ROZDZIAŁ 18

78 8 21
                                    

Ulice, a raczej dzielnice Amsterdamu tym razem wydawały się być dla niego zupełnie obce, tak samo, jak ludzie chodzący tymi samymi drogami, co on teraz. Rozglądał się wokół siebie ze słuchawkami w uszach doszukując się prawdy, a raczej tej jednej osoby, którą teraz tak mocno skrzywdził. Próbował go dojrzeć wszędzie, gdzie to możliwe, jednak nikt nie był taki jak on. Bo Harry zdecydowanie w jego oczach jest wyjątkowy. Szukał go nawet w swoim odbiciu witryny sklepowej, ale i fizycznie i psychicznie nie miał go obok siebie. Są w dwóch różnych państwach z różnymi osobami z dwoma różnymi problemami. W słuchawkach leciały jakieś smutne nuty, które w stu procentach teraz oddawały jego nastrój. Dodatkowo ten dzień nie mógł być zbyt piękny, bo zaszczycił jego osobę deszcz, którego on szczerze z całego serca nienawidził. Taka pogoda dla niego zawsze była udręką i tym razem było tak samo.

Wszedł przez to do pierwszego, lepszego sklepu, którego napotkał na swojej drodze. Wraz z jego wejściem nad drzwiami rozbrzmiał dźwięk dzwonka, sygnalizujący pojawienie się kogoś w sklepie. I zdecydowanie nic tego dnia nie szło po jego myśli, bo już na wejściu potknął się o niezauważony przez niego manekin. Choć na jego szczęście niczego nie zepsuł, ani nie poczuł na ustach i twarzy smaku podłogi. I tyle, o ile wszystko by było w porządku tak, kiedy uniósł wzrok znad swoich butów, ujrzał, że to nie jest zwykły sklep. Było jakoś zaskakująco ciemno, a na pierwszy rzut oka mógł stwierdzić, że chyba nikogo tutaj nie ma. Przełknął ślinę, ściągając z głowy kaptur od bluzy, którą na sobie miał. Niepewnym krokiem szedł przed siebie, nie wiedząc na, co tak właściwie natrafi. Sklep nie wydawał się być taki zły. Przy bocznych ścianach, gdzie nie było okien stały regały z książkami, mimo że nie była to żadna księgarnia. On właściwie sam nie wiedział, gdzie jest, po prostu tu wszedł, aby nie moknąć. Przemierzając dalej widział tylko ciemność zza lady, za którą kompletnie nikt nie stał. Podszedł tam bliżej, aby chociaż wyjrzeć za nią, by się przekonać, czy może ktoś po prostu jest na zapleczu. Jednak nikogo takiego nie zauważył. Dziwne to było i on sam dziwnie się tu czuł. Niby nikogo nie było, a Louis czuł na swoich plecach czyjś wzrok, który dosłownie przeszywał go na wylot. Podszedł ponownie do sklepowej witryny, patrząc czy pogoda chociaż na chwilę zmieniła swój stan, ale nic takiego się nie stało. Zapatrzony w przestrzeń na moment przestał myśleć o wszystko, co było w jego głowie do tej pory.

- Czegoś szukasz młodzieńcze? - usłyszał za swoimi plecami nagle głos starszej Pani.

Odwrócił się na pięcie, aby tylko zobaczyć osobę, która ni stąd ni z owąd się tu znalazła. Możliwe, że tu była, ale zwyczajnie dobrze się ukryła. Do końca sam nie wiedział. I przysiągł sobie w głowie, że gdzieś już widział te parę oczu, które teraz na niego patrzyły, ale nigdzie nie mógł ich przypisać. Po chwili dopiero zorientował się, że on sam z siebie chciał, a nawet zmuszał się do tego, aby widzieć w nich podobieństwo do tych oczu, które kocha, czyli oczu Harry'ego.

- Nie, nie ja tylko – zamotał się delikatnie, nie wiedząc, jak ma dokładnie się wypowiedzieć w tej sprawie. - Ja tylko przyszedłem się schować przed deszczem.

- Padało? - stanęła nieco bliżej niego, wyglądając za szybę.

Wydawała się być dla niego niezrozumiałą postacią, która równie dziwnie się zachowuje. Kobieta wyglądała na starszą, a w zasadzie śmiało mógłby powiedzieć, że to po prostu staruszka. Przyglądając się uważnie widział tylko siwy warkocz puszczony do samego dołu pleców, związany na końcu czarną gumką. Na nogach zwykłe, domowe kapcie, a idąc w górę spódnica za kolano z dawnych lat. Zaś na górze zwykła bluza, która nie miała w sobie nic ciekawego, a dla niektórych mogłaby być po prostu antykiem, bądź innym zabytkiem. W każdym razie wiedział, że nikt w tych czasach na pewno by się tak nie ubrał.

Will you be my daddy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz