100. Finał cz.2

92 13 11
                                    

Rzucili się pędem przed siebie. Biegli potykając się o własne nogi. Brakowało im tchu, powietrza. Ktoś złapał Hongjoonga za kark, mocno szarpiąc do tyłu. Zamachnął się łokciem, chcąc odtrącić przeciwnika, lecz ten mocno uderzył go w brzuch, już trzymając broń i już strzelając. Jednak Seonghwa wykręcił mu w tej chwili rękę, powodując, że nabój wbił się w sufit, nie raniąc Kima. Owładnięty amokiem uderzył go pięścią w twarz, po czym zacisnął długie palce na szyi, wkładając w to całą swoją siłę. Słyszał jak tamten usiłował wziąć głęboki wdech, lecz nie był w stanie. Brunet zamachnął się i rzucił głową mężczyzny o ścianę, tak że jego czaszka pękła z gruchotem, a plama krwi pokryła jasną farbę. Hongjoong w tym czasie powalił innego funkcjonariusza, który dwukrotnie próbował go postrzelić. Szarowłosy niewiele myśląc, przyłożył mu lufę do oka i wystrzelił, szczerząc się maniakalnie, widząc zmasakrowane lico mundurowego. Biegli dalej, tylko przypadkiem unikając kuli, które śmigały między ich głowami, będąc bardzo blisko zakończenia ich żywota. 

Mairag ledwie utrzymywała pistolet, nie mając pojęcia, gdzie strzela, ani co się dookoła dzieje. Zapanował zamęt, jakiego nie dało się objąć ludzkim umysłem. Wszędzie byli uzbrojeni ludzie, każdy krzyczał. Było potwornie głośno. Mnóstwo osób, a wśród nich jeden cel, który kazał zabić. Zabić ich piątkę. Joong już ledwie widział na oczy. Wdrapał się na wyższe piętro, podtrzymywany przez Seonghwę, który pilnował ich ogona i co minutę musiał wymieniać magazynek w skradzionym karabinie. Wzywali więcej służb. Wooyoung spoglądał na obrazy za nimi w istnej zgrozie. W życiu nie widział widoków równie strasznych oraz zapadających w pamięć. Wżerały się w jego mózg, pobudzając jeszcze większy ferment. Zamieszanie odbierało mu rozum. Czuł, jakby jego nogi od wycieńczenia płonęły żywym ogniem. Ktoś starał się złapać go za kończyny, sprowadzić do parteru, uderzyć, postrzelić, zabić... zwykłego nastolatka, który zdawał się tym wszystkim oszołomiony, jakby nie pojmował, z czym się mierzy. Strzelił w kogoś, a ten automatycznie padł, lecz dla Junga nie brzmiało to już jak zabójstwo. Odcinał się od każdej sekundy tu spędzonej, prosząc o odzyskanie spokoju. Anwan prowadziła Mairag, całą zalaną łzami, ze strużką karmazynowej cieczy cieknącej jej z barku, barwiącej ubranie. Woo chciał podejść, zapytać, co się stało, lecz nie mieli czasu. Śmierć zdawała się oplatać wokół każdego z nich z osobna. Szykowali się na niebezpieczeństwo, ale teraz zrozumieli, że nie byli gotowi. Że to bujda, że nigdy nie powinni tu wejść. 

Przemierzali następny poziom, szukając tej cholernej sali zgromadzeń. Ukryli się w jednym z pomieszczeń, lecz żadne z nich nie umiało się uspokoić. Odrobinę się przerzedziło, lecz teraz Joong popadał w popłoch, bowiem cały plan budowli wypadł mu z pamięci. Próbował przypomnieć sobie, gdzie powinni dotrzeć. Właściwą kartkę miał San, aczkolwiek on był w zupełnie innej części budynku i nie mieli jak się z nim skontaktować. Dlaczego w ogóle pozwolili sobie kiedykolwiek wmówić, iż będzie łatwiej? Wciąż żyli, ale nie brakowało tych, którzy zamierzali ten stan jak najprędzej zmienić. Hongjoong, korzystając z tego ułamka sekundy, zbliżył się do Hwy i go pocałował, lecz nie było w tym ani grama beztroskiej radości, jaka dawniej temu towarzyszyła. Szarowłosy nie uśmiechał się, gdy łączył ich wargi. Przypominało to deklarację, którą potrzebował złożyć, na wypadek, gdyby już nigdy nie miał okazji. Pogładził delikatnie kciukiem jego policzek, a Park zamknął na chwilę powieki, rozumiejąc nawet więcej, niż niższy pragnął mu przekazać. 

Na drugim piętrze rozległ się już kolejny alarm, a to zwołało masę nowych strażników, których zdawało się nie zrażać to, ilu ich współpracowników poległo. Możliwe, że bali się tak samo, jak ta czwórka. Jeśli nie wywiążą się z obowiązków, czeka ich określona kara. Ta najwyższa, od jakiej nie da się złożyć apelacji. Jak okrutnym trzeba być i jak bardzo nienawidzić świata, by skazywać go na takie samo cierpienie? Ile goryczy gnieździło się w sercu człowieka, który z zemsty był w stanie dopuścić się absolutnie wszystkiego i nie istniała dla niego granica, jakiej by nie przekroczył?

Before the next one dies|  Ateez| SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz