9.

144 20 1
                                    

Przestrzeń obejmująca las była olbrzymia, a tylko jedna osoba z ich czwórki miała jako taką orientację w terenie. Hongjoong szedł na ich czele, trzymając w czerwonej od zimna dłoni kompas. Mogliby spróbować skorzystać z telefonu, ale nie mieli pojęcia jak prędko zdołają znaleźć jakieś źródło energii, a nie chcieli marnować resztek baterii. Każdemu z nich było okropnie zimno i nawet nałożenie cieplejszych ubrań niewiele pomogło. Na dodatek każdy z nich wciąż miał wrażenie, że zaraz zobaczą światła poszukujących ich patroli i usłyszą dźwięki kul, świstających im obok głów. 

- Ile czasu już minęło?- wydusił Wooyoung z zatroskaniem na twarzy. Hong spojrzał na niego, również zmęczony przedzieraniem się przez puszczę. Nie pozostawało im jednak nic innego. Jeśli tu zostaną, to służby wkrótce zabiorą ich z powrotem do obozu. Poza tym nieodpowiedzialnym było spędzać noc w takim miejscu, gdyż mogły żyć tu dzikie zwierzęta. 

- Półtorej godziny lub coś koło tego.- odrzekł niepewnie Hong, próbując gdzieś za pniami drzew dostrzec światło, świadczące o krańcu lasu. Zamiast tego jednak przystanął jak porażony piorunem, szybkim ruchem dłoni nakazując pozostałym zrobić to samo. 

- O co chodzi?- wyszeptał Seonghwa, łapiąc go za nadgarstek. Tamten zmrużył powieki nasłuchując. Nie minęła sekunda, a on padł na trawę, pociągając mężczyznę w dół. 

- Gleba! Już!- poinstruował resztę. Przerażeni skulili się na ziemi, czekając co wydarzy się dalej. Chwilę później usłyszeli już całkiem wyraźnie serię kroków, a nawet szczekanie psa. Gałęzie łamały się pod podeszwami ciężkich butów, a stłumione rozmowy odbijały się echem. Ktoś powiedział przez krótkofalówkę do innej osoby, że nikogo nie udało im się znaleźć. Drugi z nich włączył latarkę, której oślepiające białe światło rozlało się tuż nad ich głowami, szczęśliwie je omijając. Po drugiej stronie szło jeszcze kilku, Joong podejrzewał że trzech. Seonghwa ostrożnie wyjął broń, aby poczuć się bezpieczniej. Wooyoung oddychał nerwowo tuląc się do podłoża. Jego plecy nerwowo unosiły się oraz opadały. 

Mieli nadzieję, że zostaną przeoczeni. Byli akurat w dość sporych zaroślach, więc musieliby podejść znacznie bliżej, aby ich zauważyć. Yeosang próbował uspokoić Woo, aby ten nie zwrócił na nich uwagi funkcjonariuszy. Po kilku minutach zaczęli sądzić, że im się udało i Hwa poruszył się delikatnie, chcąc spojrzeć za siebie. Wprost na nich szło czterech wojskowych w pełnym umundurowaniu z wielkim psem na skórzanej smyczy. Park szturchnął Joonga w bok, a tamten już się zorientował o co może chodzić wyższemu. 

- Trzeba biec.- wycedził Mingi, analizując sytuację.- Jeśli nie ruszymy się teraz, to już nie zdążymy uciec. 

- Na trzy, wszyscy biegniemy jak najszybciej przed siebie, nie patrząc się do tyłu, jasne? I niech nikomu się nie wydaje, że może się poddać.- warknął Kim, podnosząc się delikatnie, tak jakby szykował się do maratonu. Tamci postąpili podobnie, a on począł odliczać.- Raz... dwa...trzy!

Puścili się pędem, nie patrząc pod nogi. Za plecami rozległ się krzyk, a oni mieli wrażenie, że nagle wszyscy zaczęli ich gonić. Strumienie świateł przecinały się ze sobą nawzajem, ujadanie wilczurów sprowadzało coraz więcej jednostek, a oni ledwo łapali dech, starając się zgubić niepożądany ogon. Nie chcieli nawet myśleć o tym, co by się stało, gdyby ich pojmano, po tym jak zaatakowali jednego ze strażników i odcięli akumulator. Joong nie chciał tam wracać, bo tak czy siak, ostatecznie czekałby ich nieciekawy los. Niemniej, w porównaniu z zatrważającą liczbą ludzi, którzy usiłowali ich dorwać, zdawało się, że nie mają żadnych szans. Seonghwa podniósł pistolet, ale niemal natychmiast został zbesztany przez Hongjoonga. 

- Schowaj to!- wysapał, ledwie łapiąc wdech. 

Oczywistym było, że nie zdołają tak biec w nieskończoność, a ich organizmy wreszcie się zbuntują. Wystarczyło, aby tylko na chwilę zwolnili i tamci już by ich dopadli. Yeosang plątał się o własne nogi, przeklinając wszystkie te momenty, kiedy od siłowni czy wychowania fizycznego, wybrał czytanie książek na trybunach. Nie radził sobie źle, ale porównując z ludźmi, którzy byli do tego wyszkoleni, miał wrażenie, że te wszystkie starania są nic nie warte. 

Before the next one dies|  Ateez| SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz