98.

61 14 0
                                    

- Po cholerę mnie tu prowadzisz? Wiesz jaki burdel panuje na dole? Ludzie nie wiedzą co robić, chcą się zwalniać, uciekać, nikt nie może znaleźć Hongjoonga, monitoring padł i jeszcze ten cholerny dzieciak zwiał. To jest jakiś istny koszmar. Rano dowiaduję się, że mój przyjaciel nie żyje, a nie mam nawet chwili by na tym się skupić, bo każdy zapomniał o tym w chwili, gdy rozpętał się chaos.- Jongho niechętnie podążał za Wooyoungiem, który zarzekał się, że potrzebuje go do załatwienia czegoś ważnego, co miał zrobić Seonghwa, lecz z wiadomych powodów nie zdążył. Wystarczyło wspomnieć coś o nadajnikach oraz sprawie niecierpiącej zwłoki, a Choi uległ, choć co chwilę narzekał, uważając, iż lepiej by było gdyby wrócili na parter. To tam, Yunho wraz z Mingim oraz Yeosangiem, usiłowali okiełznać zdezorientowany tłum, który przerażony był wieściami o śmierci kilku najważniejszych urzędników oraz samego Parka. Dla nich oznaczało to niemal osunięcie się gruntu spod nóg, gdyż już nic nie zdawało się pewne. Nie było jednoznacznej władzy, więc obawiali się anarchii lub buntu, który skończyłby się jeszcze większym rozlewem krwi. Zaś grupa młodych mężczyzn musiała nad tym jak najszybciej zapanować, choć ich umysły były nadal krążyły wokół obrazu zakrwawionego bruneta. Dla nich te ostatnie lata życia stanowiły jego najbardziej kluczową część i mieli wrażenie, że ci, którymi się otaczali, byli z nimi zawsze, więc też na zawsze z nimi pozostaną. Takie informacje jak te, spotykały się ze ścianą odrzucenia, ponieważ żaden z nich nie pozwalał sobie uwierzyć, że tkwią w już całkowicie odmiennej rzeczywistości. Yunho przez ten czas bardzo się zmienił, ale nawet to nie pozwalało mu jakoś inaczej traktować śmierci bliskich. Nigdy nie nabrał dystansu, nie przyjął do siebie ewentualności, że ta historia może się tak potoczyć. Ich San zginął już całkiem dawno, a mimo to, podświadomie liczył, że ten tylko gdzieś wyjechał... na chwilę... że zaraz wróci. Nie dopuszczał do siebie tej  najciemniejszej wizji. Tej, która nie zakładała powrotu. Mingi kurczowo trzymał się tych dobrych myśli, choć im dalej brnęli, im więcej okrucieństwa widział, tym trudniejszym zadaniem okazywało się nie popadnięcie w marazm. Bo jak szukać czegokolwiek dobrego, musząc być świadkiem straty już dwójki tak bliskich osób? Tym gorsza była świadomość, że oni sami odebrali kiedyś człowiekowi nie jednego przyjaciela, nie dwóch, a całą siódemkę. Nie mówiąc już o tysiącach innych ludzi, którzy zginęli wolą postanowień Hwy. Czyż nie było sprawiedliwe, że zapłacił tę samą cenę?

- To ważne. Im szybciej załatwimy te sprawy, tym sprawniej pójdzie nam na nowo układanie wszystkiego na nowo.- stwierdził szatyn, starając się nie brzmieć podejrzanie, ale dla Jongho coś tu śmierdziało. Poklepał się po pasku, sprawdzając czy ma tam futerał wraz z pistoletem. Ufał Woo, natomiast znaleźli się w krytycznym położeniu i najważniejszym było zadbać o własne dobro. 

Wooyoung wysłał impuls na telefon, gdy zbliżali się do drzwi, aby żaden z zabarykadowanych wewnątrz Hongjoongów, nie wziął go za straż. Nie umknęło to uwadze Choi'a, ale początkowy sceptycyzm  zamienił się w ciekawość. Brązowowłosy wpisał kod z pamięci, a drzwi do wielkiego biura otworzyły się z delikatnym skrzypnięciem. Szara czupryna wysunęła się delikatnie z głębi pomieszczenia, a Jongho natychmiast zrobił krok w tył. 

- Wiedziałem, że coś knujecie! Jak ty możesz spoufalać się z kimś, kto zabił własnego partnera? Przecież wiesz, że chce byśmy wszyscy pozdychali!- awanturował się odrobinę zbyt głośno, więc Woo w lekkiej panice, złapał go i unieruchomił, przy tym zasłaniając drugiemu usta, by nie sprowadził na nich kłopotów. Starszy z Kimów, pomógł szatynowi wprowadzić Jongho do środka, choć ten wciąż się wyrywał i starał odepchnąć dwóch oprawców. Pewnie w głębi serca sądził, iż ci zamierzają zrobić z nim to samo co z Hwą. Czuł strach. Tylko głupi by się nie bał. 

Niemniej tamci wcale nie planowali mu wyrządzić najmniejszej krzywdy. Hong zabrał mu broń, tak by ten nie próbował się z nimi wykłócać, zaś Jung posadził go wprost naprzeciwko włączonego komputera. Jongho powiódł wzrokiem po całej trójce, nie rozumiejąc co się dzieje. Wciąż był wściekły. Pragnął wyrzucić Joongowi wszelkie pretensje, żal, zapytać, dlaczego dopuścił się czegoś równie podłego, bo on, jak i pozostali, nie mieli wątpliwości, że to on stał za wszystkim. Zwłaszcza, że to on zabił wiernych pracowników Seonghwy. Czy naprawdę jakieś chore zasady moralne były warte więcej, niż życie osoby, którą określało się ukochaną? On naprawdę dążył, by wreszcie odeszli. Pewnie było w tym coś właściwego, lecz Choi nie uważał, że Hong jest odpowiedni do wymierzania sprawiedliwości. Bał się śmierci, cholernie się bał i nie chciał nawet zastanawiać się, jak by to było, gdy tamta siódemka dopnie swego. Nie miał pojęcia, że już dwójka z nich umarła. 

Before the next one dies|  Ateez| SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz