ROZDZIAŁ 69

61 6 9
                                    


Ścinając swoje włosy, zrobił to, aby upamiętnić dzień zmiany w jego życiu. Z długich loków, stał się brunetem o normalnej, męskiej fryzurze, która bardzo mu pasowała, podkreślając jego kości policzkowe. Również tego samego dnia ubrał jeden ze swoich wykwintnych garniturów, za które płacił więcej, niż nie jeden w Holmes Chapel zarabia. Dzisiejszego dnia, pogrążony w największym smutku i żałobie musiał pożegnać osobę, za którą tęsknić będzie bardzo mocno. Nie przypuszczał, że nadejdzie to tak bardzo szybko, w najgorszych snach tego nie planował.

Stojąc u boku ze swoją mamą i siostrą, każdemu z nich łzy leciały ciurkiem. Harry nawet nie chciał ich powstrzymywać. Anne już szczególnie nie chciała ukrywać żadnych emocji, kiedy to naprawdę mocno ją dotknęło. Po raz kolejny została sama z dziećmi, które jednak teraz są już dorosłe. Mimo to, boli tak samo mocno, jak w tamtym momencie. Niebo tego dnia równie mocno padało, ubolewało, że ze świata odeszła tak wspaniała osoba, jaką był właśnie Robin. W momencie, kiedy kapłan wypowiadał ostatnie słowa należące do niego, Harry musiał zebrać się w sobie, aby dodać i od siebie kilka ważnych słów. Nie był na to gotowy, nie umiał patrzeć w ciemny dół, gdzie w trumnie leży jego ojczym, za którego to on bez problemu oddałby by życie. Podchodząc nieco bliżej księdza, przyszedł czas na jego przemowę, którą sobie napisał. Wyciągając karteczkę, która z chwili na chwilę mokła z powodu ulewy, rozglądał się po ludziach zebranych na pogrzebie Robina. Była nie tylko rodzina, ale i przyjaciele wraz z sąsiadami, czyli rodziną Winstonów. Dziękował w duchu, że Amy wtedy go nie zostawiła, bo zdecydowanie by sobie z tym sam nie poradził. Wbrew pozorom Harry jest bardzo wrażliwym człowiekiem i jest go bardzo łatwo zranić, co ludzie czasem wykorzystywali. Spoglądając ponownie na karteczkę, doszedł do wniosku, że ona nie ma większego sensu.

- Napisałem sobie to, co chciałem o nim powiedzieć, ale to nie odda tego, co mam teraz w sercu... - westchnął na moment. - Robin Twist, ileż bym mógł o nim opowiadać - uśmiechnął się delikatnie - Robin był wspaniały, nie ma innego określenia wobec niego. Odkąd pojawił się w moim, naszym życiu, zmienił wszystko, co mógł. Na twarzy mojej mamy wtedy pierwszy raz od dłuższego czasu widziałem szczery uśmiech, właśnie dzięki niemu. Moja mama miała w nim przyjaciela, oparcie, a przede wszystkim miłość, o której skrycie marzyła. Kiedy skradał jej niewinne pocałunki z myślą, że my tego nie widzimy, był najbardziej romantycznym człowiekiem, jakiego miałem okazje poznać. Kochał moją mamę całym sercem, które jej oddał. Otaczał ją opieką, miłością, troską i bezpieczeństwem. Dla mojej siostry - spojrzał na Gemmę, której łzy leciały coraz to mocniej - dla mojej siostry był pomysłodawcą nowych fryzur. To z nim jeździła do fryzjera, po każdym zerwaniu z chłopakiem. Był jej kumplem od wieczornych pogaduszek, zupełnie tak, jak druga przyjaciółka. Zastąpił jej, jak i mi ojca, którego nie mieliśmy. Dodatkowo, to on pomógł spełnić marzenia moje i mojej siostry. To on odwoził ją na lotnisko, martwiąc się o każdą minutę jej podróży z punktu a do punktu b. To on z nią rozmawiał godzinami, kiedy dziewczyna miała gorszy czas, kochał ją, jak rodzoną córkę. Jeśli chodzi o mnie... - zatrzymał się przez chwilę - dla mnie robił był wspaniały, był wzorem do naśladowania. Był dla mnie ojcem, męską ręką, której mi brakowało. Był moim mentorem, z którego brałem przykład. Był dla mnie ostoją, kiedy w trasach z zespołem miewałem gorsze dni i zawsze, gdy do niego dzwoniłem... odbierał. Wysłuchiwał, dawał rady, po prostu był nawet w formie telefonicznej. Pomógł mi odnaleźć cząstkę mnie, pomógł mi spełnić marzenie o muzyce. To on w garażu zrobił miejsce dla mnie i mojego zespołu White Eskimo. Był człowiekiem o wielkim sercu, traktował ludzi z życzliwością. Był, jak ptak frunący po najbardziej burzliwym niebie i nigdy nie prosił o pomoc. Był indywidualistą, a jednocześnie ostoją nas wszystkich. Kochał ciastka - uśmiechnął się radośnie - mógłby jeść je co dzień, a kiedy ich brakowało, wysyłał nas po nie. A my... my bez problemu po nie szliśmy, bo inaczej nie mogliśmy się mu odwdzięczyć. Pewna bliska osoba powiedziała mi ostatnio mądre słowa - spojrzał na Amy, która bardzo uważnie go słuchała - otóż... musimy pamiętać, że on będzie z nami zawsze, jeśli będziemy o nim pamiętać... Wtedy nigdy nie odejdzie. Więc jeśli naprawdę będziemy dobrze go wspominać, Robin prędzej czy później, da nam o sobie stamtąd znać.

Will you be my daddy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz