Tego poranka smakował jeszcze ciepłej herbaty na ogrodzie swojej mamy. Widział w nim tę piękno, o które ona tak mocno dba. Każdego dnia Anne przesiaduje w ogrodzie choć chwilę, aby zrobić, to co lubi, czyli ogród i kwiaty. Rozkoszował się ciepłym powietrzem, mimo że była dopiero godzina ósma rano. On sam był już zwarty i gotowy na drogę do Londynu, która go nie ominie, tak samo, jak reszta trasy, którą do stycznia muszą jeszcze odbyć. Kiedy patrzył w jeden punkt w dłoniach trzymając jego ulubiony kubek, nawet nie zauważył, że obok niego usiadł nie kto inny, jak sam Robin. Robin, którego bardzo dawno nie widział, pomimo tego, że prawie cały wolny czas był w rodzinnym domu. I choć Anne zapewniała go, że nic się z nim nie dzieje, on czuł zupełnie co innego.
- Nad czym tak rozmyślasz? - wyrwał go z zadumy, przez co Styles obrócił swoją głowę i wzrok wprost na niego.
- Nad wszystkim i niczym – odstawił pusty kubek na stolik.
- Słyszałem od mamy, co się stało. Przykro mi...
- Nie rozmawiajmy o tym – poprosił cicho.
- Jeśli tego chcesz, to dobrze, ale wiedz, że nic nie dzieje się bez przyczyny Harry.
- Co masz na myśli?
- Może tak musiało się stać, aby każdy z was poszedł w swoją stronę. Aby każdy z was w końcu w pewnym sensie był wreszcie wolny.
- Być może i tak, ale to bardzo boli...
- I niestety będzie bolało, do czasu aż przestaniesz o tym tak mocno myśleć synu. Czas goi rany, coś o tym wiem – położył mu dłoń na ramieniu, posyłając do tego delikatny uśmiech.
Harry westchnął cicho, czując w tych słowach prawdę. Robin miał rację, ale on tak z dnia na dzień nie potrafił o tym nie myśleć. To było zbyt świeże, aby po prostu móc o tym zapomnieć. Siedział i dumał na krześle, spędzając tu ostatnie momenty, nie wiedząc, kiedy dokładnie tu przyjedzie. Mimo to wiedział, że nie zostawi ich tak bez żadnego kontaktu, bo nie był by sobą. Co dzień dzwonił, czasem nawet Anne miała dość, bo mimo że jest dorosły, wydzwania często, jak dziecko co pięć minut. Mimo to jest jej dzieckiem i zawsze będzie, ale, kiedy tak wydzwaniał śmiała mu się do słuchawki, a on zdawał sobie sprawę, że zachowuje się, jakby miał osiem lat. Ale i tak ta dwójka to uwielbiała.
I albo właśnie zaczęło mu się wydawać albo naprawdę ktoś go wołał w tajemniczy sposób. Podniósł zamyślony wzrok znad swoich dłoni, rozglądając się po całym ogrodzie. Dopiero po chwili zauważył przy płocie, a w zasadzie po jego drugiej stronie małą, rudowłosą postać, którą znał doskonale. I to ona nawoływała go cichym „psst", aby w końcu podszedł do niej, aż w końcu Harry to zrobił. Z uśmiechem stanął przy swojej części ogrodzenia, patrząc na Bou.
- Harry, cześć – uśmiechnęła się.
- Hej Bou, co ty kombinujesz? - dopytał ciekawy.
- Wiem, że za chwilę jedziesz w trasę, ale czy pamiętasz o czym rozmawialiśmy wtedy w wesołym miasteczku? - zapytała z nadzieją w oczach, a w dłoniach miała to samo pudełko, które Amy wspomina z dużym sentymentem.
- Oczywiście, że pamiętam. Co w związku z tym?
- Tutaj są te rzeczy. Chcę, abyś je wziął. Amy ostatnio przeszukiwała mój pokój. A skoro mamy razem deal, to myślę, że tobie też się przydadzą.
- Myślisz?
- Tak – skinęła pewnie głową na tak.
- No dobrze.
Bou rozejrzała się dookoła, czy aby na pewno nikt z jej domowników jej nie widzi. Kiedy, co do tego się już upewniła, podała przez drewniany materiał pudełko, które odgrywało w tym momencie dużą rolę. Harry delikatnie przejął je od dziewczynki, podtrzymując je pod pachą. Spojrzał to na nie, to na dziewczynkę, dopiero rozumiejąc powagę sytuacji. Bo przecież od tego, czy Amy wróci do gry zależy też melodia, o którą walczyć jeszcze do końca nie zaczął.
CZYTASZ
Will you be my daddy?
Roman pour AdolescentsJedna mała postać przewróciła ich życie do góry nogami. Nigdy by się nie spodziewali, że ta sama mała postać stanie się tajemnicą ich rodziny, która nie mogła sobie pozwolić na wyjawienie prawdy. Kilka prostych wydarzeń spowoduje, że pewien chłopak...