91.

78 16 6
                                    

Hongjoong szedł korytarzem, mając wrażenie, że jest zupełnie odcięty od otoczenia. Dźwięki zdawały się zagłuszane tysiącem myśli i brzmiały jak krzyki z głębi wody. Obrazy były pozbawione ostrości. Idąc, skupiał się bardziej na tym wszystkim co zamierzał zaprzepaścić, niż na twarzach pracowników, jakich widywał każdego koszmarnego dnia. Przerzucał jak slajdy, wspomnienia z dni, gdy nie było nawet mowy o takich planach jakie obecnie snuł. Oskarżał się, choć jeszcze nic nie zrobił. Nienawidził się, mimo świadomości, że nie ma sensu opłakiwać przeszłości nie mającej nic wspólnego z teraźniejszością. Wiedział, iż ludzie, których niegdyś kochał, przypominali ich tylko z wizerunku, a oczy jasno dawały do zrozumienia, jak wiele w człowieku zmienia się pod wpływem doznanego zła. 

Siedział długo w gabinecie, przy stole, z zapaloną świeczką, nie chcąc drażnić spojówek intensywnym białym światłem. Najtrudniej było podjąć tę ostateczną decyzją, która zapoczątkuje serię tragedii, jakich już nie będzie mógł odwrócić. Zdawał sobie sprawę, że wszystko runie jak domino, jednak pomoże tej grupie dzieciaków coś zdziałać. Miał moc załatwienia kilku spraw, jakie utorują im drogę do celu, jaki sobie wyznaczyli. Szarowłosy, pojawiając się w tym budynku, również brał na siebie śmiertelne ryzyko, z tym że poświęcał siebie, a nie kogoś, kogo prze znaczną część swojego życia darzył bezwarunkową miłością. 

Kim czuł, jakby uniesienie tego ciężaru było dla niego niewykonalne. Próbował przygotować się do tego czynu, zwizualizować go, ale dochodząc do sedna, jego skórę oblewały ciarki. Mógł dokonać wielu, naprawdę strasznych rzeczy w ciągu swojego życia, ale ta, ta była z pewnością najgorsza i oswoić się z jej wagą, nie było możliwe. Musiał po porostu się od tego odseparować. Odciąć emocje. Wyzbyć się tego, co było tak odległe, że już nieprawdziwe. Kochał tego człowieka, za to kim był lata temu. Teraz, widząc go, czuł się obco. Nie miał już do niego zaufania. Zwłaszcza po tych wszystkich rozmowach, dyskusjach, po wielu emocjach, które wylewali na siebie wzajemnie. Po niespełnionych obietnicach. Ich szlaki zaczęły się mijać i wydawało się, że już nigdy nie staną na tej samej ścieżce. 

To Seonghwa był odpowiedzialny za wszystko, co miało obecnie miejsce. To oni wspólnie zabili człowieka, który zapoczątkował te zdarzenia, które jednak nie miały odbywać się na tak szeroką skalę i rzeczywiście były spowodowane jedynie wystąpieniem pewnych anomalii. To oni byli odpowiedzialni za scenariusz, który nastąpił w kolejnych tygodniach. Przez kilka dni, utrzymywano, że zamordowany mężczyzna wciąż żyje, choć była to nieprawda. Tak jednak łatwiej było manipulować jego podwładnymi, którzy bez namysły wykonywaliby jego polecenia. Potem nastąpiło wszczepianie wybuchowych nadajników, które zaprojektował Jongho i eliminacja tych, którzy mogli im jakkolwiek zagrozić. Historia ze znalezieniem się w siedzibie ze względu na posiadany zegarek oraz jego funkcje, była zmyślona na poczekaniu. Nikt z profesjonalistów nie przeoczyłby faktu, że przedmiot, w którego posiadaniu byli, stanowił zwykłą, pozbawioną wartości atrapę. Wkrótce po tym, zaczęli się sprzeczać. Część z nich odpowiadała się wciąż za tym, co głosił Hongjoong. Chcieli to zakończyć. Nawet Hwa go popierał lub tylko kłamał, by uśpić jego czujność. Natomiast im bliżej nich znajdowała się tamta ósemka i im więcej wskazówek Joong im zostawiał po drodze, tym Park się bardziej denerwował. Spodobała mu się władza, bo zapewniała mu bezpieczeństwo. To oni rozdawali karty i nie musieli się bać, że ktoś inny im zagrozi. Nie zamierzał dać się zabić, w momencie, gdy  pierwszy raz zaszli tak daleko. Wszystko mieli pod kontrolą. Budzili strach, budzili respekt. Nie było jednej żywej duszy, której by nie nadzorowali. Mogli decydować, kto będzie cierpiał równie mocno, kiedy to oni mieli po naście lat. A Hongjoong chciał, by ustąpili miejsca. By pozwolili się zabić, bo ich zbrodnie zaszły za daleko. Z tym, że większości z nich już to nie obchodziło. Wooyoung, mimo że wcześniej stawiał się zażarcie za Kimem, po śmierci Sana, wpadł w letargiczną obojętność. Jongho obawiał się sprzeciwić Hwie, zaś Yeosangowi zależało, by chronić Junga i wcale nie zamierzał ginąć. Nie miał w sobie wyrzutów sumienia. Ignorował wieści o tym, czemu są winni i do czego doprowadzili. Póki skutecznie uciekali od swojego przeznaczenia, nie miał problemu z byciem potworem. Mingi przestał się odzywać do kogokolwiek, przez co nawet pogorszyły mu się kontakty z Yunho. Jeszcze nigdy dotąd między tą dwójką nie było tak źle. Jeong spoufalał się z Parkiem, a Song był już całkowicie obojętny na to, co działo się dookoła. Być może wciąż popierał Joonga, ale ze względu na swój stan oraz zmęczenie całą tą sytuacją, nie angażował się w postulaty żadnej ze stron. Biernie przyglądał się upadającej rzeczywistości, czekając aż przyjdzie na niego kolej. Było w tym rozwiązaniu coś, co pokazywało, jak bardzo wszystko się posypało. Dawniej nie przypuszczaliby, że tak właśnie skończą. 

Before the next one dies|  Ateez| SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz