ROZDZIAŁ 1

304 10 28
                                    

Obudziła się pełna energii na nowy dzień. Zawsze się taka budziła co ranek. Zaczynała od powolnego wygramolenia się z łóżka, a następnie ubrania się w swoje wcześniej przygotowane ciuszki. Zawsze idealnie leżały ułożone w kostkę i wyprasowane na niewielkim krzesełku przy biurku, które już miała. Uwielbiała się stroić, kocha sukienki z falbankami, bo tylko one tak pięknie się kręcą, kiedy jej ciało się obraca. Jednak dziś ubrała na siebie wygodny t-shirt z niewielkim nadrukiem w odcieniu niebieskim, który podkreślał jej oczy, a na zgrabne, małe nóżki para letnich szortów, bo przecież od rana słońce daje o sobie znak. Pierwszy dzień wakacji musi być udany, nie może być inaczej. Nigdy niczego nie planowała razem z mamą i dziadkami, zazwyczaj wszystkie wyjazdy, atrakcje i inne tego typu rzeczy wychodziły spontanicznie- czyli tak, jak każdy z nich uwielbiał. Nie było dnia, bez którego nie obyło się bez radosnego jej śmiechu. Rzadko, kiedy występowały dni, że na jej policzkach zagościły łzy smutku. Dom był pełen radości odkąd tylko pojawiła się te 6 lat temu. Gotowa i ubrana w swoje ciuchy wymknęła się po cichu ze swojego pokoju. Doskonale znała drogę do sypialni Amy, dlatego równie cichym sposobem otworzyła drzwi. Wspięła się na palce, krocząc po panelach, a Amy już wiedziała, co ją czeka, bo nie spała. Ale kochała te pobudki, kiedy jej córka od samego świtu się z nią wita. To był też po części jakiś rytuał, który miały, ale nie był on codzienny. Zdarza się, że mała Bou jest takim śpiochem, że mogłaby spać nawet do godziny dwunastej. I tego akurat nie odziedziczyła po swojej matce, o czym raczej nie rozmawiają. Bou nigdy jeszcze nie zapytała o swojego ojca, więc najwyraźniej w świcie jeszcze go nie potrzebuje. Mimo to Amy wie, że kiedyś nadejdzie ten niezręczny moment, a ona zapewne nie będzie wiedziała, kiedy i co jej powiedzieć. Bou podciągnęła się rękoma na ogromne łóżko, aby zaraz potem przytulić się do ciała swojej rodzicielki. I może Amy miała 21 lat, to część niej była jeszcze dzieckiem. Udawała, że śpi, co ewidentnie nie podobało się nowo przybytej dziewczynce. Wstała na równe nogi, zachowując największą ostrożność oraz równowagę. Uśmiechnęła się pod nosem, zaczynając skakać po materacu.

- Wstajemy mamo! Śniadanie czeka! - krzyczała, aby ją obudzić, jednak Amy dalej próbowała zachować swoją początkową postawę. Więc Bou była zmuszona sięgnąć po najcięższą artylerię, jaką znała wobec swojej mamy. Usiadła na drugim końcu łóżka, dokładnie tam, gdzie kończyły się stopu Winston. Delikatnym, ale za razem szybkim ruchem odkryła część jej stóp, przez co Amy poczuła lekki chłód. Kołdra dawała jej ciepło, więc nie było się czemu dziwić. I Bou ze zdradzieckim uśmiechem zaczęła igrać z ogniem. Zaczęła delikatnie smyrać paluszkami stopy niby śpiącej dziewczyny. Wzmożyła ruchy, kiedy ujrzała uśmiech na twarzy. Amy wiedziała, że długo tak nie pociągnie, ale Bou nagle przestała i znalazła się przy klatce piersiowej kobiety. Położyła się delikatnie obok i zaczęła tarmosić jej włosy, które przez sen i poduszkę już nie wyglądały najlepiej.

- Wstawaj mamooo - przeciągnęła ostatnią literkę, czego Amy naprawdę najbardziej na świecie nienawidziła. To było coś w rodzaju bólu, kiedy to słyszała obojętnie z czyich ust. - Mamo, noooo.

- Masz 5 minut, aby znaleźć się na dole i siedzieć przy stole kochanie - uśmiechnęła się nie otwierając dalej oczu. Cichy chichot dotarł do jej uszu, a po chwili poczuła brak drugiego ciała przy sobie. Mała Bou wystartowała z łóżka, niczym torpeda i zbiegła po schodach do kuchni, grzecznie czekając przy stole na swoją mamę. Amy zaś wyszła z łóżka, wcale się nie przebierając, pościeliła łóżko i zeszła do swojej córki. I nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak komicznie wygląda w piżamie w baranki z potarganymi w każdą możliwą stronę włosami. Jednak Bou nie śmiała skomentować tego widoku, bo już wystarczająco narozrabiała tego poranka, choć Amy nigdy nie miała jej za złe takich pobudek. Bou przyglądała się jej posturze, kiedy ta wyciągała z szafki jej ulubione płatki, by zaraz potem nasypać je do ukochanej miseczki swojego dziecka. Znali się niczym stare i dobre małżeństwo, nikt nie mógł im zarzucić tego, że któraś o którejś czegoś może nie wiedzieć. Nalała do miseczki z płatkami zimnego mleka, bo właśnie takie płatki Bou jadła najchętniej. Uważała, że kiedy wleje się do nich ciepłe mleko, to to nie będą już płatki z mlekiem, a niesmaczna breja. Z kolei Amy musiała mieć chociaż letnie mleko, podgrzane albo w garnuszku albo w mikrofali. Postawiła przed dziewczynką jej talerz ze śniadaniem, czekając aż jej będą gotowe. Posłała jej ciepły uśmiech, a Bou z trzęsącymi się uszami zajadała karmelowe płatki w kształcie serduszek i kwiatków. Oblizywała swoje usta za każdym razem, kiedy wyciągnęła z nich łyżeczkę, opróżnioną z jedzenia. Kochała ten smak niby zdrowej, a w pewnej części nie zdrowej słodyczy. Po chwili dołączyła do pałaszowania sama Amy, która lekko stopą pod stołem zaczepiała rudowłosą. I gdyby nie to, że Bou jadła, nic by nie powiedziała, ale to ją bardzo rozpraszało. Kiedy coś robiła- i obojętnie co by miała do zrobienia - poświęcała temu swoje sto procent uwagi, które w tym momencie było przerwane. Wiedziała czemu Amy to robi, dlatego nie musiała o to pytać, ale z lekka jej się to nie podobało. Jej mina przemieniła się w lekki grymas, mierząc wzrokiem siedzącą naprzeciw starszą dziewczynę. Winston tylko cicho śmiała się pod nosem, nie zaprzestając delikatnego kopania w małe nóżki swojej córki.

Will you be my daddy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz