ROZDZIAŁ 84

47 5 4
                                    

Dziecięcy śmiech roznosił się po ogródku Winstonów i udzielał się on pozostałym zebranym. Dziecięce stopy biegały po zielonej trawie, która z połową maja przyjemnie łaskotała pod nogami. Zapach grilla roznosił się w powietrzu, a przy nim stał Liam z Niall’em. Harry zdecydowanie wolał gonić za dzieckiem, które sprawiało mu wiele radości, jak i na odwrót. Tylko Amy pozostawała lekko bez humoru, pomagając rodzicom w kuchni. Brandon wiedział, co ją gryzie. Znał swoją córkę i miał z nią bardzo bliską relacje i nie mógł przejść obok tego obojętnie.

- Amy – zaczął powoli.

- Tak? – swój wzrok skupiła na pomocy w kuchennych rzeczach, przy których pomagała.

- Zamierzasz mu powiedzieć?

- Tato... – odłożyła nóż, który miała w dłoniach.

- Córciu – westchnął – nikt na ciebie nie naciska, ale on powinien wiedzieć. Jest tak samo ważny dla ciebie jak Bou, czy my, a tego nie wie.

- Nie mam serca niszczyć mu życia, tato. Co mam mu powiedzieć? Że może za dwa lata lub pół roku mnie nie będzie?

- Chociaż z nim szczerze porozmawiaj... To nie musi tak wyglądać.

- Zobaczę, co da się zrobić...

W doborowym towarzystwie zebrali się przy grillu. Wszyscy zasiedli obok siebie, tylko Bou umiejscowiła się o dziwo na kolanach Liam’a, któremu za grosz to nie przeszkadzało.

- Brakuje mi tu Gemm’y, mówiąc szczerze – zagaił Harry.

- Właściwie to – zabrała głos Anne.

- Ktoś tu mówił moje imię? – usłyszeli damski głos z bardzo brytyjskim akcentem.

Styles od razu zerwał się z siedzenia, witając siostrę czułym uściskiem. Jednak starsza rodem Styles’ów nie przyleciała sama, zabrała ze sobą chłopaka.

- Michał, jak ja cię dawno nie widziałam. Niech ci się przyjrzę – Anne zabrała go do uścisku.

- Dzień dobry Pani Twist, cześć wszystkim – przywitał się z promiennym uśmiechem.

- Poznajcie wszyscy mojego chłopaka, Michał to w zasadzie moja rodzina i przyjaciele. Część znasz. To są Amy i Bou oraz jej rodzice.

- Więc to ty jesteś tą małą rudowłosą, która skradła serce Harry’ego – kucnął przy sześciolatce, która mocno się uśmiechnęła.

- Tak, to ja.

- Więc ty to Amy – spojrzał na nią, a ona skinęła głową na tak – Harry nie kłamał.

- W związku z czym? – zapytała.

- Że jesteś ładna – uśmiechnął się.

- Nie zapominaj, że tu stoję – upomniała go Gemma.

- Brakowało mi was – skwitował Harry – Siadajcie, przyniosę wam talerze.

- Pomogę Ci – dodała Amy, wstając i idąc za nim.

W kuchni nie odezwała się ani słowem, jedynie pomogła mu z talerzami i jedzeniem. Harry zauważył, że coś w jego dziewczynie od jakiegoś czasu jest nie tak i trochę go to niepokoiło. Zazwyczaj emanowała emocjami, radością, a w oczach miała iskierki, które teraz nieco przygasły. W momencie, kiedy chciała iść na ogród, loczek zatrzymał ją, łapiąc za jej dłoń.

- Amy, czekaj.

- Coś się stało? – zapytała, czując wzrok swojego ojca na sobie. Jej koszmar prawdopodobnie za moment się ziści.

- To chyba ja powinienem o to zapytać. Jesteś jakaś cicha, smutna.

- Wydaje ci się – pokręciła głową na boki.

- Amy przecież widzę – zdenerwował się lekko.

- We wszystkim widzisz jakiś smutek, serio wszystko jest okey – powiedziała stanowczo, zostawiając go samego w kuchni.

Harry’emu zdecydowanie przeszła ochota na grillowanie i dobry nastrój. Zwyczajnie się martwił, bo widział, że coś jest nie tak, a jego dziewczyna skrywa przed nim tajemnicę. Nie za bardzo chciał więcej naciskać, bo znał Amy na tyle dobrze, że zdawał sobie sprawę, że im bardziej docierał by do prawdy, tym gorzej ona by reagowała. Zamiast dołączyć do nich, skierował się na strych w domu dziewczyny, gdzie wiedział, że, najdalej się znany mu instrument. Zasiadł przy klawiszach, które dawno nie były już używane. Chuchnął w nie, a cały kurz zleciał z instrumentu. Nacisnął jeden z klawiszy, pianino było nastrojone, więc spokojnie mógł grać. Zamknął swoje zielone oczy, oddając się całkowicie temu, co teraz czuł. Jego smukłe, ale duże dłonie pieściły klawisze instrumentu, z którego wydobywała się melodia płynąca prosto z serca. Czuł ból, smutek, tęsknotę, ale wyrażał to w miłości i muzyce, którą uwielbiał. Nigdy nie zastanawiał się nad tym, kim by był, gdyby nie program i wszystko to, co po kolei się działo. Amy z dołu czuła i słyszała ten ból, jak i miłość. Nie mogła siedzieć tak obojętnie, musiała jakkolwiek zareagować.

- Przepraszam na moment – odstawiła kubek z napojem, a następnie kierując się do domu, zniknęła za pierwszą ścianą.

Schody pokonała bez większego problemu, a z każdym stopniem w górę słyszała melodie bardziej wyraźnie. Drzwi od strychu były uchylone, widziała dokładnie jego zarysowaną żuchwę, palce dotykające klawiszy, zamknięte oczy. Czuła emocje, które chciał oddać i które oddawał w zupełności. W jej oczach zebrały się lekkie łzy, nie chciała więcej go okłamywać, ale jej umysł nie pozwalał wypowiedzieć słów, które na pewno by go w pewien sposób poruszyły. Cichym krokiem przemierzyła szary pokój, siadając przy jego boku. Oparła głowę o tę jego, a on nie musiał się głowic, kto to przyszedł. Czuł jej obecność już od samych drzwi, a zapach jej perfum przy sobie dokładnie potwierdził, że to Amy. Nie przeszkadzała mu w jego graniu, dopóki sam nie skończył. Chciała, aby dał upust emocjom, bo dużo rzeczy jak widać w nim siedzi. Dopiero w momencie, kiedy melodia ucichła spojrzała na niego pełna smutku.

- To było piękne.

- Prosto z serca – spuścił wzrok, zamykając klapę od instrumentu.

- Przepraszam za tamto, poniosło mnie.

- Ja też przepraszam za moją nadopiekuńczość.

- H-Harry ja po prostu nie chce cię zranić. Wolę abyś nie wiedział...

- Chciałbym to zrozumieć, ale nie potrafię. Nie chcę abyśmy mieli przed sobą na tym etapie jakiekolwiek sekrety...

- To naprawdę może Cię zaboleć...

- Cokolwiek to jest, to nie zostawię cię. Przeszliśmy już dość dużo, za każdym razem dawaliśmy radę. Amy...

Zapadła chwilowa cisza. Amy musiała pozbierać swoje myśli, czy aby na pewno dobrze właśnie chce zrobić. Bolało ją ukrywanie tego przed nim, kiedy wszyscy inni już wiedzieli. Teraz jednak nie było odwrotu, a ten moment musiał i tak kiedyś nadejść.

- Dobrze... Powiem Ci, ale musisz mi jedno obiecać.

- Co takiego?

- Bez względu na to, jak to się potoczy, nie zostawisz Bou, moich rodziców, nie załamiesz się.

- Amy, o czym ty mówisz? – zmarszczył brwi.

- Chodź... – wyciągnęła do niego rękę.

Ujął ją w swój delikatny sposób, a ona pokierowała ich w stronę jej sypialni. To tu skrywała najwięcej tajemnic, mimo że to właśnie tu przebywali najczęściej. Zamknęła drzwi, aby nikt nie miał prawa im przeszkodzić, bo gdyby tak było, drugi raz nie odważyłaby się tego powtórzyć.

Will you be my daddy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz