ROZDZIAŁ 26

93 7 21
                                    

Długo wyczekiwany wrzesień w końcu nadszedł i zaszczycił wszystkich swoją obecnością. Skończyły się dwa miesiące wakacji i nadszedł czas na nowy start dla niektórych w życiu. I taki też nowy start ma sama Bou, która nie szczególnie się z tego powodu cieszy. To nie tak, że chciałaby jeszcze mieć wakacje i żyć pełnią życia, bo ona robi to każdego dnia, kiedy tylko może. Wykorzystuje dzień i słońce na rzeczy, które dla niej są bardzo pozytywne i dobrze na nią wpływają. Tu chodzi bardziej o to, że będzie musiała zmierzyć się z nowymi osobami z nowym miejscem, do którego nie bardzo chce iść. Wbrew pozorom Bou jest nieśmiała i ciężko jej się nawiązuje kontakty z rówieśnikami, bo takiego problemu nie ma z osobami od niej starszymi. Pech chciał lub też nie, że właśnie jej ciężko było poznawać nowe dzieci i z nimi się dogadywać. Bou miała wtedy swój oddzielny świat, który był tylko dla niej. Nikt inny go nie rozumiał, poza Amy, której z nią nie było, kiedy chodziła do przedszkola. Przedszkola, które znajdowało się w innym mieście, w Londynie. A teraz przecież jest w Holmes Chapel, nie zna tu nikogo, nie wie czego ma się spodziewać i to ją przeraża. W końcu zerówka to ogromne wyzwanie dla pięciolatki, która zaczyna ją nieco inaczej od innych.

Bou od samego rana była nie w humorze, co innym domownikom się udzieliło. Brandon choćby się starał, jak tylko mógł, by ukazać na jej twarzy chociażby najmniejszy uśmiech, to działał wręcz odwrotnie. Wszystko, co było mówione w jej stronę, było brane, jako atak i przeżywane podwójnie, niżby to mogło się wydawać. Rudowłosa jadła śniadanie z niezadowoleniem na twarzy pomimo tego, że wcinała ulubione naleśniki babci Elizabeth, która je robiła z ogromną miłością do swojej wnuczki. Dziobała widelcem w jedzeniu, a inni cicho wzdychali na ten widok. Spodziewali się na początku przeprowadzki, że dziewczynce może być ciężko, ale sądzili, że do czasu pójścia do nowej szkoły będzie tak, że bez problemu tam pójdzie. Okazuje się jednak zupełnie inaczej.

Amy schodząc z góry w dłoniach trzymała plecak córki, który już od zeszłego wieczora był gotowy na nowy dzień. Spakowane miała wszystkie książki i zeszyty, które były jej potrzebne i Amy je zakupiła. Dodatkowo różowy piórnik w prezencie od dziadków również zajmował swoje miejsce wewnątrz plecaka. Było również miejsce na śniadanie i książkę, którą być może Bou by czytała między przerwami. Położyła materiał koło nogi stołu, przy którym siedziało jej dziecko. Rudowłosa z nietęgą miną spojrzała na niego, a następnie na Amy, która wesoło usiadła naprzeciw niej, zaczynając sączyć kawę, bez której ostatnio nie zaczyna dnia.

- Muszę tam iść? - zaczęła niezgrabnie.

To pytanie lekko zagięło Amy, bo szczerze, gdyby miała się przyznać, to nie spodziewała się go. Wiedziała, że ostatnimi dniami temat szkoły był dość trudny, ale liczyła w duchu na to, że już jej przeszło. Spojrzała na swoją córkę, odstawiając nieco na bok kubek z ciepłą cieczą.

- Bou, nie będzie tak źle, tłumaczyłam ci to już kochanie - zaczęła delikatnie, by nie wywołać w niej niepotrzebnych emocji, które nie były by adekwatne do tego momentu, w którym są.

- Ale ja nie chce - założyła dłonie na klatkę piersiową, krzyżując je ze sobą.

- Bou, proszę cię. Będzie fajnie, poznasz nowych dzieci, dogadacie się, zobaczysz.

- Nie chcę nikogo poznawać - wstała od stołu, szurając krzesłem.

Zarówno Amy, jak i Elizabeth z Brandonem patrzyli na tę sytuację nieco zaskoczeni. Bądź, co bądź, Bou nigdy nie była aż tak agresywna, jak w tym momencie, bo na takie coś to wyglądało. Winston wstała od stołu, idąc za córką, która kierowała się na patio przed domem. Dziewczynka usiadła na schodach, opierając głowę o murek, nie zamierzając nigdzie iść, choć jej strój właśnie taki był. Amy ze smutkiem patrzyła na swoje dziecko, dlatego po cichu dosiadła się obok, siadając zupełnie, jak jej córka.

Will you be my daddy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz