65.

104 19 3
                                    

Hongjoong spodziewał się, że przekonanie pozostałych do swoich zamiarów przysporzy mu większych trudności, ale pogrążeni w marazmie byli w stanie przyjąć każdą propozycję, bez większych sprzeciwów. Oczywiście, wyłożyli swoje obawy, lecz po obaleniu ich przez Honga, zwyczajnie się zgodzili, wiedząc, że nie mają ani czasu, ani zbyt wielu alternatywnych opcji. Część bała się na tyle, że nie było mowy o samodzielnym działaniu, natomiast reszta nie była gotowa przejąć na siebie całą odpowiedzialność za to, co może się stać, jeśli wybiorą odcięcie się od Sana. Postanowili też ignorować sprawę znalezionych ciał. Być może grali idiotów i mężczyzna domyślił się, iż są świadomi co zaszło, ale woleli nie rozpoczynać dyskusji. Choi też się nie zająknął, rezygnując z jakiejkolwiek wymiany zdań. Zazwyczaj, podczas swoich zebrań, przy posiłkach lub jakiejkolwiek innej okazji, omawiali przyszłe, ewentualnie przeszłe zdarzenia. Blondyn dawał im wskazówki, starał się podzielić doświadczeniem, radami, przygotować na to, co może ich czekać. 

Dziś milczał, rzucając im ukradkowe spojrzenia, lecz nie zająknąwszy się ani słowem. 

Oni również nie wyrażali takiej inicjatywy. Przez to atmosfera była niezwykle ciężka i każdy chodził na tyle zestresowany, że podstawowe czynności malowały się jak poważne wyzwania. Każdy czekał jak dotrą do brzegu. Zdawało się nawet, że smród śmierci zaczął powoli roztaczać się po pokładach, więc marzyli, aby od niego uciec, jak najdalej i jak najszybciej. Nikt nie rozstawał się z bronią, nie obawiając się tylko Sana, lecz również żywej części załogi, pragnącej zemsty. Krótko przed końcem ich rejsu, jasnowłosy powędrował do kapitana, nie uraczywszy ich żadnymi wyjaśnieniami. Oni z kolei zostali na zewnątrz, obserwując światła docierające z portu. Joong czuł, jak zaciska mu się żołądek. Spojrzał na Hwę, który przełykał ślinę, kierując wzrok przed siebie.

- Teraz dopiero zacznie się jazda bez trzymanki.- stwierdził Yunho, próbując zmusić się do uśmiechu. Mingi ścisnął go za nadgarstek. Nie okazywał tym jednak swojego przerażenia, a wsparcie. Należało dostosować się do tej sytuacji. Minęło kilka tygodni od chwili, kiedy ich świat wywrócił się do góry nogami. Byli w zupełnie innym miejscu, mając przed sobą problemy jeszcze większego kalibru i skończył się czas na wymawianie się swoim wiekiem, słabościami, czy brakiem zdolności. W jednym San miał rację, przywykną. Czuli, że właśnie teraz ten proces odczuwali znacznie mocniej, bo nie było w nich tyle lęku, co oglądając wiadomości w telewizji i słysząc o kolejnych tragediach. Była to całkowicie inna emocja. Nie nazwaliby tego akceptacją, czy opanowaniem, natomiast nie dało się już mówić o zaskoczeniu. 

Nie zeszliby z pokładu tradycyjną drogą w obawie przed zdemaskowaniem, jednak San przyniósł im robocze uniformy, każąc przebrać się w nie dla dodatkowego zabezpieczenia. Wszystko odbywało się szybko, bez dyskusji oraz wymieniania spostrzeżeń. San spoglądał podejrzliwie na Joonga, ponieważ jego zdaniem nie było to zupełnie w jego stylu. Wręcz oczekiwał po nim okazania sprzeciwu, wyłuszczenia mu wszystkich za, przeciw, zwyzywania go od najgorszych, podważenia opinii lub jakiejkolwiek emocjonalnej reakcji. Ten natomiast słuchał się go bez zająknięcia, czego nie odzwierciedlał jego wzrok. Chłopak sprawiał wrażenie dużo bardziej czujnego oraz zdystansowanego wobec Choi'a. Fakt faktem, dotąd nikt nie nawiązał z nim żadnego bliższego kontaktu, więc nigdy nie można było mówić nawet o koleżeństwie, lecz były momenty, kiedy Hong okazywał wolę współpracy. Teraz było to bardziej podporządkowanie wynikające z oferty świętego spokoju, natomiast gdzieś w tle była wyczuwalna intryga. Takie rzeczy nie mogły się ukryć przed Sanem. To on miał rozdawać karty, a nie ten dzieciak. 

Po przybiciu do brzegu wszystko musiało funkcjonować jak w zegarku. Wydostali się dolnym pokładem, jak najszybciej. Choć nie uciekali, co mogłoby wzbudzić podejrzenia, to korzystając z pierwszej nadarzającej się okazji, wymknęli się z tłumu, kryjąc za wielką blaszaną halą, postawioną specjalnie do składowania przybyłych towarów. Prócz swoich bagaży nie posiadali nic. Nie mieli auta, więc musieli znaleźć nowe, nie rozumieli co się wokół nich dzieli, gdyż znali jedynie pojedyncze słowa obcego języka. Poza tym panował harmider. Ludzie biegali, wynosili wielkie skrzynie, co było tylko przedstawieniem, ukartowanym przez Sana. Tak miało się dziać przez kwadrans, by wszystkim wydawało się, że nic nie zaszło podczas krótkiego rejsu. Nie należało się za to łudzić, że kapitan po opuszczeniu statku nie poinformuje kogoś o masakrze, która zamieniła tę trasę w istny koszmar. Aż dziwnie było spoglądać na spokojne twarze, gdy dosłownie każdy wiedział, co zaraz zostanie znalezione w środku. Obraz tragedii, obok której nie dało się przejść obojętnie. San miał pewność, że kiedy odnajdą ciała, oni będą na tyle daleko, by nie mogli ich od tak znaleźć. 

Before the next one dies|  Ateez| SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz