ROZDZIAL 64

67 7 23
                                    

Poranek w Doncaster nie zapowiadał się ponownie na świetlany. Od momentu, kiedy Louis znalazł siostrę na ziemi minął już tydzień i przez ten tydzień atmosfera między wszystkimi domownikami się zagęściła. Najgorzej jest właśnie między Louis'em i Fizzy, której on nie odstępuje na krok. Gdyby właściwie mógł, to byłby z nią dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale z racji tego, że jest ona jego płcią przeciwną, to nie ma takiej możliwości. Tomlinson powoli nie radzi sobie z presją, jakiej został poddany. Z jednej strony nic go tu nie trzyma, bo przecież kontakt z rodziną może mieć na odległość, a z drugiej po tym, co się wydarzyło, nie umiałby ich tak zostawić. Dodatkowo sprawy z Brianą dalej nie są zamknięte, więc dziewczyna ma czas, aby się wykazać pod jego nie obecność, by poprawiła się w opiece nad własnym synem.

Louis siedząc w salonie ze zwieszoną głową, nie myślał nad niczym, bo zwyczajnie już nie umiał i nie chciał. W ostatnich dniach przyszło mu mierzyć się z ogromnym stresem, którego jeszcze w takiej ilości w swoim życiu nie miał. To była z jednej strony lekcja, a z drugiej znak, że nie zawsze będzie mieć wszystko i wszystkich pod kontrolą. A Johannah widząc go w takim stanie nie potrafiła siedzieć i stać bezczynnie. W momentach, kiedy obojętnie które jej dziecko miało zły dzień, ona chciała być dla niego oparciem. Chciała, by każdy z nich z osobna wiedział, że ona jest od tego, by przy nich być, ich wspierać i udzielić im dobrego słowa. Stan jej syna właśnie to spowodował, że przysiadła się do niego ostatkiem swoich sił, których zostało naprawdę bardzo nie wiele, zupełnie tak, jak jej czasu tu na ziemi. Opierając głowę o jego ramię, zrobiła to w sposób najdelikatniejszy, ponieważ nie chciała spowodować tego, by Louis pomyślał, że przez jego ostatnie smutne dni, Johannah nie myślała o niczym innym, jak tylko o nim.

- Czemu siedzisz tutaj sam? - zaczęła powoli.

- Dziewczyny są u siebie, mam chwilkę oddechu - ucałował czubek jej głowy, którą zdobiła ozdobna chusta, zakrywająca brak włosów.

- Dały ci ostatnio w kość, prawda?
- Trochę tak, ale nie szkodzi mamo - wyznał z lekkim uśmiechem - mówiąc szczerze, to brakowało mi tego. A wiem, że gdy wrócę do Briany, czeka mnie coś podobnego.

- A jak z Brianą? Polepszyło się? Pisała do ciebie?

- Jak na razie się nie odzywała, mimo moich telefonów.

- Przykro mi kochanie... - objęła go ramieniem, próbując pocieszyć.

- Mi też, ale nic na jej zachowanie nie poradzę - westchnął.

- Ale widzę, że nie tylko to cię męczy - zauważyła.

- To nic takiego, nie musisz się przejmować - zaznaczył.

- Louis, bądź ze mną szczery. Jestem twoją mamą i możesz zawsze na mnie liczyć, bez względu na wszystko.

- Po prostu jestem trochę zmęczony.

- Na pewno nie tą jedną rzeczą. Przecież widzę, że coś jest...

- Mamo... - zatrzymał się na moment, aby dobrze ubrać słowa w zdanie - Co byś zrobiła, gdybyś musiała ukrywać prawdę przed kimś, kogo mocno kochasz i jest dla ciebie mocno ważny? - spojrzał głęboko w jej oczy, szukając prawdy, nie tylko ze słów, które zaraz dostanie.

- Wiesz... Bez względu na to, kim jest ta osoba, kłamstwo i tak wyjdzie na jaw, ono ma krótkie nogi. Na twoim miejscu, nawet gdyby to było coś, co złamie jej serce, powiedziałabym, aby mieć spokojne sumienie.

- A jeśli nie mogę? Jeśli to sprawi, że stanie się szybciej coś złego niż ma się stać?

- To nie zmienia tego, aby ta osoba to wiedziała...

Will you be my daddy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz