99.

83 12 8
                                    

Całe miasto spowite było  zupełną ciszą. Gdyby ktoś stanął na środku wielkiej metropolii, byłby w stanie usłyszeć zaledwie szum wiatru. Żadnego ludzkiego głosu, żadnych słów, rozmów, dźwięków zwierząt, czy natury. Nieprzenikniony niczym spokój, kontrastujący ze zburzonymi murami budowli, z popękanymi jezdniami, z zapomnianymi przedmiotami przesypującymi się między śmieciami, pozbawionymi wartości. Czyjeś wspomnienia, czyjeś zdjęcia, maskotka, którą kochało dziecko, ulubiony naszyjnik, rozbita szklana ramka, pokryty błotem obraz, tworzony z pieczołowitością przez dziesiątki godzin. Życia tylu osób zamknięte w ciszy. 

Nic nie zdradziłoby prawdy o jednym budynku, w którym walka dalej trwała i miała ciągnąć się aż do momentu, gdy jedne istnienia okażą się silniejsze od drugich. Choć wszystkie ulice milczały, to te ściany wypełniał przede wszystkim zamęt. Mieszanina różnych dźwięków, wrzasków zlewających się w potworny chaos, który narastał z każdą minutą. 

Hongjoong pamiętał rękę Wooyounga, który szarpał Jonho i kazał osiemnastolatkowi uciekać. Rzucił nim na stertę gruzu, a odgłos trzaskających kości odbił się podle w głowie młodszego. Ten, choć wciąż miał mroczki przed oczami, pomknął przed siebie, w jednej dłoni trzymając nóż, a w drugiej pistolet. Krew spływała mu po skroni. Nią pokryte było praktycznie całe ciało szarowłosego, lecz ten nie wiedział, czy należy do niego, czy do osób, które zginęły z jego woli. Ktoś go gonił, starał postrzelić, a on czuł narastającą panikę, bo jeszcze nigdy ten plan nie wydawał mu się aż tak kruchy. Zawsze realia okazywały się znacznie bardziej brutalne niż same wyobrażenia. Zimne światło ledów bolało w podrażnione bezsennością oczy. Oddane kule przecinały powietrze, a w końcu też ludzkie ciało. Tak łatwo było postawić kropkę w czyimś istnieniu. Tak łatwo było zabrać człowiekowi życie, nie znając jego imienia. Tak łatwo było podejmować decyzję o naciśnięciu spustu, pod wpływem rozpaczy oraz strachu. Nie pamiętał co się działo nawet te pięć minut temu. Usiłował zgubić ogon, skryć się gdzieś, gdzie będzie bezpieczny, albo dostać się na dół i liczyć, że Seonghwa oraz reszta już tam będą. Miał wrażenie, jakby nie pamiętał nic z planu budynku, który wielokrotnie przedstawiał mu Choi. Był kompletnie zdezorientowany, jak dziecko we mgle, po omacku szukając ratunku. 

- Joong!- zawołał ktoś, a osiemnastolatek bał się odwrócić. W końcu ten sam "ktoś" szarpnął go za ramię. Był to jego starszy imiennik, który dogonił go, lecz ciężko dyszał. Miał strasznie dużo ran, że te aż nakładały się na siebie,  niemalże zmieniając jego wizerunek. Pęknięta warga, przecięty łuk brwiowy, karmazynowe krople spływające z nosa. Zanim jednak młodszy zdołał cokolwiek powiedzieć, tamten pchnął go w kierunku korytarza, prowadzącego do windy. Słyszeli, że ktoś za nimi biegnie. Oboje uderzali w guziki, licząc, że to przyspieszy proces. Mężczyzna w mundurze już wybiegał zza rogu, drzwi się rozsunęły, a oni wsiedli do środka. Dwudziestoparolatek wybrał przypadkowe piętro, z trudem łapiąc kolejny wdech. 

- Co z Woo?- zapytał niepewnie chłopak.

- W porządku, poszedł inną stroną, ściągając na siebie uwagę. Dlatego zdążyliśmy. Pewnie go aresztują, ale nie zabiją... a zresztą to nie ma większego znaczenia. Ważne, że ty żyjesz. Powiedziałeś im, aby byli wcześniej?- 

- Tak, ale nie mam pojęcia, czy ktoś odebrał tę wiadomość.- 

- Oby. Sądziłem, że się zbuntują, wiedząc, że władza upadła, ale się myliłem.- przełknął ślinę. Kto po Seonghwie miał aż taki autorytet by sterować strażą w tych okolicznościach? Yunho? Zawsze stał mocno po stronie Parka, więc czuł się w obowiązku do przejęcia pałeczki. Mieli po swojej stronie tylko Junga, a to nie wystarczało. Gdyby jeszcze udało się wyłączyć te nadajniki, ale nawet to nie poszło po ich myśli. 

Before the next one dies|  Ateez| SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz