96.

76 11 5
                                    

Hongjoong nie zmrużył oka przez całą noc, czekając na poranek, a tym samym moment, w którym będzie mógł się wyrwać z duszącej go celi. Gniew, który nim targał, potrzebował rozładowania, lecz on kumulował go na chwilę, w którym wreszcie stąd wyjdzie. Nie dopuszczał do siebie głosu rozsądku. Pragnął jedynie na kimś się wyładować, coś zrobić, byle tylko nie spoczywać bezczynnie. Przypatrywał się ochroniarzowi, nie spuszczając z niego wzroku i miał wrażenie, że im dłużej na niego spogląda, tym bardziej go nienawidzi. Tak samo byłoby z każdym, kto w tamtej chwili znalazłby się w pobliżu. Byłby w stanie oskarżyć każdego o swoje samopoczucie, każdego obarczyć tym co go spotkało, byle tylko wylać trzymany w sobie jad. 

Nie miał pojęcia, która jest godzina, lecz był przekonany, iż minęło kilka godzin od jego spotkania z imiennikiem. Wstał, poczynając okrążać ciasne pomieszczenie, z wrogością śledzący sylwetkę każdej osoby przemierzającej hol. Znów obdarzano go ponurymi spojrzeniami, rzucano między sobą komentarze na jego temat. Niemniej on skupiał się jedynie na wyczekiwaniu krwi, która miała się wylać o poranku. Niecierpliwił się, przypominając wygłodniałe zwierzę, pragnące wyrwać się z klatki. Mundurowy zerkał na niego niepewnie, woląc by ten opadł na łóżko polowe. Zakreślanie przez Kima kręgów, z lekka rozpraszało mężczyznę, który denerwował się za każdym razem, kiedy Hong stawał za jego plecami. Niby był to jedynie młody chłopak, ale było w nim coś niepokojącego, zwłaszcza po tamtej wizycie przełożonego strażnika. Panika, zmieniła się w amok zanurzony głęboko w jego oczach. Najgorsi byli nie ci najsilniejsi, a ci nieobliczalni. 

W pewnym momencie jego ochroniarz odebrał telefon i znienacka spoważniał, jakby to co usłyszał, usunęło mu grunt spod stóp. Joong nie był w stanie nic usłyszeć, zresztą pilnujący go funkcjonariusz nawet się nie odezwał, a tylko odebrał wiadomość, przytakując niemrawo, w absolutnym niedowierzaniu. Wbił na sekundę wzrok w Honga, lecz zaraz ponownie się wyprostował, uznając najwyraźniej, że nie powinien zdradzać osiemnastolatkowi, iż coś jest nie tak. Bezapelacyjnie, coś się działo, a Kim już ostrzył zęby, bowiem był pewny, że pora szykować się na to, o czym wspominał jego nocny gość.

Nie pomylił się. 

Nie minęło kilka minut, a tamten znów odebrał połączenie, później kolejne. Zaraz po tym rozbrzmiał pierwszy alarm, który wybawił z gabinetów wszystkich pracowników. Ci zerkali po sobie w wyraźnej trwodze, co już było oznaką, że takie sytuacje nie zdarzały się tu zbyt często, a może był to pierwszy taki wypadek. Sam sygnał nie mógł jednak o niczym świadczyć. W przeciwieństwie do tego, co rozpętało się później. Kilkoro ludzi wbiegło na korytarz, o twarzach zastygłych w prawdziwym lęku. Czarne oczy próbowały uchwycić czyjeś spojrzenie, a z kobiecych ust wydobył się krzyk. Mężczyzna za nią miał ubranie pokryte krwią. Wołali do pozostałych, by uciekali, by szukali barykadowali się w biurach i wyjęli broń. W powietrzu zawisły imiona oraz nazwiska tych, którzy zostali postrzeleni, ale wśród nich przebił się jeden, chyba najistotniejszy komunikat:

"Park Seonghwa nie żyje."

Kim odsunął się od szyby, pogrążając się w takim samym niedowierzaniu co tamci ludzie. To ujrzał w ślepiach Hongjoonga, gdy ten go odwiedził. Ta nieobecność, mrok oraz smutek, skupione w jego wzroku, były wynikiem tej jednej śmierci. Ten człowiek zabił. Z pewnością nie zrobił tego z zimną krwią, ale dopuścił się czynu niewątpliwie strasznego i traumatycznego również dla niego samego. Ten dwudziestokilkulatek, noszący jego imię, posiadający tę samą przeszłość, mający niezwykle zbliżony charakter oraz doświadczenia, zabił tego, który w życiu osiemnastoletniego Honga był najważniejszy. Był autorem zbrodni na osobie, którą kochał. Musiał ją kochać, skoro był lustrzanym odbiciem młodszego. Co musiało się stać, by się tego podjął? Jak bardzo ich ósemka zmieniła się na przestrzeni lat, jak wiele uczuć musiało wygasnąć lub zmienić swój charakter, by przyjąć do siebie ciężar takiego czynu? To przypominało dobitnie o słowach Sana oraz notkach sporządzonych w dzienniku. Ich przestroga mówiła o tym, by nie pozwolić historii się powtórzyć. Czy stawiali te same kroki co młodzi ludzie z osiemdziesiątego drugiego? 

Before the next one dies|  Ateez| SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz