ROZDZIAŁ 46

76 7 24
                                    

Ostatnimi dniami mocno skupiała się na pracy i na tym, by Bou przed nowym rokiem była szczęśliwa i równie dobrze weszła w ten nowy nadchodzący rok. Nie chciała, by jej córka miała jakiekolwiek zmartwienia kilka dni przed świętowaniem tego właśnie dnia, więc robiła wszystko, by widzieć uśmiech na jej małej twarzy. I udawało jej się za każdym razem, pomimo tego, że stawiała sobie wiele poprzeczek, które pokonywała. Tyle o ile wyjścia z Bou nie były niczym męczącym, tak na przykład zabawy z nią, czy inne wyczyny, które wymagały biegania, sprawiały jej nieco problemów, co pogorszyło jej stan zdrowia. Nie dawała jej jednak tego po sobie poznać, bo nie chciała by ona się martwiła. Bywały momenty, gdzie sama Elizabeth z Brandonem widzieli jej gorszy stan i wkraczali na pomoc, zajmując się chwilę dziewczynką, by ta mogła ochłonąć. I Amy nie jest w stanie im się odwdzięczyć za wcześniejszą pomoc, a już tym bardziej nie będzie za tę teraz.

Tego dnia czuła się bardzo kiepsko, ale postanowiła iść do pracy chociaż na chwilę, by kilka dni przed nowym rokiem pomóc Westowi w układaniu nowych powieści właśnie na ten czas. Nie mogła ją ominąć taka frajda, bo dla niej to było najlepsze w tej pracy, lepsze niż wypożyczanie tych książek ludziom. I zrobiła to, co chwilę schylała się po powieść, by ułożyć ją na swoim nowym miejscu, które dostała każda z nich. Podczas tego zauważyć mogła, że jej nogi są o wiele bardziej obrzęknięte niż zwykle, dlatego, co jakiś czas delikatnie je pocierała, by choć trochę uśmierzyć ich ból, jak i widoczność. Ale i to zdało się na nic, kiedy doszedł do tego stan podgorączkowy, który dostała nagle. Czuła, jak z chwili na chwilę robi jej się zimno, a z czoła leci pot. Nienawidziła tego uczucia, jak i tego typu dolegliwości, bo wiedziała, że jeśli tylko Jorge to dojrzy, będzie kazał wracać jej do domu. Próbując sięgnąć ostatnią z książek, nie było już to dla niej takie łatwe. Kiedy już miała ją chwycić w swoje dłonie, zrobił to ktoś inny i Amy wiedziała doskonale, kto to jest, bo nikogo innego w tym momencie nie było w księgarni. Jorge zrobił to za nią, jednocześnie widząc jej stan, który go niepokoił. Nie mógł pozwolić na to, by ta dalej się tu męczyła, wiedząc, że wygonienie jej do domu będzie graniczyło z cudem.

- Nie wyglądasz najlepiej - zaczął ostrożnie, choć i tak czuł, że może ją tym nieco urazić.

- Wszystko jest w porządku - posłała mu lekki uśmiech. Chwyciła za pusty karton, chcąc go wynieść, jednak on jej w tym przeszkodził.

- Amy, nie oszukasz mnie. Przecież widzę.

- Może nie czuję się najlepiej, ale jestem w stanie wytrzymać do końca dnia - zapewniła, wymijając go z owym kartonem.

- Zwalniam cię - oznajmił.

- Że co? - obróciła się do niego twarzą, kiedy odłożyła materiał na zaplecze.

- Zwalniam cię Amy.

- Robisz sobie żarty? Jorge, chyba nie mówisz serio - nie chciała mu wierzyć w ani jedną sylabę, którą usłyszała z jego ust.

- Jeżeli nie weźmiesz urlopu lub chociażby kilku dni wolnego, by poczuć się lepiej, to cię zwolnię - mówił poważnie.

- Jorge, nie możesz tego zrobić - kręciła głową - zależy mi na tej pracy, a ty stawiasz mi ultimatum.

- To zacznij też trochę patrzeć na siebie.

- Przecież patrzę - parsknęła.

- Wątpię Amy. Przyznaj sama, że nie dasz rady dziś zostać do końca, to żaden wstyd. Widzę, jak wokoło starasz się każdego zadowolić, a tym samym zrzucasz siebie na ostatni tor. Nie powiem, że czuje się z tym dobrze, bo jest wręcz przeciwnie, bo chcesz też uszczęśliwić mnie, zostając też po godzinach albo wracając wieczorami tutaj.

Will you be my daddy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz