90.

79 15 1
                                    

Pomieszczenie, do którego go wepchnęli nie przypominało standardowej celi. Był to pokój, o szarych jednolitych ścianach, z palącą się na suficie jarzeniówką. W rogu stało łóżko polowe, przykryte cienkim kocem, a tuż obok metalowy stoliczek z jedną szklanką wody. Kim spojrzał na nią podejrzliwie, domyślając się jaka może być jej rzeczywista zawartość. Frontowa ściana była przeszklona i za nią stał strażnik, trzymając odebraną Hongjoongowi broń. Joong nie miał pojęcia, z jakiego powodu nie odebrano mu ani zegarka, ani amunicji, a tym bardziej noża, który trzymał pod ubraniem. Pozbawili go tylko pistoletu, co wydawało się nieodpowiedzialnym posunięciem, zważywszy na to, że wciąż stwarzał dla nich zagrożenie. A może nie? Może twierdzili, iż taki dzieciak jak on, nie jest w stanie zrobić nikomu krzywdy, a trafił tam przypadkiem, lub przez jakąś bliżej nieokreśloną desperację? Z pewnością też od razu pojęli, że coś z dwójką lustrzanie podobnych do siebie osób jest na rzeczy, a jeśli tamten Hongjoong miał tutaj jakąś pozycję, to nie mogliby potraktować kogoś blisko z nim związanego, jak każdego innego więźnia. 

Przebywając na tej specyficznej przestrzeni, czuł się jak jakiś obiekt w muzeum lub przedmiot eksperymentu, którego każdy dookoła mógł oglądać jak jakąś atrakcję. Tak właśnie było, bowiem w ciągu kwadransa, przeszło tamtędy szesnastu pracowników, ubranych w eleganckie garnitury, niosących przy sobie teczki oraz skórzane nesesery. Każdy z nich, choć przelotnie, zerkał na chłopaka zamkniętego w środku. Niektórzy szturchali kompanów, idących obok i wskazywali na niego palcem. Inni zatrzymywali się, by poświęcić jego personie więcej uwagi. Ta ograniczała się do szczerego zmieszania, bowiem każdy tutaj znał mężczyznę, do jakiego Kim był łudząco podobny. 

Wciąż miał zakute nadgarstki, co potwornie go bolało, bowiem metal obcierał mu skórę do krwi. Podszedł bliżej szkła, wypatrując czegoś, co dałoby mu jakikolwiek ogląd sytuacji. Budynek od wewnątrz wyglądał niemalże jak każdy inny nowoczesny biurowiec w dużym mieście. Wystrój był raczej surowy, oświetlenie chłodne i nieprzyjemne dla oczu. Niektóre z par drzwi zabezpieczane były kodem lub skanerem identyfikatora, który każdy miał tu obowiązek nosić przy sobie. Posiadali je zarówno funkcjonariusze, jak i normalni pracownicy. Ci drudzy nosili ubrania w tej samej, jasno-szarej barwie, jakby był to jakiś odgórnie narzucony wymóg. Na ramieniu każdy z nich miał wyszyte logo, któremu Hong nie mógł się bliżej przyjrzeć, gdyż zachowywali w stosunku do niego stosowny dystans. Ochroniarz pilnujący wejścia do jego celi nie posiadał czegoś takiego. Właściwie, ten nie poruszył się ani o centymetr przez ten cały czas. Wpatrywał się przed siebie, trzymając karabin w pogotowiu. Jego oczy były wyprane ze wszelkich emocji, choć Joong mógł się założyć, że gdyby tylko zrobił jakiś gwałtowny ruch, tamten włączyłby się do akcji i prędko go unieszkodliwił. Tak by się zakończył ten scenariusz? A może błędnie zakładał, że jako młodszy, jest od niego słabszy? Przecież tyle razy dawał radę z większą ilością agresorów, więc kim był dla niego facet w średnim wieku? Gdyby zaatakował go gwałtownie, zanim tamten zdążyłby wystrzelić... gdyby wykorzystał jego nieuwagę...

Jego rozważania przerwało pojawienie się człowieka, na którego czekał najbardziej. Nie był jednak sam. Pojawił się w towarzystwie kogoś, kto łudząco przypominał Wooyounga. Widząc takie rzeczy, miało się ochotę zwątpić we własne zmysły. Szatyn miał to samo spojrzenie. Było nawet przesiąknięte tą samą goryczą, którą nosił w sobie ich Woo, po tym jak stracił Yeosanga. Chłopak z naprzeciwka też kogoś stracił. Kogoś, na kim ogromnie mu zależało. Sana. Hongjoong, doświadczywszy wielu śmierci, z łatwością potrafił rozpoznać kogoś, kogo spotkała podobna tragedia. To zakorzeniało się gdzieś w twojej osobowości i bez względu na to, czy się z tym pogodziłeś, czy zacząłeś nowe życie, ta rysa pozostawała w tobie na zawsze. 

Zaraz dołączyło do nich dwóch strażników w wojskowych kombinezonach. Patrzyli na szarowłosego jak na intruza. Z pewnością wystarczyłby im krótki sygnał, by wydać ostateczny wyrok. Takich mieli za sobą setki, więc dopisać nic nieznaczącego osiemnastolatka do listy ofiar, zdawało się czymś pozbawionym wagi. W takich chwilach dało się naprawdę pojąć, w jakim koszmarze przyszło im żyć. Jednego dnia człowiek był najwyższą wartością, a drugiego tylko liczbami, które tak łatwo upadały, były takie słabe. 

Before the next one dies|  Ateez| SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz