ROZDZIAŁ 61

77 7 23
                                    

Piękno dźwięku granego przez jej smukłe dłonie i palce, rozchodziło się po dosłownie całym poddaszu domu Winstonów. Gdyby tylko sam Mozart lub Beethoven żył i widział to, jak ona pięknie traktuje każdą pojedynczą nutę, byłby w zachwycie, że jest jeszcze ktoś na tym świecie, kto właśnie tak czyni z muzyką. Dla niej nie jest to tylko instrument, to część jej dawnego życia, które odeszło bardzo dawno temu w zapomnienie. Choć ona pragnęła zapomnieć i na jakiś czas jej się to udało, to i tak gdzieś z tyłu jej głowy to wszystko po prostu zostało. To nie tak, że Amy teraz nie chciałaby do tego wrócić, ona by chciała i to bardzo, ale zwyczajnie nie chcę kolejny raz stracić czegoś, na czym najmocniej jej zależało. Odkąd została mamą jej priorytety mocno się zmieniły, niż wtedy, kiedy była jeszcze takim dzieckiem w wiek swojej córki. Dorastając czuła się inna w swoim środowisku, nie było jej łatwo i to ukształtowało ją na osobę taką, jaką jest teraz w tym momencie. Nie miała życia usłanego różami w czasie wchodzenia w dorosłość. Została rzucona na bardzo głęboką wodę, z której udało jej się wypłynąć dzięki pomocy rodziców.

Pianino, jej palce oraz klawisze stanowiły nieodłączny element tego popołudnia. Dodatkowo miała kompletną ciszę i spokój, ponieważ Brandon i Elizabeth postanowili jechać z Bou na małą wycieczkę, tym samym dając Amy wolne popołudnie. Oni zawsze dostrzegali to, ile dziewczyna poświęca dla swojej córki i czasami zwyczajnie pragnęli tego, aby należała się jej chwila oddechu i odpoczynku. Dlatego śmiało wykorzystała tę niewielką szansę i przysiadła przy instrumencie, który tak bardzo uwielbiała i za którym tak mocno tęskniła. Dla niektórych może zbyt mocno dała się pochłonąć właśnie jemu, ale dziewczynie ani na moment to nie przeszkadzało. Oddawała w granie całe swoje serce, nawet nie słysząc tego, że ktoś pukał na dole do drzwi. Tak bardzo skupiła się na tym cudownym uczuciu, kiedy w uszach słyszała dźwięki klawiszy, plączące się z podmuchem wiatru przez otwarte okno, że nie przejmowała się niczym. Nie ważne, że osoba, która weszła do domu zwyczajnie podążyła za melodią słyszaną aż na parterze domu. Amy mając zamknięte oczy zniknęła już dawno do zupełnie innego wymiaru, innego świata, do którego nawet wtedy za dzieciaka odpływała. Kochała i dalej kocha ten stan upojenia muzyką, którą praktycznie sama grała. I gdyby osobą, która weszła był ktoś inny niż Harry, z pewnością w tym momencie by jej przerwała, ale nie on. Harry spoglądał na jej idealną sylwetkę, siedzącą przy pianinie. Analizował dokładnie każdy milimetr jej dłoni i palców, stukających o biały klawisz instrumentu. Zrozumiał, jak bardzo dziewczyna za tym tęskni i jak bardzo musiała to kochać, będąc dosłownie dzieckiem. Przenosząc wzrok na jej twarz, uśmiechnął się, gdy dojrzał jej zamknięte oczy i rozpuszczone, długie włosy na jej smukłych ramionach. Widok ten zaparł mu dech w piersiach i gdyby miał możliwość udokumentowania tego w jakikolwiek sposób, to zrobiłby to bez zastanowienia, a w przyszłości by pokazał to swoim dzieciom, nawet gdyby los nie pisał mu ich z Amy.

Podziwiał ją tak, jak zwiedzający muzeum we Francji, nie mógł nadziwić się jej estetyce oraz piękności w jednym. Zrozumiał, że melodia, którą gra i pasuje ona do jego piosenki, nie jest powodem, dla którego tak mocno mu na niej zależy. On po prostu dostrzegł wszystko to, czego wcześniej nie umiał poprzez zaprzątanie sobie głowy właśnie nutami do piosenki. W pewnym stopniu i tak mu zależało, ale był on o wiele mniejszy niż na samym początku. I kiedy ona tak grała, on sam nie wiedział, czemu właściwie jego nogi poruszają się w jej kierunku. One same szły, nie przeszkadzając jej w niczym. Harry'ego także ciągnęło, aby zwyczajnie usiąść obok niej i zobaczyć to z jeszcze bliższej perspektywy niż zza drzwi. Siadając obok niej, zrobił to tak, że ona nawet nie drgnęła. Ich wzrok jedynie spotkał się po sobie, a on dawał jej tym znak, aby nie przestawała. I Amy to zrobiła, nie zaprzestała swojej czynności, spoglądając w szmaragd jego oczu. Chwilę potem smukłe palce chłopaka dołączyły do pięknie granej melodii, która siedziała mu w głowie od dłuższego czasu, a w momencie, kiedy dziewczyna dograła swój dźwięk, również zrozumiała to, co on wtedy. To po prostu do siebie pasuje. Nie mogła się nadziwić, jak bardzo Harry różni się w rzeczywistości od tego, jak bardzo inaczej opisują go w mediach. Nie było to mowy o jego urodzie, a bardziej o charakterze, sposobie bycia i po prostu tym, kim w zasadzie jest. A jest cudownym człowiekiem, który darzy każdego pozytywnym uczuciem. Nigdy nikogo nie ocenia, on docenia ludzi, którzy pojawiają się w jego życiu, a jedną z nich właśnie jest Amy. Można śmiało zauważyć to, jak oni mają się ku sobie, tu nie potrzeba wyjaśnień. Widać to także na ich twarzach, które pragną tylko tego, aby wreszcie ponownie poczuć smak drugich warg, za którymi zwyczajnie tęsknią.

Will you be my daddy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz