ROZDZIAŁ 60

76 8 25
                                    


Kiedy postawił swoje stopy na rodzinnej ziemi, wszystkie lata, jakie tu spędził przeszły mu przed oczami. Minęło mu praktycznie całe życie, które tutaj miał i z utęsknieniem do niego wracał. Pamiętał chwile, gdy był małym dzieckiem, biegającym po ruchliwej ulicy i ani mama, ani nikt z sąsiadów się nie bał, że coś może stać się jemu i jego kolegom. Przypominał sobie czasy beztroski, kiedy nie musiał się niczym przejmować, a jedynie śnił sobie, jak to dziecko na jawie. Doskonale rozpamiętywał każdy możliwy szczegół z tego wspaniałego czasu, do którego; gdyby miał możliwość się cofnąć, to zrobiłby to. Idąc ulicami czuł jednak ogromną pustkę i smutek, który tutaj nagle zapanował. Doncaster nigdy nie było miejscem, które siedziało cicho, zawsze coś się działo i zawsze ktoś przewijał się przez ulice, czy chodniki. A tym razem było aż za spokojnie. W momencie, gdy stanął oko w oko ze swoim rodzinnym domem, wspomnienia ponownie powróciły.

Małe, dziecięce stópki zdecydowanie pędziły szybciej niż te, które biegły za nim. Grupka małych przyjaciół w dodatku samych chłopaków nigdy nie wróżyła nic dobrego. Mimo to, oni żadnej z mam nie sprawiali kłopotu, choć byli bandą urwisów, za których uważała ich miastowa starszyzna, czyli oczywiście nie kto inny, jak starsze panie, narzekający dosłownie na wszystko i wszystkich. Louis wraz z Joey'em, Marty'm i Simonem biegli, ile tylko mieli sił w nogach, byle by nie podpaść ulicznej sąsiadce, której psa spuścili zupełnie niechcący ze smyczy. Cała czwórka ostrożnie pędziła po chodniku, prowadzącym wprost do domu Tomlinson'a, w którym już o wszystkim wiedziała Johannah. Kobieta choć w ciąży, to robiła wszystko, co kobieta powinna robić, nie uważała tego stanu błogosławionego za jakiś morderczy, aby musiała cały czas siedzieć na kanapie; co to, to nie. Kiedy już dobiegli do trawnika, pierwszy z nich, a zarazem syn jeszcze wtedy Pani Tomlinson zderzył się z jej nogami z cichym mruknięciem. Reszta chłopaków, jakby nieco przestraszona cofnęła się o krok, widząc kobietę stojącą w ganku. Każdy z nich pragnął uniknąć kary, która zapewne ich czeka. Najmłodszy szatyn podniósł się z ziemi i oczami pełnym strachu spojrzał na swoją mamę.

- Mamo, co tu robisz?

- Mogę zapytać was, o to samo. A może lepiej, co zrobiliście z psem Pani Hamilton?

- Nic nie zrobiliśmy, przysięgamy Pani Tomlinson - odezwał się Marty, jako ten najstarszy i najbardziej wygadany.

- Ach tak? A telefon od niej mówił zupełnie coś innego.

- Pani Tomlinson, my nie chcieliśmy - odpowiedział ze skruchą Simon.

- Ale ja się nie gniewam - odpowiedziała.

- Co? - zapytali całą czwórką równie zdziwieni.

- Nie gniewam się, bo ten pies ostatnio bezczelnie obsikał moje petunie przed domem i cieszę się, że zrobiliście jej na złość. Teraz zapraszam was na ciasto.

Uśmiech wkradł się na jego usta przez to małe wspomnienie. Musiał przyznać, że ten dzień był jednym z tych, którego nie zapomni prze nigdy. Choć Pani Hamilton już potem nigdy o tym nie wspominała, to kiedy tylko oni przechodzili koło jej domu, ona bacznie ich obserwowała w obawie, że coś zrobią jej pupilowi.

Stojąc przed drzwiami nie obawiał się niczego, bo wiedział, że wszystko jest pod stałą kontrolą. Może i nie bywał ostatnio w domu zbyt często, to jednak starał się mieć kontakt z nimi wszystkimi, jak tylko mógł. Otwierając drzwi dało się słyszeć dziecięce piski najmłodszych, czyli Doris i Ernesta, którzy zapewne coś broją lub czegoś nie chcą zrobić. Już w korytarzu widział, jak Phoebe, bo Daisy raczej by tego nie zrobiła, biegała po salonie próbując łapać małą, rudą uciekinierkę. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, wyłaniając się z korytarza wprost do salonu, w którym dział się cały ambaras. I na jego szczęście dziewczynka wpadła mu prosto w nogi, a on w czas zdołał ją złapać.

Will you be my daddy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz