Kiedy postawił swoje stopy na rodzinnej ziemi, wszystkie lata, jakie tu spędził przeszły mu przed oczami. Minęło mu praktycznie całe życie, które tutaj miał i z utęsknieniem do niego wracał. Pamiętał chwile, gdy był małym dzieckiem, biegającym po ruchliwej ulicy i ani mama, ani nikt z sąsiadów się nie bał, że coś może stać się jemu i jego kolegom. Przypominał sobie czasy beztroski, kiedy nie musiał się niczym przejmować, a jedynie śnił sobie, jak to dziecko na jawie. Doskonale rozpamiętywał każdy możliwy szczegół z tego wspaniałego czasu, do którego; gdyby miał możliwość się cofnąć, to zrobiłby to. Idąc ulicami czuł jednak ogromną pustkę i smutek, który tutaj nagle zapanował. Doncaster nigdy nie było miejscem, które siedziało cicho, zawsze coś się działo i zawsze ktoś przewijał się przez ulice, czy chodniki. A tym razem było aż za spokojnie. W momencie, gdy stanął oko w oko ze swoim rodzinnym domem, wspomnienia ponownie powróciły.
Małe, dziecięce stópki zdecydowanie pędziły szybciej niż te, które biegły za nim. Grupka małych przyjaciół w dodatku samych chłopaków nigdy nie wróżyła nic dobrego. Mimo to, oni żadnej z mam nie sprawiali kłopotu, choć byli bandą urwisów, za których uważała ich miastowa starszyzna, czyli oczywiście nie kto inny, jak starsze panie, narzekający dosłownie na wszystko i wszystkich. Louis wraz z Joey'em, Marty'm i Simonem biegli, ile tylko mieli sił w nogach, byle by nie podpaść ulicznej sąsiadce, której psa spuścili zupełnie niechcący ze smyczy. Cała czwórka ostrożnie pędziła po chodniku, prowadzącym wprost do domu Tomlinson'a, w którym już o wszystkim wiedziała Johannah. Kobieta choć w ciąży, to robiła wszystko, co kobieta powinna robić, nie uważała tego stanu błogosławionego za jakiś morderczy, aby musiała cały czas siedzieć na kanapie; co to, to nie. Kiedy już dobiegli do trawnika, pierwszy z nich, a zarazem syn jeszcze wtedy Pani Tomlinson zderzył się z jej nogami z cichym mruknięciem. Reszta chłopaków, jakby nieco przestraszona cofnęła się o krok, widząc kobietę stojącą w ganku. Każdy z nich pragnął uniknąć kary, która zapewne ich czeka. Najmłodszy szatyn podniósł się z ziemi i oczami pełnym strachu spojrzał na swoją mamę.
- Mamo, co tu robisz?
- Mogę zapytać was, o to samo. A może lepiej, co zrobiliście z psem Pani Hamilton?
- Nic nie zrobiliśmy, przysięgamy Pani Tomlinson - odezwał się Marty, jako ten najstarszy i najbardziej wygadany.
- Ach tak? A telefon od niej mówił zupełnie coś innego.
- Pani Tomlinson, my nie chcieliśmy - odpowiedział ze skruchą Simon.
- Ale ja się nie gniewam - odpowiedziała.
- Co? - zapytali całą czwórką równie zdziwieni.
- Nie gniewam się, bo ten pies ostatnio bezczelnie obsikał moje petunie przed domem i cieszę się, że zrobiliście jej na złość. Teraz zapraszam was na ciasto.
Uśmiech wkradł się na jego usta przez to małe wspomnienie. Musiał przyznać, że ten dzień był jednym z tych, którego nie zapomni prze nigdy. Choć Pani Hamilton już potem nigdy o tym nie wspominała, to kiedy tylko oni przechodzili koło jej domu, ona bacznie ich obserwowała w obawie, że coś zrobią jej pupilowi.
Stojąc przed drzwiami nie obawiał się niczego, bo wiedział, że wszystko jest pod stałą kontrolą. Może i nie bywał ostatnio w domu zbyt często, to jednak starał się mieć kontakt z nimi wszystkimi, jak tylko mógł. Otwierając drzwi dało się słyszeć dziecięce piski najmłodszych, czyli Doris i Ernesta, którzy zapewne coś broją lub czegoś nie chcą zrobić. Już w korytarzu widział, jak Phoebe, bo Daisy raczej by tego nie zrobiła, biegała po salonie próbując łapać małą, rudą uciekinierkę. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, wyłaniając się z korytarza wprost do salonu, w którym dział się cały ambaras. I na jego szczęście dziewczynka wpadła mu prosto w nogi, a on w czas zdołał ją złapać.
CZYTASZ
Will you be my daddy?
JugendliteraturJedna mała postać przewróciła ich życie do góry nogami. Nigdy by się nie spodziewali, że ta sama mała postać stanie się tajemnicą ich rodziny, która nie mogła sobie pozwolić na wyjawienie prawdy. Kilka prostych wydarzeń spowoduje, że pewien chłopak...