ROZDZIAŁ 67

61 7 21
                                    


Jej spóźnienie dzisiejszego dnia wynikało tylko z jednego powodu, którym był Harry i jego nocne wiadomości do niej. Gdyby nie on, już dawno mogłaby być w zupełnie innym miejscu niż jest teraz. Zbiegając zaspana po schodach, nie przejmowała się swoim rozgardiaszem na głowie, nie mówiąc nic już o słodkiej piżamce, którą na sobie miała. Ten widok z jednej strony należał do uroczych, a z drugiej do zabawnych. Elizabeth z przymrużeniem oka spoglądała na córkę, kiedy ta w pośpiechu jadła swoje śniadanie, siedząc na kuchennej szafce. Rozumiała Amy i jej nagły, poranny zryw. Sama kilkanaście lat wstecz była nastolatką i miewała podobne dni.

- Harry już czeka, stoi na podjeździe.

- Ugh, to i tak jego wina, więc niech teraz czeka - mruknęła, odstawiając niedokończoną miskę z płatkami na szafkę, z której zeszła.

- Co to oznacza? - zaśmiała się cicho.

- To oznacza, że mógł dać mi spać w nocy, a nie wypisywać - ubierała w pośpiechu buty.

- Nie wiem, czy wiesz kochanie, ale to się w ten sposób zaczyna - uśmiechnęła się do córki, stając przy niej w korytarzu.

- Niby co? - ostatni raz poprawiła się w lustrze.

- Zakochanie, tak się zaczyna.

- Nie mamo - ucałowała ją w policzek - wątpię. Poza tym, żadne z nas od nikogo tego nie wymaga. To normalna relacja. Nie jesteśmy razem, dałam mu szansę, ale nic więcej.

Wychodząc z domu, zapomniała o bożym świecie, liczyło się dla niej tylko tu i teraz, a w zasadzie bardziej sam Harry, który na nią cierpliwie czekał. Uśmiech na jego twarzy poszerzył się o stokroć, gdy tylko spostrzegł, że dziewczyna przyszła w piżamie i chyba nie jest tego nawet świadoma. Z jej twarzy zaś, śmiało można było dojrzeć niezadowolenie płynące z niewyspania.

- Co ci tak wesoło? - zapytała, stając przed nim.

- Może dlatego, że masz na sobie piżamę w barany?

- Co? - spojrzała na niego, potem na siebie, orientując się, że on ma rację - to twoja wina.

- Ale to ty się nie przebrałaś - zauważył.

- Nie dałeś mi spać przez te twoje wiadomości - pokręciła ze śmiechem głową.

- Będąc wkurzoną i jednocześnie mając na sobie tę piżamę, wyglądasz jak wkurzony gremlin - zaśmiał się.

- Odezwał się ogr - zachichotała, wsiadając do samochodu.

- Gotowa na dzisiejsze jazdy?

- Myślę, że tak - usiadła się wygodnie, póki jeszcze mogła, bo na razie była tylko pasażerem.

- Dzisiaj będzie pełno wrażeń - sapnął Harry pod nosem.

Jadąc w to samo miejsce, co ostatnio tego dnia czuła wewnętrzny spokój, bo mniej więcej wiedziała, jak już obsługiwać machinę śmierci. Czuła się o wiele pewniej niż za pierwszym razem, kiedy to panikowała wręcz na każdym możliwym kroku i poleceniu ze strony Harry'ego. Jeśli chodzi o niego, uważała go za dobrego nauczyciela, choć momentami rozpraszał ją. Oczywistym było, że chciała się, jak najmocniej skupić na załapaniu prowadzenia auta, jednak momentami sam jego widok, nieskazitelna uroda, oczy, a nawet i włosy; sprawiały, że jej myśli biegły zupełnie w inną stronę. Tego dnia, Styles w planach nie miał nauki jazdy. Dziś chciał załatwić kilka możliwych spraw, które łączyły go w Amy i nie dotyczyły one niczego dobrego. Zatrzymując pojazd na leśnej drodze w lesie, zupełnie jak ostatnio, odpiął powoli swój pas bezpieczeństwa. Amy zrobiła dokładnie to samo, wiedząc, że teraz mają zamienić się miejscami. Jednak, gdy spostrzegła, że jego mimika prawie nic nie wyraża, a on sam siedzi w miejscu, zamiast się ruszyć, to ja nieco zaniepokoiło.

Will you be my daddy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz