Niedzielnego poranka w domu Winstonów nie dość, że wrzało to zaraz miało nieco ponownie opustoszeć. Tego ranka Amy latała po całym domu, jak szalona, sama nie wiedząc czego tak naprawdę dokładnie szuka. Nie przejmowała się kłuciem w płucach, które się odezwało przy szybszym tempie, które sobie narzuciła, po prostu starała się o tym nie myśleć, zdając sobie sprawę, że robi kolejny błąd. Upewniając się setny raz, że wszystko jest w porządku zeszła do kuchni, również i tam sprawdzając czy wszystko zostawiła Harry'emu, który zaraz miał przyjść. Nie należała do aż tak dużych perfekcjonistek, ale jeżeli chodziło o jej dziecko, musiała mieć doskonałą pewność, że podczas gdy jej nie będzie, Bou nic się nie stanie, mimo że wtedy będzie pod opieką osoby dorosłej. Nawet, kiedy pięciolatka zostawała z Brandonem, czy Elizabeth, Amy upewniała się kilka razy, czy wszystko jest w należytym porządku. Choć rodzice jeszcze nigdy jej nie zawiedli, to rozumieli jej zachowanie, bo byli dokładnie tacy sami, kiedy zostawiali Amy pod opieką opiekunki, gdy musieli kilka razy gdzieś pilnie wyskoczyć.
Nie można było powiedzieć, że Amy się nie stresuje, bo bardzo mocno się denerwowała. Miała nadzieję, że Bou będzie grzeczna i nie sprawi kędzierzawemu żadnych problemów, z którymi by sobie nie poradził. To nie tak, że też w niego nie wierzyła, po prostu miała w sobie takie obawy i nie umiała o nich nie myśleć. Jeszcze bardziej serce zaczęło jej bić, kiedy dzwonek do drzwi oznajmił jej o tym, że to już ten czas. Spojrzała na zegarek, który wskazywał siódmą trzydzieści i pomyślała sobie, że Harry nigdy nie ma w zwyczaju się spóźniać. Podchodząc do drzwi starała się nie myśleć o tym, co będzie, ani o tym, żeby za moment dać mu wykład o tym, jak ma się zająć jej córką. Otworzyła mu drzwi i kolejny raz zatopiła się w jego szmaragdowych oczach, które wydawać by się mogło, że zabłyszczały na jej widok. To była prawda, jednak Amy nie znała powodu, przez który one mają taki wyraz, jedynie mogła się domyślać lub snuć inne pomysły.
- Hej, wejdź - otworzyła drzwi szerzej.
- Hej, widzę, że gotowa do pracy? - zagaił, wchodząc.
- Tak - westchnęła, zamykając drewniany materiał.
- Wydaje mi się, czy się stresujesz? - uniósł jedną brew ku górze.
- Trochę - odpowiedziała ciszej, spuszczając głowę.
Poczuła nagle przy sobie jego bliskość, jak i woń perfum, których używał. Zdecydowanie nie było to nic, co mogło by należeć do niższej półki cenowej. Mogła spekulować, że jest to Hugo Boss, albo jeszcze inny Armani, na który z pewnością ją nie stać, jak na dzień dzisiejszy. Nie miała tyle śmiałości, aby spojrzeć na niego, kiedy stał tak blisko, więc to on musiał przejąć inicjatywę.
- Hej - szepnął, unosząc delikatnie jej podbródek. Musiała przyznać, że tęskniła za aksamitem jego delikatnych dłoni, które posiadał - spójrz na mnie - poprosił, co ona wykonała - Ufasz mi? - w odpowiedzi dostał jedynie skinięcie głową - Amy, kiedy rozmawiamy, używaj słów.
- Chyba ci ufam - odpowiedziała.
- Chyba? Wolałbym usłyszeć, że w stu procentach mi ufasz.
- Po prostu się stresuje. Nie chcę, by Bou sprawiła ci kłopot...
- Jeśli ufasz swojemu dziecku, to wiedz, że nic się nie stanie. Poza tym jestem odpowiedzialnym człowiekiem i możesz mieć pewność, że nic jej się nie stanie. Będę miał ją na oku, a nawet na dwóch - uśmiechnął się, zgarniając z jej twarzy kosmyk włosów.
- Okey - westchnęła.
- Uśmiechnij się - złapał ją delikatnie w talii - wszystko będzie dobrze, tak? Bou to kochane dziecko, z którym dobrze się dogaduje.
CZYTASZ
Will you be my daddy?
Novela JuvenilJedna mała postać przewróciła ich życie do góry nogami. Nigdy by się nie spodziewali, że ta sama mała postać stanie się tajemnicą ich rodziny, która nie mogła sobie pozwolić na wyjawienie prawdy. Kilka prostych wydarzeń spowoduje, że pewien chłopak...