ROZDZIAŁ 2

196 10 32
                                    

Nowy dzień od rana słońcem ich kusił. Nie obyło się bez porannej toalety, śpiewania do szczotki do włosów. Były tylko we dwie w swoim magicznym świecie, w którym one były dwiema królowymi. Żadnego księcia, czy króla, bo on w stu procentach nie był im do niczego potrzebny. Miały swój świat, który kochały. To był ten dzień, w którym spełnią się marzenia małej Bou, a za razem Amy wróci do czasów bycia nastolatką napaloną na piątkę chłopaków, którzy są sobą i nikogo nie udają. I zawsze byli przy niej w chwilach grozy, jak i tych dobrych. Nie było dnia i nocy, gdzie Amy nie słuchała by ich piosenek i całych płyt, które oczywiście posiadała w swojej kolekcji. I gdyby się uparła, to na strychu na pewno by je znalazła. Wiedziała, że jej córka bardzo przejmuje się tym koncertem, jak i samym spotkaniem z chłopakami. Ma pięć lat i to dla niej wiele emocji, jak na jeden dzień, który odmieni ich życie na dobre. Nie wiedziały tego jeszcze, ale czas im to wszystko pokaże. Obie wyszły z łazienki dopiero koło godziny dwunastej. Nic dziwnego, że tak późno skoro obie wyglądały niczym milion dolarów. Niby nie ubrały niczego drogiego, co by kosztowało miliny i fortuny, a jednak zapierały dech w piersiach. Mała Bou miała ubraną sukienkę, oczywiście taką, która się kręciła, kiedy robiła swoje obroty. Jej włosy dumnie były spięte w koka, z którego wychodziły pojedyncze włosy dodające jej uroku. Na nóżkach różowe baleriny, które idealnie wpasowują się w całość. Amy natomiast ubrała najnowszą zakupioną parę czarnych jeansów z wysokim stanem, czyli coś co uwielbiała nosić i czuła się w tym dobrze. Na górę pozwoliła sobie ubrać top, który dosłownie na milimetr odkrywał ciało jej płaskiego brzucha. Na to wszystko biała marynarka ze złotymi guzikami. Na stopach królowały czarne vansy, które były najwygodniejszymi butami, jakie kiedykolwiek nosiła na swoich nogach. Włosy miała wyprostowane, że można było zauważyć brak żadnego skrętu. Delikatny makijaż okalał jej twarz, tylko podkreślając jej urodę. Czarne i długie rzęsy okryte tuszem podkreślały jej oko. Brwi delikatnie zaczesane, lekko w nieładzie pasowały do całego jej stylu i charakteru. Delikatny róż na policzkach ukazywał jej dziewczęcy urok, którego na szczęście jeszcze nie straciła, mimo bycia mamą. Elizabeth z dumą patrzyła na dwie kobiety, bo Bou mogła tak nazywać bez chwili zawahania. Cieszyła się, że ten wieczór może należeć tylko do nich dwóch. Oczywiście robiła za kierowcę, bo jakżeby inaczej, ale nie miała z tym większego problemu. Jednak schody zaczęły się podczas szykowania się do wyjścia. Bou latała po całym domu, szukając swojego biletu, nie mogąc go nigdzie znaleźć. Była na skraju płaczu, bo to sygnalizowało tylko jedno-nie pójdzie na koncert.

- Bou - Amy zwróciła jej uwagę.

- Mamo - zaczęła zrozpaczona - Nie mam biletu, zgubiłam, przepadł.

- Ja go mam, spokojnie.

- Gdzie był? - spojrzała na nią ze szklanymi oczami.

- Zostawiłaś go w salonie kochanie. Już spokojnie, wszystko masz?

- Tylko bilet, więc tak - zasalutowała.

- To jedziemy.

Całą trójką wsiadły do samochodu, który bez najmniejszego problemu się odpalił. Ruszyły w miasto, obierając kierunek stadionu Wembley w samym sercu Londynu. Nie trudziły się z dotarciem na miejsce, jednak kiedy wysiadły, tłum ludzi już był ogromny, a do koncertu zostało jakieś półtora godziny. Wiadome było, że za chwilę wchodzą ci, którzy mają bilet VIP. Jednak ci, którzy mają zwykły bilet nie byli by sobą, gdyby nie przyjechali dużo wcześniej, tylko po to, aby stać w pierwszym rzędzie, mimo wyznaczonych miejsc na swoich biletach. Elizabeth pożegnała się z dziewczynami życząc im miłej zabawy. Umówiły się, że o godzinie 23 będzie po nich z powrotem w tym samym miejscu. Bou chwyciła za rękę Amy i razem skierowały się do sektora E, gdzie właśnie tam miało odbyć się spotkanie z chłopakami. Przecisnąć się przez tłum ludzi było nie lada wyzwaniem, a pokazanie dowodu oraz biletu jeszcze bardziej. Jednak po chwili znaleźli się w środku stadionu, gdzie zajęły swoje miejsca. Ludzie zaczęli się schodzić. Można by rzec, że nie było im końca, ale kiedy wszystkie miejsca były już zajęte, przyszedł czas tylko na jedno. I pierwsze co ujrzały niebieskie oczy małej Bou, to czwórka chłopaków wchodzących do tego samego pomieszczenia, w którym właśnie jest ona. Mocniej ścisnęła dłoń Amy, która właśnie teraz odgrywała inną rolę niż matka. Teraz była jej siostrą i nie mogła wydać się na jaw prawda, którą skrywa przed wszystkimi. Tylko Bou śmiała na moment o tym zapomnieć. Na samym ich czele szedł sam Harry Styles ubrany wczarne rurki i luźną koszulę, a to wszystko dopełniał kapelusz na jego bujnych lokach. Zaraz za nim krok w krok podążał Liam Payne, który olśniewał dziewczyny w wieku Amy. W samym środku szedł najniższy, czyli Louis Tomlinson, który mimo wzrostu nie odstawał od zespołu. Blond czupryna wyjawiła się jako ostatnia wesoło machając i uśmiechając się do wszystkich zgromadzonych. Brakowało tylko Zayn'a, który jak wiadomo opuścił zespół jakiś czas temu, jednak chłopaki dalej mieli go za jego członka i śpiewali piosenki, które on napisał wraz z nimi. Dla nich One Direction zawsze będzie składać się z piątki chłopaków, a nie czwórki. Tak samo, jak dla ich fanów. Usiedli wszyscy na swoich krzesłach, dostając do dłoni mikrofony.

Will you be my daddy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz