44.

110 21 8
                                    

 San dopiero po kilku minutach zorientował się, że Yunho nie jedzie za nimi. Panicznie spoglądał w lusterka, ale nigdzie nie dostrzegł znanego sobie pickupa. Jego zdenerwowanie przejął Wooyoung. Czuł jak na karku pojawiają mu się krople zimnego potu. 

- Nie widziałeś, w którą stronę skręcili?- spytał Choi drżącym tonem, ale szatyn zaprzeczył równie przerażony. Ani Yeosang, ani Jongho, także niczego nie zauważyli, więc nagłe zniknięcie pozostałej części grupy było dla nich olbrzymim szokiem, ale też dodatkowym powodem do stresu. Jongho wpijał paznokcie w tapicerkę, nie chcąc krzyknąć przy następnym odgłosie wystrzału. Sang tylko oglądał się na tylną szybę, zastanawiając się, ile ma procent szans na przeżycie i czy to już właściwy moment, by pożegnać się z najbliższymi. W przeciwieństwie do niego, San był przekonany, że ten ogon zdołają prędko zgubić, ale musiał przestać zważać na jakikolwiek komfort swoich pasażerów. 

Wcisnął mocno pedał gazu, a samochód wystrzelił jak z procy. Jongho był przekonany, że mężczyzna porządnie przy nim majstrował, ponieważ normalne rodzinne Hyundaye nie osiągały takich obrotów. Wszystkich wcisnęło w fotele, przez co poczuli, jakby znaleźli się na niezbyt stabilnej kolejce w parku rozrywki, a ten stan wydawał się jeszcze bliższy śmierci niż poprzedni. San był dobrym kierowcą, a to wszystko za sprawą doświadczenia. Oni mogli nie wiedzieć, ale gdy wcześniej działał w swoim zespole, wraz z Jeongiem byli niezastąpionymi kierowcami. A to nie był pierwszy raz, gdy musiał uciekać by ratować życie swoje i innych. 

- Schylcie się!- wrzasnął, wchodząc w ostry zakręt. Kula odbiła się od przedniego lusterka, powodując, iż to wręcz prysnęło na szklany pył. Brązowowłosy zbladł jeszcze bardziej, łapiąc głębokie wdechy. Pragnął też strzelać do przeciwnika, ale jechali na tyle szybko, że jakiekolwiek próby były niezasadne, skoro i tak by spudłował. 

Jeszcze kilka razy zmylili goniących ich funkcjonariuszy, aż w końcu dźwięki wyjących sygnałów ucichły. Wooyoungowi serce waliło jak kowadłem, Jongho wydobył z siebie długi świszczący wydech, ale nogi wciąż miał jak z waty. Nawet Sang był pod wrażeniem wyczynu Sana, lecz nigdy nie przyznałby tego na głos. Odetchnął z prawdziwą ulgą, ponieważ udało im się pokonać jedną z komplikacji. Pozostawała jednak druga, mianowicie wciąż nie mieli pojęcia, gdzie znajdują się Yunho, Mingi, Hongjoong oraz Seonghwa. Znając zdolności Parka, mogli oni wylądować na jakimś drzewie, barierce, czy czyimś ogrodzeniu, co w najmniejszym stopniu nie zdziwiłoby Kanga. Istniała też duża szansa, że patrol ich w końcu dorwał. I jakkolwiek Yeosang potrafiłby żartować ze wszystkiego, to w tym wypadku czuł mdlący lęk, przyprawiający go o ból głowy. 

Przejechali jeszcze kilka ulic, uważając by znów nie wpaść na nieprzyjaciela, ale nigdzie nie dostrzegli auta, jakim poruszała się tamta czwórka. Pomysłem Wooyounga było, ażeby opuścili pojazd i przeszukali wszystkie budynki, w jakich mogli się ukrywać. Chociaż brzmiało to jak zadanie na najbliższe kilkanaście godzin, ciągnące za sobą olbrzymie niebezpieczeństwo przyłapania przez kogoś im wrogiego, to San nie był w stanie się nie zgodzić. Sam nie miał pojęcia, co innego mogłoby pomóc w tej sytuacji. Trzymali telefony przy sobie, a Jongho stwierdził, iż poświęci swoją baterię, na wypadek, gdyby tamci chcieli się z nimi skontaktować. 

Ulice tego miasta były opustoszałe oraz brudne. Słoneczne niebo pokryło się szarymi chmurami, co wcale nie napawało nadzieją, ale Jung był zmotywowany, aby ich odszukać. Mogło się zdawać, że znali się na tyle krótko, by nie obchodził ich los tych ludzi, jednak były to zaledwie pozory. Przez ten czas zdążyli uwierzyć, że tylko w ósemkę są stanie przetrwać i jakikolwiek ubytek w ich drużynie, stanowiłby dla nich jednogłośny wyrok porażki. W dodatku Woo znał Seonghwę już całkiem długo. Nie powiedziałby, iż dawniej byli ze sobą niezwykle blisko, czy łączyła ich jakaś zażyła przyjaźń, lecz mieli wspólne wspomnienia, mieli na koncie różne uczynki w stronę drugiego, za które wypadało się odwdzięczyć. Sam fakt, że Hongjoong z Wooyoungiem przygarnęli go w tamto popołudnie, a później uciekając z obozu, nie skupili się na sobie, choć w dwójkę łatwiej byłoby im uciec, niż w piątkę. San liczył, iż samo bycie wspólnie tutaj oraz dzielenie problemów sprawi, że staną się rodziną. Był to jednak proces długotrwały, ale skuteczny i składało się na niego wiele czynników, lecz już nie było tej obojętności, jakiej jasnowłosy się najbardziej obawiał. 

Before the next one dies|  Ateez| SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz