Z drącym sercem przemierza ulice Londynu, do którego dotarła za pomocą komunikacji miejskiej. Bo, jak inaczej skoro Amy nie ma prawa jazdy i jak na razie nawet nie zamierza do niego przystąpić? Mógłby zawieźć ją Brandon, jednak ten ma obowiązki, takie jak praca. Tego dnia nawet nie musiała się bać o pytania ze strony mamy, ponieważ ta wybrała się do rodziny drugim samochodem. Zaś Bou, po prostu jest w przedszkolu, z którego do tego czasu zdąży ją odebrać, a jeśli nie to zwyczajnie Brandon po pracy ją zabierze.
Ból, który czuła przez ostatnie kilka dni pojawiał się dość często i mimo leków przeciwbólowych nie ustawał za mocno. Był lekko wyczuwalny, a z czasem działania tabletek ustawał, lecz nie na zbyt długo. Do tego czasami przychodził kaszel, ale bez objawów grypy, czy czegoś podobnego. Doskonale umiała to zakryć przed resztą domowników, przez co nie zorientowali się, że coś jest nie tak.
Weszła przez drzwi szpitala, a w oczach miała tylko wspomnienia z tamtego dnia. Dnia, w którym by podjęła inną decyzję, to by żałowała. Z pewnością jej życie mogłoby wyglądać inaczej, ale jest takie jakie jest i Amy nie narzeka. Kocha je i kocha Bou, którą urodziła właśnie w Royal Free Hospital. Doskonale pamiętała każdy moment, każdy ból, każdą wypłakaną łzę na sali porodowej. A najbardziej zapamiętała jej oczy, włosy i dotyk, kiedy już mogła ją trzymać w swoich dłoniach. Bou zachwyciła ją od pierwszej chwili, kiedy tylko Amy ją zobaczyła i tak jest do tej pory, co widać i słychać.
Przy recepcji wypełniła potrzebne papiery o jej osobie, po chwili je oddając, bo to było dosyć proste. Zaznaczyć kilka okienek i wypisać swoje dane to żadne sztuka. Z jednej strony cieszyła się, że może dowie się skąd to wszystko się wzięło, a z drugiej boi się, że to może być coś poważnego. Ma dziecko przy boku, a Elizabeth i Brandon nie są coraz młodsi, a wręcz przeciwnie. Zamyślona stała przy recepcji, zatrzymując innym kolejkę.
- Halo, proszę Pani - odezwała się recepcjonistka, wyrywając brunetkę z zamyślenia. Amy tylko na nią spojrzała przepraszającym wzrok.
- Przepraszam, zamyśliłam się.
- Proszę iść korytarzem w prawo, a następnie poczekać przed salą. Lekarz powinien Panią zawołać.
- Jasne, dziękuję.
Tak, jak jej kazano, skierowała się korytarzem w prawo, a potem czekała przed salą. Nie było tam nikogo, była sama i czekała sama, dlatego jej stres rósł jeszcze bardziej. Serce biło bardzo mocno, ale tylko ona słyszała jego nierównomierny rytm. Co jakiś czas podczas czekania nasilał się kaszel, którego nie umiała powstrzymać. Jej oddech zdecydowanie był płytszy, dlatego próbowała brać oddechy dłuższe i głębsze, jednak nie udawało jej się to. Tak samo właśnie miała w domu i kompletnie nie wiedziała, od czego to jest. Jako dziecko na nic przewlekle nie chorowała, nic jej nie dolegało. Można by było powiedzieć, że była zdrowa niczym koń. Raz tylko miała zapalenie płuc, nawet tego nie wiedząc. Dopiero po tygodniu zjawiła się u lekarza, który jej to powiedział i kazał się odpowiednio leczyć. Jednak to był czas, kiedy mała Bou rosła, a Amy nie miała zbytnio czasu dla siebie, dlatego lekko to zlekceważyła.
Lekarz otworzył drzwi, a jej wzrok skierował się właśnie na niego. Mogła się spodziewać, że teraz jej kolej, bo do tego czasu jeszcze nikt nie przybył. On tylko spojrzał w swoją kartotekę, a następnie na Amy, której kaszel znów się nasilał, ale powstrzymywała go.
- Amy Winston?
- T-tak - odpowiedziała.
- Zapraszam do środka.
Nabrała powietrza w płuca z dość dużym trudem, a następnie wstała z miejsca. Lekarz ręką pokazał jej, aby weszła do środka, co wykonała z coraz szybszym biciem serca. Po chwili drzwi od gabinetu zamknęły się, a ona siedziała oko w oko w lekarzem. Z jego plakietki przyczepionej do kitla wyczytała, że nazwa się Jordan Anderson. I na pierwszy rzut oka dla niej wydawał się być młody, przystojny, ale nie w jej typie. Brązowe włosy, uczesane na typowego lekarzynę, do tego takiego samego koloru oczy, które nie robiły dużego wrażenia. Mały nosek, który wedle niej był uroczy i olśniewający uśmiech, który widziała, gdy spojrzał on w kartotekę dziewczyny. Nie wiedziała, czym on jest spowodowany, ale nie zamierzała pytać, bo raczej nie wypadało. Wiedziała, że ma do czynienia z pulmonologiem, bo w końcu chodziło o jej płuca.
CZYTASZ
Will you be my daddy?
Novela JuvenilJedna mała postać przewróciła ich życie do góry nogami. Nigdy by się nie spodziewali, że ta sama mała postać stanie się tajemnicą ich rodziny, która nie mogła sobie pozwolić na wyjawienie prawdy. Kilka prostych wydarzeń spowoduje, że pewien chłopak...