchł. Ściągnął z uszu słuchawki, uprzednio na moment wyłączając muzykę w telefonie. Odpiął pas bezpieczeństwa, a zaraz potem obrócił się w drugą stronę.

Will you be my daddy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz