ROZDZIAŁ 70

71 7 16
                                    


Ziemie Los Angeles były mu bardzo znane. Nie był tutaj pierwszy i zapewne nie ostatni raz. Harry może właśnie w tym momencie uciekał od każdego, a przede wszystkim od swoich myśli i wspomnień, ale to była jego forma regeneracji. Nie lubił nigdy współczucia, skruchy od innych ludzi, to nie było w jego typie. Nie pragnął tego tak mocno, jak ucieczki, chwili spokoju i ciszy. To wszystko dostał w swoim domu w LA, gdzie nikt nie zamierzał zakłócać jego należytego porządku, nawet Anne, która mimo woli bardzo się martwiła o syna, którego tak mocno dotknęła śmierć jej męża. Jedną z rzeczy na jego zapomnieniu o rzeczywistości jest nic innego, jak muzyka. To go wyzwala, pomaga mu wyrazić siebie, to co czuje i to, co chcę, a nie umie przekazać innej osobie normalnymi słowami. Dlatego siedząc w kuchni, trzymał swoją gitarę, którą zabrał z domu. To ta sama, o której wspominał, ta od właśnie tej osoby. To właśnie na niej pisał swoje pierwsze utwory, będąc jeszcze w zespole. Właściwie Harry nie potrafił grać na tym instrumencie, nauczył go tego uroczy blondyn Niall, którego akcent mu teraz chodzi po głowie, kiedy ten mu tłumaczył pierwsze, łatwe chwyty. Tymczasem grając mu przychodzące do głowy melodie, przelewa je na gitarę, jak i na papier wraz ze słowami, które w pewnym stopniu tworzą pewną całość. Harry nigdy na przymus niczego nie pisał, nawet będąc w zespole. Reszta zespołu także tego nie robiła, pomimo tego, że każdy z nich pod koniec był pod ogromnym naciskiem. Do dziś dnia pamięta, jak został zamknięty w jednym z hotelowych pokoi wraz z Louis'em, aby napisać cokolwiek, bo tylko oni nie mogli z siebie nic wykrzesać. Akurat wtedy nikomu nie przeszkadzało to, że byli to oni, a nie Liam z Niall'em. Mimo tego wszystkiego udało im się stworzyć piosenkę, jaką jest " Perfect", w której zakochało się miliony ludzi, a w większości nastolatek. A pisząc te słowa, które co chwile i tak kreślił na wystarczająco pomazanej kartce, miał w głowie tylko Robin'a i to, że nie zdążył się z nim należycie pożegnać, nie zdążył z nim porozmawiać i podziękować mu w należyty sposób. Bolało go to tak cholernie mocno, że nie spostrzegł, że większość słów piosenki mówi o nim, czego na pierwszy rzut oka, nie widać zbyt mocno. Nie mogąc wytrzymać napięcia, które w nim drzemało, ostatni raz skreślił jedno słowo, zamieniając go innym, a następnie grając nasuniętą mu w myślach melodie, przypasował pod tekst.

I've been praying,

I never did before

Understand I'm talking to the walls

I've been praying ever since New York

Oh, tell me something I don't already know

Oh, tell me something I don't already know

Oh, tell me something I don't already know

Oh, tell me something I don't already know

Tell me something, tell me something...*

Wypuszczając powietrze z ust, oddał wszystko to, co chciał. I nie bardzo obchodziło go to, że mógł wydzierać się na cały głos w taki sposób, że mogli go słyszeć sąsiedzi. To był ten moment, kiedy dosłownie wszystko z niego zeszło, a on sam czuł się odrobinę lepiej. Nie mniej jednak, żal i ból w sercu pozostaną na jakiś dłuższy czas, czego nie uniknie, choćby nie wiadomo, jak bardzo tego pragnął. Dopiero wieczorem poczuł się tak tym wszystkim przytłoczony, że nie umiał wytrzymać nerwów w jego własnym ciele. Szklanka wraz z whisky szybko znalazły się na jego stoliku przy kanapie w salonie, na której chwilę potem zasiadł. Nalewając trunek do naczynia, nie myślał o dzwoniącym telefonie, który obiecał, że będzie odbierał. Picie z samym sobą pochłonęło go do takiego stopnia, że nie usiedział nawet godziny w pustym salonie z alkoholem przy boku. Padł o wiele szybciej niż ktokolwiek mógł się tego spodziewać. Odpłynął w krainę snu w szybkim tempie, z którego na pewno wybudzi się z bólem głowy. A ponad osiem tysięcy kilometrów dalej pod Londynem to właśnie Amy odchodziła od zmysłów. Nie mogła pojąć, dlaczego on nie odbiera telefonu. Starała się dzwonić w takiej porze, aby zarówno go nie obudzić, ani nie zadzwonić zbyt późno. Faktem było, że rozumiała jego decyzję, którą podjął, jednak obiecał jej pewną rzecz, którą chcąc nie chcąc, Harry powinien wykonać. Kolejny raz się na nim nieco zawiodła, ale łudziła się nadzieją, że może za jakiś czas zwyczajnie oddzwoni. Jej głowa myślała o tym, a ciało próbowało to na wszelki sposób ignorować zaraz po tym, jak odprowadziła Bou do przedszkola. Krocząc ku pracy nie wiedziała, czy i dzisiejszego dnia zastanie tam niespodziewanie Gemmę, jednak gdyby miała być szczera, wolałaby nie. Ona zbyt mocno przypomina mu o Harry'm, którego w tym momencie nie ma, więc lekkim bólem było by dla niej, gdyby taka sytuacja zaistniała. Otwierając już odkluczone drzwi świadczące o tym, że Jorge już jest, odetchnęła z ulgą, kiedy ani nie zauważyła, ani nie usłyszała siostry swojego chłopaka. Zamiast tego, do jej uszu dochodziły niezbyt przyjemne słowa wychodzące z ust jej szefa, jak i przyjaciela. Idąc za dźwiękiem doszła do zaplecza, gdzie ujrzała coś, co zwaliło ją z nóg i to nie w kwestii złej, czy spornej, a wręcz śmiesznej. Nie mogła opanować chwilowego śmiechu, który ją dopadł, a jednocześnie doprowadzał Jorge'a do frustracji.

Will you be my daddy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz